UPGRADE. Świeże, nowatorskie i zaskakujące dobre science fiction
Tekst z archiwum Film.org.pl
Ile razy widzieliśmy bardzo podobne historie? Tworząc film akcji na podstawie tych wyeksploatowanych tropów fabularnych, warto mieć w zanadrzu coś, co będzie wyróżniać go z tłumu. Dobrym przykładem takiej produkcji jest John Wick, który intryguje konstrukcją świata i zachwyca misternie nakręconymi długimi ujęciami walk wręcz i strzelanin. Dzięki świetnej choreografii (i zaangażowaniu Keanu Reevesa), bezbłędnie dobranej muzyce i fantastycznej scenografii otrzymujemy kino akcji, które nie bez powodu zostało przyjęte przez widzów i krytyków z wielkim entuzjazmem. Znany fanom horroru jako współtwórca Piły i Naznaczonego Leigh Whannell stał przed nie lada wyzwaniem, ale udało mu się przyćmić wiele filmów akcji z ostatnich lat.
Jak każdy film tego typu, Upgrade zaczyna się krótkim wprowadzeniem w świat bohaterów (w tym przypadku jest to niedaleka przyszłość) i tragedią, która wywraca uporządkowane życie protagonisty do góry nogami. Wskutek ataku zamaskowanych przestępców Grey traci cały sens swojej egzystencji, a jego duch zostaje złamany. Śmierć żony i kalectwo bezlitośnie rzucają bohatera na kolana i odbierają chęć powstania z nich. Znany głównie jako “ten gość podobny do Toma Hardy’ego” Logan Marshall-Green niezwykle przekonująco przedstawia obraz człowieka, który za sprawą potwornych wydarzeń utracił jakąkolwiek wolę życia. Sceny następujące po tragedii skutecznie tworzą fundamenty pod przyszłe decyzje bohatera i pozwalają nam dobrze go zrozumieć. W pewnym momencie na horyzoncie pojawia się bowiem wspaniała perspektywa w postaci wszczepu innowacyjnego implantu, który może pomóc Greyowi odzyskać kontrolę nad własnym ciałem. Mężczyzna bez większego namysłu decyduje się na operację, a niedługo później jest w stanie z powrotem chodzić. Okazuje się jednak, że jego cybernetyczny implant ma także sztuczną inteligencję, której głos Grey może usłyszeć w swojej głowie.
Dzięki nowemu kompanowi percepcja, wiedza i kompetencje analityczne Greya nie znają granic (z takim zastrzeżeniem, że te wszystkie dane nie pojawiają się magicznie w jego umyśle i muszą zostać werbalnie przekazane mu przez Stema), co pozwala mu rozpocząć poszukiwania morderców żony na własną rękę. Szybko okazuje się też, że protagonista Upgrade może oddać całkowitą kontrolę nad własnym ciałem Stemowi, co owocuje niesamowitymi scenami walk i prawdziwą niedolą przeciwników tego nietypowego duetu.
We wspomnianych scenach dużą rolę odgrywa praca kamery, która fenomenalnie współgra z syntetycznością ruchów Greya. Nie mamy najmniejszych wątpliwości, że działania bohatera Upgrade są podyktowane dokładnymi kalkulacjami i analizą sytuacji, a nie ludzką spontanicznością i adrenaliną. Jest to także pokaz świetnego aktorstwa w wykonaniu Marshalla-Greena (może teraz zyska on uwagę, na którą zasługuje), jako że twarz obserwująca czyny Stema wciąż należy do Greya. Ten nie miał nigdy okazji walczyć z kimś na śmierć i życie ani tym bardziej zamordować drugiego człowieka. Przerażenie w jego oczach i próby odwrócenia wzroku od tego, co robią należące do niego ręce, to z jednej strony nadzwyczaj udany czarny humor, a z drugiej coś prawdziwie niepokojącego. Utrata kontroli nad własnym ciałem i kompletne przejęcie jej przez kogoś obcego to perspektywa wzbudzająca skrajny dyskomfort, szczególnie gdy efektem cudzych działań jest groteskowo brutalna przemoc.
To jednak poboczna refleksja i w żaden sposób nie koliduje ona z efektownością i delikatnym komizmem scen walk w Upgrade. Wybitnie krwawych walk, należałoby dodać – dzieło Whannella nie bawi się w półśrodki i radośnie celebruje przerysowaną przemoc rodem z dylogii Grindhouse i kina akcji lat 80. Na całe szczęście osiągnięty efekt wygląda znacznie lepiej niż w wielu współczesnych akcyjniakach próbujących wskrzesić dawną magię. Zapomnijcie o fatalnych rozbryzgach cyfrowej krwi, które żenowały chociażby w pierwszych Niezniszczalnych. W Upgrade, pomimo bardzo skromnego budżetu (między trzema a pięcioma milionami dolarów), udało się bardzo umiejętnie połączyć CGI z praktycznymi efektami specjalnymi, by osiągnąć rezultat zawstydzający znacznie droższe produkcje. Tyczy się to zresztą nie tylko rozrywanych głów – cały film wygląda wprost zjawiskowo i co chwilę zachwyca ciekawym kadrem albo klimatycznym neonowym oświetleniem. Reżyser zdaje się doskonale zdawać sobie sprawę z tego, na co może sobie pozwolić ze swoim budżetem, dzięki czemu film w żadnym momencie nie wygląda tanio.
Upgrade nie tylko świetnie wygląda, ale również fenomenalnie brzmi. Elektroniczna ścieżka dźwiękowa bezbłędnie oddaje mrok historii Greya, a także pasuje do wizualnego stylu filmu i cyberpunkowej wizji świata, którą ten prezentuje (fani serii Deus Ex będą zadowoleni). Neonowa stylistyka i bezceremonialna przemoc z pewnością przypadną do gustu fanom twórczości Nicolasa Windinga Refna, o ile nie będzie im przeszkadzał czarny humor, którego raczej na próżno szukać w dziełach duńskiego reżysera (proszę mnie poprawić, jeśli się mylę w tej ostatniej kwestii). Dzieło Whannella można w ciemno polecić także tym widzom, którym przejadło się już kino zemsty, jako że jest to niezwykle odświeżające potraktowanie tej konwencji. Już sama relacja Stema z Greyem czyni ten film ciekawszym niż większość pozornie podobnych tytułów, podobnie zresztą jak prowokujący refleksje świat bohaterów. Ekspozycja tego ostatniego mogłaby być bardziej rozbudowana, podobnie zresztą jak osobowości pozostałych postaci, ale nie są to znaczące uchybienia. Całość jest wybitnie satysfakcjonującym spektaklem i audiowizualną ucztą dla zmysłów – jeśli zaś w połowie filmu jesteście przekonani, że rozgryźliście całą intrygę, to najpewniej nie macie racji, a doskonałe zakończenie w efektowny sposób wyprowadzi was z błędu.