GIŃ, 2020! Ameryka to ŚWIAT, świat to AMERYKA
Miłość Amerykanów do siebie jest bezgraniczna. Ich wersja demokracji jest najlepsza, ich filmy, ich polityka i ich wartości, a może i ich koronawirus. Ta buńczuczność przebija z Giń, 2020!, chociaż często jest naprawdę śmiesznie i celnie. Nie będzie na wyrost stwierdzenie, że w tak różnorodnym społeczeństwie, jakim są Amerykanie, odbijają się problemy sporej części reszty społeczeństw, dotyczące nie tylko walki z Covid-19, ale i wyborami, bezrobociem, ograniczaniem w demokracji swobód obywatelskich itd. Tak że aż tak bardzo ten amerykocentryzm w Giń, 2020! nie przeszkadza, gdyż USA wciąż nas fascynuje. Poza tym nawet na naszej polskiej scenie partyjnej łatwo dostrzec tak silną polaryzację, jak między republikanami a całą resztą polityków w Stanach. Warto więc spisać rok 2020 na straty i go wyśmiać z pomocą najnowszego paradokumentu od Netflixa.
Jak na gatunek paradokumentalny, twórcy całkiem się postarali. Zatrudnili zawodowych i znanych aktorów oraz powierzyli im role niedoinformowanych, nieco gapiowatych dziennikarzy, komentatorów, rzeczników prasowych, naukowców i tym podobnych, medialnych guru, a także tzw. zwykłych przedstawicieli społeczeństwa. Wszyscy oni stworzyli wizerunek roku 2020 jako jednego z najgorszych wydarzeń w dziejach świata. Problem jednak w tym, że dziwnym trafem większość czasu została poświęcona nawet nie koronawirusowi, lecz polityce i w ogóle osobie Donalda Trumpa oraz wyborom prezydenckim w USA. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby temat ten został wystarczająco zrównoważony innymi wydarzeniami na świecie. A tak poza USA i trochę Wielką Brytanią reszta świata w filmie właściwie nie istnieje. Pojawia się na chwilę Australia i Ukraina. Ta pierwsza jednak szybko zostaje strawiona przez pożary, a ta druga w kontekście Joe Bidena i nagonki administracji Trumpa w ogóle przestaje istnieć jako państwo. Postarała się o to Lisa Kudrow jako nieprzeciętnie przygłupia republikanka z otoczenia Trumpa. Generalnie wychodzi na to, że republikanie, może sami nie będąc aż takimi idiotami, przyciągają wszelkiej maści kretynów obecnych pośród wyborców.
Podobne wpisy
Uznać więc można, że Giń, 2020! został nakręcony bardziej dla amerykańskiej inteligencji niż dla jakiejkolwiek innej grupy społecznej w jakimkolwiek innym państwie. Z tego powodu u przeciętnego Europejczyka, a dokładniej Słowianina, większość z pokazanych problemów nie wywołuje takich emocji jak np. nasza rodzima afera ze szczepieniem celebrytów czy regularne otaczanie setkami policjantów domu Kaczyńskiego w czasie kobiecych demonstracji. Niemniej ciekawie jest popatrzeć, jak dalece można w tak mocarstwowym kraju jak USA robić sobie jaja z prezydenta i wielu innych tragedii, w tym koronawirusa.
Jedną z najciekawszych hipotez zaprezentowanych w Giń, 2020! jest sposób przeniesienia SARS-CoV-2 z nietoperza na człowieka. Podobno nastąpiło to poprzez współżycie człowieka z tym zwierzęciem. Sperma nietoperka dostała się do, jak to słodko ujmuje tłumaczenie, dziurki od siusiu, która zaropiała i nastąpiło zakażenie. Naukowcy próbowali nawet odtworzyć w laboratorium tę sytuację, ale o dziwo nietoperz wciąż im uciekał.
Z innych rewelacji, których dowiemy się z filmu, warto wspomnieć m.in. o konferencji w Davos, gdzie zbierają się najwięksi światowi dranie, udając, że w 2020 roku najważniejsza była zmiana polityki klimatycznej. Zaprosili na konferencję nawet Gretę Thunberg, tylko po to, żeby zrobić z niej idiotkę, a potem regularnie się z niej wyśmiewać. Jeśli chodzi zaś o same USA, to Trump jest podobny do świni, a u demokratów rozgrywał się geriatryczny Tekken w postaci wewnętrznych wyborów kandydata na prezydenta Stanów. Ostatecznie pamiętający czasy wojny secesyjnej Joe Biden wygrał z Sandersem. Poza tym jak to Amerykanie, prócz polityki lubią się zabawić, czyli musiała się u nich odbyć oscarowa impreza, którą rokrocznie robi sobie kaukaskie towarzystwo, wciąż obiecując, że nagrodzonymi będzie cała masa Afroamerykanów, a na ulicy też standard – policja zamordowała kolejnego czarnego (George Floyd).
Warto jeszcze przytoczyć dwie ciekawe teorie. Może Polacy również wyciągną z nich pouczające wnioski.
Pierwsza teza jest taka: Amerykanów do koronawirusa przekonało to, że zaraziła się nim taka gwiazda jak Tom Hanks. Skoro tak, to wirusem może się zarazić nawet sam Bóg, więc i każdy przeciętny Amerykanin. Jak widać, taki sposób myślenia potrafi zadziałać, żeby społeczność USA uwierzyła w Covid-19. Nie wiem, co u nas musiałoby się stać i jaki proces myślowy musiałby mieć miejsce, żeby przeciętny wyborca takiej np. Konfederacji uwierzył w wirusa. Macie jakieś pomysły? Może zarażenie Grzegorza Brauna, najlepiej podczas modlitwy, i to w kościele, przez biskupa, który twierdził wcześniej, że koronawirus jest karą za homoseksualizm?
Druga to raczej nie teza, lecz satyra na społeczeństwo, które jest tak mądre, jak zaprezentowana w filmie przeciętna Angielka (Diane Morgan jako Gemma Nerrick), która zasugerowała się zachowaniem Borisa Johnsona, czyli naczelnego stracha na wróble Wielkiej Brytanii. Boris jak to Boris, reklamował mycie rąk i mydło, nie wierząc w maseczki i zjadliwości koronawirusa. A potem szedł do szpitala z koronapacjentami i ściskał im wszystkim ręce. Przeciętna Angielka uznała więc, że premier zniechęcił ją do używania rąk w ogóle i zaczęła wszystko robić łokciami. O dziwo wtedy zostawił ją chłopak. Takie jest przeciętne społeczeństwo niezależnie od szerokości geograficznej – głupie jak but.
Wracając jeszcze do tego amerykocentryzmu, bolałby on o wiele bardziej, gdyby nie dobrzy aktorzy. W dokumencie bryluje, rzecz jasna, Samuel L. Jackson. Wydaje się, że postać przez niego grana wie najwięcej o świecie w 2020 roku spośród wszystkich „ekspertów”. Zaraz za nim jest Hugh Grant, profesor historii, który nie za bardzo rozumie podział na świat fikcji i faktów. Np. twierdzi, że był z Ewokami na księżycu Endor. Trzecie miejsce należy się Samsonowi Kayo za rolę naukowca porównującego wygląd Covida-19 do kosmicznej piłki do kosza renderowanej na PS2. Coś w tym faktycznie jest, chociaż ja akurat jestem ze świata Xboxa.
Zastanówmy się więc nad tym nietypowym, tajemniczym, morderczym i pełnym lęku rokiem 2020. Czy moglibyśmy go przeżyć inaczej, gdybyśmy mieli taką szansę? Może przynajmniej wykorzystalibyśmy okazję i się więcej uśmiechali.