FREDDY KONTRA JASON. Pojedynek gigantów
Dzieci wciąż się mnie bały…
Strach dawał mi moc wnikania w ich sny.
I właśnie to było dla mnie prawdziwą zabawą!Aż do momentu, gdy odnalazły sposób,
by o mnie zapomnieć, bym całkowicie zniknął!
Być trupem to nie problem…
Ale być zapomnianym – to jest sukinsyństwo!
Nie mogę powrócić, jeżeli nikt o mnie nie pamięta…
Nie mogę powrócić, jeżeli nikt się mnie nie boi!Musiałem przeszukiwać granice piekieł…
Ale znalazłem kogoś… Kogoś, kto odświeży pamięć…
Odbierze krew, a ja odzyskam sławę…
I strach, który jest moim biletem do domu…
Zarówno seria Koszmarów z ulicy Wiązów, jak i seria Piątków trzynastego to pozycje kultowe w kinie gatunku slasher movies i gore. Śmiem wątpić, czy znajdzie się jakaś osoba – tudzież zagorzały miłośnik filmów – która nie widziała lub choćby nie słyszała o jakiejkolwiek części z dwóch wyżej wymienionych serii. Tyczy się to także postaci. Może zanim zacznę właściwą recenzję filmu – zróbmy krok w przeszłość i przypomnijmy sobie kilka faktów o postaciach Freddy’ego i Jasona…
FREDDY KRUEGER
Syn zakonnicy, mieszkaniec miasteczka Springwood. Morderca dzieci (szczególnie lubił zabijać małe dziewczynki). Podczas procesu został uniewinniony, więc rodzice sami dokonali linczu. Freddy spłonął we własnym domu, lecz powrócił. Stał się czymś znacznie gorszym. Pozyskał zdolność wnikania w cudze sny, dzięki czemu w sennych koszmarach męczy “swoje dzieci” ze Springwood. Nie byłoby w tym nic aż tak tragicznego, gdyby nie fakt, że koszmary stają się rzeczywistością… Freddy posiada charakterystyczny strój – kapelusz i sweter w zielono-czerwone pasy. Do tego wszystkiego na prawej ręce nieodłączna rękawica z ostrzami – podstawowe narzędzie tortur Kruegera. Freddy ma spaloną skórę, co tylko nadaje mu bardziej odrażający wygląd. Nie jest mordercą idącym na liczbę, ale na jakość. Swoje ofiary wybiera starannie, torturuje, bawi się z nimi w morderczą grę. Cechuje go specyficzny humor, lubi “rzucać” ciekawymi tekstami (sporo z nich przeszło na stale do klasyki gatunku). W jego rolę od początku wciela się kapitalny Robert Englund. Przed Freddy vs. Jason powstało aż siedem części cyklu Koszmaru z ulicy Wiązów. Zdecydowanie najlepszą była część pierwsza, dalej już niestety mamy do czynienia z tendencją spadkową. Dopiero recenzowany tutaj film to powrót Kruegera w chwale.
JASON VOORHEES
Największy morderca w historii kina. Zabił ponad 120 osób na ekranie (cała seria Piątków… liczy ponad 200 trupów). Jego matka była niezrównoważona psychiczne. Mały Jason utonął w jeziorze Crystal Lake przez nieuwagę swoich opiekunów z obozu. Po latach powraca, a cel jest nad wyraz prosty – zemsta. Postać Jasona to klasyk kina slasher movies. Przed Freddy vs. Jason powstało 10 części Piątków…. Z ich jakością bywało różnie – od naprawdę niezłych filmów do niestety bzdurnych wręcz tandet… Nieodłącznymi atrybutami Jasona są maska hokejowa (nota bene przyodział ją dopiero w części trzeciej, potem nosi ją aż do końca) oraz słynna maczeta (chociaż w niektórych częściach zastępowana nieco bardziej wymyślnymi narzędziami zbrodni, jak np. wielka piła tarczowa. Voorhees ma niesamowity dar – nie można go zabić. Pozostawiony w spokoju nie daje się we znaki, ale gdy tylko coś lub ktoś go zbudzi – zaczyna się masakra. Za każdym razem albo zmartwychwstaje z grobu, albo wychodzi z jeziora Crystal Lake (zdarzały się też inne możliwości). Jason jest wielki, niesamowicie silny, ale jednocześnie też niezbyt rozgarnięty, wręcz głupi. Jednakże masakra i wymyślne morderstwa z jego udziałem, pozbawione gracji czy finezji, autentycznie świetnie się ogląda. Za wszelką cenę dopadnie swoją ofiarę, przeważnie zmierzając do niej powolnym krokiem. W rolę Jasona wcielało się kilku aktorów, zdecydowanie najlepiej postać zagrali Kane Hodder oraz najnowszy odtwórca – Ken Kirzinger. Podsumowując, można napisać, że Jason Voorhees to morderca doskonały – zimny, bezlitosny, bez skrupułów, w przeciwieństwie do Freddy’ego – nie idzie na jakość, ale na liczbę. Maczecie ciężko uciec, a samo spotkanie z tą postacią psychopatycznego mordercy i przeżycie to nie lada sztuka.
Już w dziewiątej części Piątku trzynastego (Jason Goes To Hell – The Final Friday) mamy zapowiedź spotkania się tych dwóch postaci na jednym ekranie. Ci, którzy oglądali, zapewne pamiętają końcową scenę, w której na ziemi leży maska Jasona, a za chwilę z piachu wynurzają się słynne ostrza i wciągają maskę pod ziemię. Freddy vs. Jason jest właściwie ósmą częścią Koszmarów… i jedenastą częścią Piątków. Przyznam szczerze, że lubię zarówno jedną, jak i drugą serię, chociaż jakoś bardziej darzę sympatią rewelacyjną postać Jasona. Lubię też filmy typu slasher movie i gore (np. jeszcze seria Halloween czy Hellraiser), więc z tym większą niecierpliwością czekałem na starcie Jasona z Freddym. Do tego doszedł niesamowity wynik w amerykańskim box-office (ponad 80 mln dolarów!) i moje oczekiwanie w podnieceniu osiągnęło apogeum. Dwie legendy na jednym ekranie. Dwie tak dobrze znane i kojarzone legendy. Dwóch wielkich morderców, dwóch psychopatów spotyka się w jednym filmie, aby walczyć. Nie po jednej stronie, ale przeciwko sobie. Zło kontra zło – to dość niebezpieczna walka. Właściwą recenzję czas zacząć…
Fabuła przedstawia się mniej więcej tak, jak napisałem w tzw. “wstępniaku”. Już sam filmowy prolog jest iście genialny! W miasteczku Springwood zupełnie zapomniano o Freddym, zatem nie ma on możności powrotu z piekła. Jednak znajduje sposób, by się stamtąd wyrwać. Do swoich morderczych planów wykorzystuje innego wielkiego mordercę – Jasona – który w imieniu Freddy’ego ma siać postrach w Springwood. Krueger podstępem zwabia Voorheesa na ulicę Wiązów i zaczyna się masakra. Mieszkańcy zaczynają powoli przypominać sobie postać mordercy w kapeluszu i z rękawicą z nożami. Straszliwe koszmary powracają, Freddy znów wkracza do akcji. Jednak problem polega na tym, że Jasonowi najwyraźniej spodobała się “zabawa” w miasteczku Springwood i raczej nie ma ochoty dobrowolnie wycofać się i zakończyć całej masakry. A sprawy komplikują się jeszcze bardziej, gdy zabójca z Crystal Lake odkrywa, że jest tylko marionetką w rękach Kruegera. I tak zaczyna się wielka batalia. Kto wygra? Tego oczywiście nie zdradzę. Fabuła wbrew pozorom jest dobra i trzyma się kupy. Bardzo dobrze, że nie wymyślono byle jakiej, skleconej na szybko historii tylko po to, by ukazać walkę dwóch legendarnych morderców na ekranie. Chwała za to scenarzystom, chwała za to reżyserowi. Freddy vs. Jason właściwie bardziej osadzony jest w realiach Koszmaru z ulicy Wiązów, bo jak by nie patrzeć – historia przedstawiona jest z perspektywy Freddy’ego. Jednak producenci umiejętnie wszystko “wyśrodkowali” i nie ma sytuacji, że któraś z tytułowych postaci gości na ekranie mniej czy więcej. To samo tyczy się miejsca akcji i zdarzeń – jest miasteczko Springwood, jest i obóz Crystal Lake. Jest masakra w wykonaniu Jasona, są koszmary z Freddym w roli głównej. Malkontenci nie powinni narzekać na brak wrażeń.
Akcji w filmie nie brakuje. Wszystko dzieje się szybko – może czasami zbyt szybko, ale trudno się dziwić, skoro w jednym filmie (trwającym nawiasem mówiąc tylko ponad półtorej godziny) upchnięto połączenie dwóch dość mocno rozbudowanych historii. Z jednej strony to dobrze, że nie ma absolutnie żadnych zbędnych dłużyzn, niepotrzebnego gadania itp. itd., z drugiej strony – osoby niezaznajomione z tymi dwiema seriami poczują się nieco dziwnie rzucone w wir wydarzeń. Jednak nie zrozumcie mnie źle – to nie jest tak, że niezaznajomiony z seriami widz nie będzie wiedział co, jak, gdzie i kiedy. Dla takich osób są pewne uproszczone wyjaśnienia, które w zupełności wystarczają, aby zrozumieć fabułę i zdarzenia rozgrywające się na ekranie, a także historię tytułowych postaci. Filmowa akcja stoi na najwyższym poziomie. Wystarczy, że przytoczę kilka przykładów, a po obejrzeniu sami się przekonacie, że miałem rację. Pomijam już genialny prolog (aż do czołówki z tytułem filmu), o którym pisałem już gdzieś powyżej. Ale wystarczy wspomnieć wszelkie akcje z udziałem Jasona – scena na polu kukurydzy, gdzie płonący morderca robi “sieczkę” – wygląda niesamowicie efektownie, do tego dochodzi rewelacyjna realizacja. Akcja w szpitalu psychiatrycznym z pewnością należy do najlepszych w swojej klasie, scena, gdy Jason zmierza wolnym krokiem w stronę jednego z bohaterów opanowanego przez Freddy’ego, to mistrzostwo. Nie mówiąc już o kapitalnym, końcowym pojedynku Freda z Voorheesem na wybrzeżu jeziora Crystal Lake. Do tego dochodzą oczywiście sny. A to Fred męczący w snach główną bohaterkę (scena na komisariacie niesamowicie mroczna i klimatyczna), czy… Jasona! Wyobraźcie sobie scenę, gdy dwie tytułowe postacie stają naprzeciwko siebie, ale… we śnie. Tu przewagę ma z pewnością Krueger, ale przypomnę tylko, że walka toczy się też w rzeczywistym świecie. Warto wspomnieć jeszcze o takich scenach jak wyskok Kruegera z wody (gdzie zmienia się barwa całego otoczenia – wygląda to świetnie!) czy retrospekcje i ukazanie obozu Crystal Lake kilkadziesiąt lat wcześniej. Niby są to szczegóły, ale szczegóły, które znakomicie podnoszą jakość całości. Mówię wam – większość z tych akcji i scen przejdzie do klasyki kina slasher movies i gore. To samo tyczy się tekstów i kwestii “rzucanych” przez Freddy’ego (“Come to Freddy!”, “Welcome to my nightmare”, “Let me handle this bitch”, “Welcome to my world, bitch!” – kilka przykładów).