FREDDY KONTRA JASON. Pojedynek gigantów
Realizacja całości jak i efekty są zadziwiająco dobre – czego zazwyczaj nie należy spodziewać się po filmach z tego gatunku. Przy slasher movies i gore na ekranie zazwyczaj gości tandeta i kicz. Nie w przypadku Freddy vs. Jason. Przede wszystkim charakteryzacja i kostiumy – Kena Kirzingera jako Jasona i Roberta Englunda, który w roli Kruegera w ogóle się nie starzeje! Sceny poszczególnych akcji zrealizowane są na najwyższym poziome – chodzi mi tu o wszelkie właściwe – że tak powiem – ujęcia, odpowiednie najazdy kamery – wszystko bez zarzutu, wszystko przedstawione tak, jak chciałby widz. Wielkie brawa! Aby przekonać się o tak znakomitej realizacji, wystarczy obejrzeć sobie końcową batalię – nie uświadczymy tam sztuczności czy komputerowych efektów specjalnych. Nie ma też przejawów tandety i kiczu – a jeżeli już są, to zamierzone, by nawiązać co nieco do filmów klasy B. Tyczy się to przede wszystkim tryskającej na prawo i lewo krwi (naprawdę sporo tu tego), jednak krew tryska z gracją i nie jest tylko elementem wypełniającym niedociągnięcia akcji. Dobrą akcję poznaje się po tym, że można ją scena po scenie odtworzyć w pamięci. Tak jest ze wszystkimi z Freddy vs. Jason – dlatego tak wysoko je cenię.
Warto wspomnieć co nieco o aktorstwie. Cóż, można narzekać, że aktorki są tu rozkrzyczane i że mogą drażnić, ale zaraz, zaraz – przecież to główna cecha filmów tego gatunku! Dlatego reżyser Ronny Yu po raz kolejny zastosował umiejętne nawiązanie. Chociaż przyznam szczerze, że film nie zawiera w sumie tak dużo banalnych, głupich czy wręcz drażniących dialogów. Chociaż raz nie drażniło mnie ani trochę aktorstwo (co zazwyczaj się zdarza w slasher movies). Swój debiut na ekranie (większa rola filmowa) ma tutaj Kelly Rowland z grupy Destiny’s Child. O dziwo – w przeciwieństwie do innych, podobnych “gwiazdeczek”- Kelly zagrała nad wyraz udanie. Oczywiście mając na myśli “aktorstwo” we Freddy vs. Jason nie chodzi mi o żadne głębie postaci – gatunek horroru ma nieco odmienne prawa, którymi konsekwentnie się rządzi. W tym miejscu chciałbym złożyć hołd panu Kenowi Kirzingerowi, który w rolę Jasona wcielił się fenomenalnie (o Freddym nawet nie wspominam, gdyż Robert Englund jak zwykle rewelacyjnie odegrał swoją rolę). Dotychczas najlepszym Jasonem był Kane Hodder (części Piątków – 7, 8, 9, 10), jednak teraz – moim zdaniem – podium przejmuje pan Kirzinger.
Wypadałoby napomnieć chociaż trochę o wadach… Konkretnie o dwóch. Pierwsza to fakt, że osoby, które wcześniej nie widziały lub nie słyszały o żadnej części serii (a są tacy?) będą miały wrażenie chaosu, wiele rzeczy będzie dla nich wyjaśnionych zbyt pobieżnie, wiele wątków będzie niezrozumiałych. Te osoby nie “złapią” legendy tych filmów i postaci oraz całego specyficznego klimatu. Nie jest żadną tajemnicą, że Freddy vs. Jason skierowany jest przede wszystkim do fanów i miłośników. Druga wada – miejscami wszystko dzieje się trochę zbyt szybko, zauważalne są zbyt chaotyczne przeskoki z jednej akcji do drugiej, z jednego wątku do kolejnego.
Czas na podsumowanie. Freddy vs. Jason to połączenie najlepszych cech, jakie ma zarówno jedna, jak i druga seria. Mnóstwo smaczków, dwie legendy – kapitalna sprawa. Wiele tracą osoby, które nie zapoznały się z tymi cyklami. Moja końcowa ocena jest bardzo subiektywna. Niestety nie udało mi się ocenić filmu obiektywnie, z początku – kierując się chociaż małą dawką obiektywizmu – chciałem wystawić “siódemkę”, nawet z kawałkiem, uznając Freddy vs. Jason za pozycję zwyczajnie dobrą. Jednak im więcej razy oglądałem film – tym bardziej mi się podobał. A obejrzałem go już kilkanaście – a może nawet i więcej – razy. I mam ochotę obejrzeć raz jeszcze, chociaż te wybrane, najlepsze akcje i sceny, które mogę wałkować w nieskończoność i bez cienia najmniejszego znużenia. I to jest dla mnie wyznacznikiem jakości. Dlatego ostatecznie nota bardzo wysoka – “ósemka” – za pomysł, za wykonanie, za całokształt. Większość osób i tak uzna ten film za pozycję zupełnie średnią lub nawet za zwyczajny badziew. Szczerze mówiąc nie dbam o to, ja uważam, że film jest rewelacyjny, szczególnie jeśli się ma w pamięci te dwie kultowe serie. I w tym przypadku Freddy vs. Jason to powrót gatunku slasher movies w pełni chwały. Film ambitny? Nieeee. Czysta rozrywka pełna smaczków i elementów kultowych serii? Zdecydowanie tak. Dla fanów tej odmiany horroru i tych postaci – pozycja obowiązkowa.
Tekst z archiwum film.org.pl.