FIGHTING. Nie spełnia żadnego z wymagań

Wyżej wymieniony to jeden z najbardziej powszechnych motywów, jaki możemy spotkać w kinie. Historie tego typu były obecne wśród scenariuszy filmowych od samego początku i będą się wciąż pojawiały, póki będzie istnieć X muza. W końcu nie ma nic łatwiejszego niż napisać historię, w której główny bohater na początku jest na dnie, by odkryć w sobie niezwykły talent, który rozwinie w sobie do najwyższego poziomu. W tej drodze najczęściej pomaga mu swoisty mentor, często spotyka także miłość na całe życie i mimo wielu przeszkód, które staną na jego drodze, ostatecznie zwycięży. Wiele filmów opartych na takim schemacie odniosło sukces, ale o wiele więcej jest takich, które w żaden sposób nie wzbogaciły listy filmowych arcydzieł i zostały dawno zapomniane. Kolejny oparty na tym schemacie film pod tytułem Fighting właśnie wszedł na ekrany polskich kin i jestem pewny, że nie pozostanie zbyt długo w pamięci widzów.
Główny bohater filmu, Sean Arthur, zarabia na życie handlując podrobionym towarem na ulicach Nowego Jorku. Pewnego dnia poznaje Harveya Boardena, który proponuje chłopakowi bardzo lukratywną ofertę wzięcia udziału w nielegalnych ulicznych walkach. Sean pokonuje kolejnych przeciwników, zaczyna zarabiać coraz większe kwoty, a także poznaje piękną Zulay. Jednak z czasem odkrywa, że nie zawsze jego zwycięstwa są w interesie Harveya, na dodatek on i Zulay skrywają pewne mroczne tajemnice. Poza tym Sean na swojej drodze spotyka Evana Haileya, swojego dawnego rywala.
Jak widać fabuła nie jest specjalnie oryginalna, nie ma w niej również mowy o jakichś zaskakujących i niespodziewanych zwrotach akcji. Można się też przyczepić do logiki niektórych scen, jak choćby tej, w której Sean zaskakująco szybko przyjmuje ofertę od dopiero co poznanego Harveya. Na dodatek Fighting ma chyba najpoważniejszą wadę, jaką można zarzucić filmowi: jest po prostu nudny. Historia Seana nie jest specjalnie zajmująca, mało tutaj scen, które nadałyby temu, opowiadającemu przecież o walkach, filmowi nieco dynamiki. Kuleją też dialogi. Dobrze wypadają niektóre bardzo błyskotliwe kwestie Harveya, ale już teksty, które wypowiada Sean, zwłaszcza w scenach razem z Zulay, rażą sztampowością.
W roli głównej wystąpił jeden z idoli współczesnych nastolatek, znany głównie ze Step up – Channing Tatum. O ile w tamtym filmie można było się nim pozachwycać w scenach tanecznych, w których był naprawdę dobry, o tyle w tym filmie nie dane mu było zatańczyć i, niestety, kazano mu grać. Piszę niestety, gdyż Tatum prezentuje wręcz wzorowo styl gry nazywany potocznie „drewnianym”. Jego twarz, niezależnie od tego, czy ma grać radość czy złość, prezentuje ten sam wyraz, i tylko od czasu do czasu urozmaica ją jakimś grymasem. Dodając jeszcze do tego wyżej wymienione kiepskie dialogi, mamy w efekcie potwornie słaby całokształt. Podobnie jest z Zulay Helano, która wcieliła się w rolę Zulay – można o niej jedynie powiedzieć, że jest naprawdę piękną kobietą. W roli Harveya wystąpił doświadczony Terrence Howard, znany ze świetnych ról w Hustle and Flow oraz Mieście gniewu. Tutaj nie gra na poziomie tamtych ról, widać, że specjalnie się nie wysilał, ale mimo wszystko wypada lepiej od głównego bohatera. W jego grze jest dużo naturalności, a dodając do tego dobre kwestie wypowiadane z charakterystycznym akcentem, można go uznać za całkiem ciekawą postać.
Podobne wpisy
Skoro film o walce, to warto chwilę poświęcić samym walkom. Nie są to sceny dla fanów nawalanek pełnych baletowej finezji a’la wczesny Van Damme, ani dopracowanych w każdym szczególe spektakularnych mordobić, jakie można było zobaczyć w Matrixie. Tutaj wygląda to tak, jakby choreograf dał sobie wolne, bo walki przypominają raczej bójki, jakie toczą ze sobą pijani faceci w knajpach. Dużo tutaj rzucania przeciwnikiem o ściany, okładania się po twarzach i żebrach, szarpania i rzucania po podłodze. Pojedynki te wyglądają nieźle, choć niestety pozbawione są jakichkolwiek emocji, które spowodowałyby, że kibicowalibyśmy głównemu bohaterowi. Nie są one też specjalnie krwawe, poza odnotowaniem kilku siniaków i zadrapań, uczestnikom, krwawych przecież w zamierzeniu walk, nie dzieje się większa krzywda.
Podsumowując, niespecjalnie udany to film. Fighting, który zgodnie z tytułem powinien aż kipieć od emocji, krwi, potu, i przede wszystkim zachwycać charyzmatycznym bohaterem, nie spełnia żadnego z tych wymagań. Channing Tatum udowadnia, że w kwestii aktorstwa jeszcze masa pracy przed nim. Zawiódł także reżyser, Dito Montiel, którego debiutem był znakomity film Wszyscy twoi święci. Niestety, jego drugi obraz zawodzi niemal na całej linii.
Tekst z archiwum film.org.pl (24.10.2009).