FERNANDO. Pozostaje niedosyt
Byczek Fernando nie odnajduje się w hodowli Casa del Toro. W przeciwieństwie do swoich zapalonych rówieśników nie marzy o wyjeździe na arenę. Czołowe pojedynki, ścieranie rogów oraz trening nie sprawiają mu przyjemności. Prężenie muskułów i fizyczna rywalizacja nie korespondują z jego wrażliwą naturą. Nie rozumie jej również jego ojciec: hardy wojownik, ale jednocześnie pełen rodzicielskiego ciepła opiekun. Fernando bowiem najbardziej lubi kwiaty: ich zapach, kolor i kształt. Wystarczy, że jedna roślinka przebije się przez wyschnięty, żwirowaty wybieg, by nasz bohater troskliwie o nią zadbał. W zębach przyniesie wiadro wody, osłoni przed zderzającymi się nad nią bykami. Fernando ma w sobie spore pokłady czułości. Równie wiele w nim odwagi. To dobrze napisana, psychologicznie złożona i wiarygodna postać.
Pozostaje jeszcze jedna kwestia: kluczowa i ustanawiająca wszystkie relacje między bohaterami. Jest nią fakt, że byki nie wiedzą, jaki los ich czeka, gdy zostaną wybrane do uczestnictwa w corridzie.
Najnowsza animacja studia Blue Sky Studios, odpowiedzialnego między innymi za Epokę lodowcową i Horton słyszy Ktosia, opiera się na zderzeniu dwóch różnych światów. Po jednej stronie mamy hodowlę, gdzie od troski o zwierzęta ważniejsze są płynące dzięki nim zyski, a ewentualną drogę ucieczki skutecznie blokuje znajdujące się pod napięciem ogrodzenie. Po drugiej mamy znajdujący się na zielonych wzgórzach idylliczny dom z kwiatowym ogrodem pielęgnowanym przez pewną dobrą rodzinę. Do niej, po udanej ucieczce z Casa del Toro, szczęśliwie trafia Fernando. Kontrast między oboma miejscami wybrzmiewa bardzo mocno. Zaznaczany jest on zmianą palety barw na łagodniejszą, spowolnionym tempem narracji i uspokajającą muzyczną aranżacją. Autorzy animacji lokują wychowawczy potencjał filmu w zestawianiu opozycyjnych modeli zachowań zmieniających się właścicieli byka. Fernando jest kinem z tezą, ale przekonująco sprzedaną.
Podobne wpisy
Fernando potrafi wzruszyć i zaniepokoić. Szczególnie silnym nośnikiem emocji jest wykorzystywana przez twórców niewiedza byków o ich przeznaczeniu. To ona ich zniewala i daje ułudę bezpieczeństwa. Wśród zwierząt funkcjonuje nawet powiedzonko: “Mięso albo walka”. Albo jedziesz do rzeźni, albo zdobywasz wieczną chwałę na arenie. W obu przypadkach czeka ich jednak dokładnie taki sam, smutny finał (przez większość filmu wie o tym tylko widz). Znacząco podnosi to stawkę filmu, generuje kolejne napięcia i nieporozumienia. Z czasem jednak staje się budulcem więzi rodzącej się między skonfliktowanymi bykami. To jedna z największych zalet Fernanda. Jego postaci nie są obojętne. Ich perypetie wzbudzają raz współczucie, raz gęsią skórkę. Nawet pozornie źli są żyjącymi w nieświadomości ofiarami. Trzymamy kciuki za ratowniczą misją Fernanda i czekamy na chwilę, aż jego główny rywal zrozumie, w jak tragicznej pozycji się znajduje.
W niejednym momencie w losy Fernanda i jego towarzyszy można się naprawdę zaangażować. Reżyser animacji Carlos Saldanha nie unika wymownych obrazów i dosłowności w wyrażaniu cierpienia, jakie przeżywają zwierzęta. Taką funkcję pełni przejmująca sekwencja w rzeźni, zbliżenie na ostrze przystawione do byczego karku czy trofea-rogi wywieszone na ścianie właściciela hodowli. W tych kilku scenach młodsi widzowie pewnie będą szukać ręki rodzica siedzącego obok.
Fernando ma jednak swoje problemy. Objawiają się przede wszystkim w nierównym, miejscami i nieprzewidywalnym zmianom tonacji. Czasami wydaje się, jakby twórcy filmu musieli pójść na kompromis, łącząc poważniejszą i stonowaną spójną główną oś fabularną z skleconymi na siłę rozrywkowymi dodatkami. Mniejsza już o samą ich jakość. Drażni natomiast ich niezasadność z tematem filmu. W animowanym familijnym kinie humor, zawsze przecież obecny, koresponduje i rozwija opowieść oraz jej bohaterów. Każdy żart ma swoje miejsce i czas.
W przypadku Fernanda nie jest to niestety norma. Regularnie zdarzają się sceny i postaci kuriozalne, jakby dopisane na marginesie w ostatniej chwili. Idealnym przykładem będzie tutaj długa scena pojedynku na tańce między bykami a końmi z przegrody obok. Trudno określić, co ją w tym filmie uprawomocnia. Podobny zgryz wywołuje postać kozy-trenerki czy zaprzyjaźniających się z Fernandem jeży-złodziejaszków. W obu przypadkach wydaje się, jakby te postacie przybyły z zupełnie innego filmu.
Przesłanie pobudzające empatię i wrażliwość sprawia, że Fernando jest na pewno kinem wartościowym i potrzebnym, zrobionym w słusznej sprawie. Łatwa polubić niezdarnego głównego bohatera, nie sposób nie kibicować paczce jego znajomych. Niestety w produkcji Blue Sky Studios jest nieco za dużo bałaganu, a za mało artystycznej dyscypliny. Przez to nie sposób postawić Fernanda obok najlepszych animacji konkurencji.
korekta: Kornelia Farynowska