search
REKLAMA
Recenzje

FACHOWIEC. Statham na wyczerpaniu [RECENZJA]

Rok po „Pszczelarzu” reżyser David Ayer powraca z podobnym akcyjniakiem – znowu z Jasonem Stathamem, tym razem w roli budowlańca. Czy „Fachowiec” się broni?

Maciej Kujawski

30 marca 2025

REKLAMA

Studio MGM kojarzy mi się z pewnym konkretnym rodzajem kina, które produkuje od dawna. I to naprawdę od dawna, bo funkcjonuje już blisko 101 lat. Mowa o szeroko rozumianym kinie twardych facetów. Ich logo z ryczącym lwem firmowało filmy o agencie 007 i to od samego początku. To oni odpowiadali za kreowanie obowiązującego w danym momencie wzorca nieskrępowanej niczym męskości. Ich surowe sensacyjne obrazy z lat 60. i 70. pokroju Dopaść Cartera i Shaft tylko ten krajobraz dopełniają. Nie wspominam nawet o ogromnej liczbie westernów o mścicielach, przede wszystkim od Clinta Eastwooda, które przez lata wypowiadały się na temat męskości. 

Już za niedługo logo studia MGM pojawi się na początku seansu Księgowego 2, a więc kolejnego męskiego” kina akcji o niepokornym twardzielu z giwerą, tym razem z Benem Affleckiem, urzekającym swym aksamitnie niskim głosem.

Wspominam o tym wszystkim, ponieważ właśnie teraz w kinach ma premierę film firmowany przez Amazon MGM, który pasuje do wyżej wymienionej łatki. Realizacja powiela dawne staroświeckie stereotypy. Fachowiec Davida Ayera jest kolejnym takim samym akcyjniakiem z Jasonem Stathamem. I pytanie: czy w ogóle można czegokolwiek wymagać od kina z gatunku Łubudubu”? Uważam, że mądra publika rozpozna, jak cienki chłam serwuje nam aktor z tym naprawdę kiepskim reżyserem. Mam nadzieję, że widzowie w przyszłych latach  będą wymagać więcej od gatunku. W innym wypadku zostaniemy zalani falą zapyziałego, nudnego kina akcji, o którym zapomina się sekundę po seansie.

Znowu to samo…

Jest pewne novum względem Pszczelarza. Scenariusz napisał tutaj, w spółce z Ayerem, nie kto inny jak… Sylvester Stallone. Jeszcze niedawno mówiło się, że kino akcji przechodzi rewolucję. Pojawiła się moda na przejrzyste sceny akcji, czytelny montaż, zjawiskową, przemyślaną choreografię i wyrazisty styl wizualny. Zdaje się, że odtwórca Rocky’ego przyszedł cofnąć cały gatunek o dekady. Bez namysłu powiela nudne historie mścicieli z lat 80., kradnie po trochu z wielu realizacji i nie sili się na nic, co choćby na moment mogłoby wywołać efekt wow”.

I co wymyślił stary wyjadacz sensacyjniaków? Ot, były wojskowy teraz służy jako budowlaniec. Jego szefostwo prosi go o to, by pomógł im uratować ich porwaną córkę. Oczywiście najpierw odmawia – kłania się tu schemat fabularny z dowolnego sequela Rambo. Potem zaś łaskawca się godzi i zaczyna pościg, szybko odkrywa stojący za kartelami narkotykowymi przebiegły handel ludźmi. Tyle. Nic więcej tu nie znajdziecie; ciężko nawet o spoilery. Dodam, że nic nas ta intryga nie obchodzi. Miejsca na relacje między tymi postaciami jest tu tyle, co na lekarstwo.

REKLAMA

Twardy twardziel jest twardy

Jeśli zapytacie Ayera, jak zrobić efektowny film akcji, zapewne odpowie wam, że wystarczy nakręcić cokolwiek i byle jak, zmontować także byle jak; naprawdę, nie ma to żadnego znaczenia. Jedyne, co musicie zrobić, to: co do drugiej sceny dorzucić bardzo głośną muzykę – na pewno na jakiegoś widza to zadziała i poczuje on, jakby akcja naprawdę wgniatała w fotel. Mocne, tubalne dźwięki i iluzja dobrej sensacji zrobiona. Można się rozejść. Powiedzieć, że jest to tani zabieg, to jak nic nie powiedzieć. Długie ujęcia i skrzętnie zaplanowane choreografie z takich dzieł jak seria John Wick, Nobody albo Atomic Blonde? Nic z tych rzeczy. Na tym skrzyżowaniu z kapitalnymi akcyjniakami Ayer z ekipą zawraca na rondzie, przy okazji łapiąc flaka w oponie. 

Swego czasu mówiło się o tym, że Statham ma napisane w kontrakcie swoich filmów, że nie może przegrywać walk. Za dobre kino akcji uważam takie, które ma herosów robiących nieprawdopodobne rzeczy, jednak czasem powinie im się noga; czasem liczą się z konsekwencjami swoich błędów. Lubimy ich także dlatego, że nie są idealni. Przykład: Tom Cruise w drugiej odsłonie cyklu Mission: Impossible z 2002 w każdej scenie niezwykle dbał o to, by wyglądał jak najbardziej przystojnie i efektownie, bez najmniejszej skazy. Włosy powiewały mu dziko w slow motion, a w każdej kolejnej sekwencji musiał robić coś tylko bardziej imponującego, wykonując coraz bardziej zamaszyste akrobacje na krawędzi autoparodii. To był najgorszy moment serii, niemal nieoglądalny. Z czasem trwania sagi Cruise zmądrzał i nadał swoim dziełom nowy, bardziej zbalansowany ton. Obecnie cenimy aktora za to, że ma dystans do siebie, a od czasu do czasu umie wyśmiać swoją męskość. W Dead Reckoning pozwala sobie oberwać, przewrócić się, zrobić coś przez czysty przypadek. Udowadnia, że nie jest samowystarczalny i czasem jego dobrzy przyjaciele muszą coś zrobić za niego, bo po prostu zrobią to lepiej. Jason Statham nie wyraża pragnienia zmiany. Zatrzymał się na etapie 2007 roku, czując, że wciąż musi być lepszy i mocniejszy od innych herosów. 

Fajne, nie rób więcej

W kinach jest obecnie grana całkiem pomysłowa i udana Nowokaina. Na tle tej komedii widać, jak bardzo Fachowcowi przydałoby się nieco autorefleksji, humoru i dystansu. Jeśli chcecie się rozerwać, a przy okazji nie zasypiać w kinie, wybierzcie właśnie ten obraz z charyzmatycznym, budującym swój styl ekranowy Jackiem Quaidem. Nieczujący bólu trzydziestolatek w fikuśnym garniaku ledwo posługujący się bronią, ale pełen szczerych chęci do działania to nowy typ bohatera kina akcji na nasze czasy.

Statham wchodzi w erę późnego Stevena Seagala. Nie zna takich słów jak skromność”, pokora”, odpuszczenie”. Pod niewzruszoną, kamienną maską jest schowany przestraszony aktor z wybujałym ego. Bardzo boi się utraty pozycji twardziela. Dodatkowo ciągle zastanawia się, co naprawdę o nim myślą. Jego oczy wypełnia strach przed tym, że nie zawsze będzie doskonały; nie zawsze będzie najsilniejszy. Mam nadzieję, że aktor kiedyś spuści z tonu, a sodówka przestanie mu uderzać do głowy.

Teraz przejdźmy do strony technicznej Fachowca, bo bez tego kino sensacyjne to jak rosół bez mięsa. O tym, że w obrazku będzie źle, przekonuje już czołówka. Jakieś wojskowe brązowawo-szarawe wizje, z których nie wynika nic konkretnego. Początek Pszczelarza był ciekawiej zaprojektowany. Nadawał spójny ton wywodu i zapowiadał, o jakich tematach chce traktować. Zaczynam nieco cieplej patrzeć na tamten produkt, mimo że minąłem się z nim na tylu poziomach. To chyba tylko świadczy o tym, jak bardzo machniętym od niechcenia, jałowym projektem jest Fachowiec.

Żeby już nie kopać leżącego, warstwę techniczną skwituję krótko: miejscami wizualia są na poziomie taśmówek Patryka Vegi. Jeśli więc nasz polski „reżyser” chce robić karierę w Hollywood, to chyba zrobiło się dla niego miejsce. Wystarczyło obniżyć standardy.

Pszczelarz przedstawiał, jak zwykły bohater z czasem odsłania wielopiętrową korupcję i spiski rządowe, które po cichu wyniszczają jednostki na niższych szczeblach hierarchii. Metafora była łopatologiczna, ale mogła robić jakieś wrażenie. Ten nowy film, choć dalej polega na drążeniu w świecie złych ludzi, to jednak jego głównym tematem jest przywiązanie rodzinne. W jednej ze scen członek kartelu narkotykowego rozmawia ze Stathamem:

– Dlaczego na nas polujesz?
– Masz córkę?
– Nie.
– To nie zrozumiesz.

Jeśli Fachowiec może mieć jakieś zalety, to z pewnością są one zawarte w tym dialogu, dosyć błyskotliwym, jak na standardy tego filmu. Starano się umotywować zemstę bohatera; uczynić z niego człowieka z krwi i kości. Nie wyszło, bo zalano to brzydką realizacją.

Chyba miał się tu znaleźć komentarz na temat handlu ludźmi, ale niechlujnie go zgubiono i nie rozwinięto. Bo komu by się chciało, choćby na chwilę odrobinę mądrze zabrać głos na ważny temat. Przecież to tylko film akcji. Łamiemy karki dalej i rzucamy niegodziwcami o ściany. Od czasu do czasu powiedzmy, że handel ludźmi jest zły; wystarczy.

Już za rok Statham w roli mściwego hydraulika odkrywa spisek chciwych kanalarzy

Więc co jest jeszcze w miarę okej w tej do bólu przeciętnej szarzyźnie? Jeśli lubicie cieszyć oczy brutalną jatką, to miejscami krew tryska na lewo i prawo. Shotgun rzuca przeciwnikami na kilka metrów, co może lekko bawić. Wciąż brakuje tu pazura i pomysłowości, ale niektórzy nie będą wybrzydzać.

Wiem, że w tej recenzji niewiele mówię o samym filmie, raczej zasłaniając go porównaniami z lepszymi realizacjami. Wynika to z tego, że nie ma o czym gadać. Pszczelarz dawał jeszcze pole do popisu, celując  w jakikolwiek styl i problematykę. Tamta estetyka irytowała mnie i męczyła… ale przynajmniej była jakaś. Charakter to ostatnie, na czym zależy twórcom Fachowca. A przecież mówimy tu o filmie opowiadającym o (tylko w teorii) charakternym mężczyźnie, który nie da sobą pomiatać. 

Z całą pewnością mogę przysiąc, że Fachowiec nie jest koszmarny. Szkoda, że nie jest jakoś efektownie, szalenie zły, bo byśmy mieli przynajmniej za co pamiętać ten film. Po prostu nikt nie miał tu jaj, by mieć na to jakąkolwiek wizję. Wykonano coś kompletnie bezbarwnego, byle Statham choć raz pojawił się w roku 2025 na dużym ekranie. Zagłosujcie portfelami na coś bardziej kreatywnego i w to miejsce pójdźcie na Nowokainę. Jeśli nie macie ochoty, zostańcie w domu i popatrzcie przez dwie godziny w ścianę – to także będzie bardziej twórcze i kreatywne niż seans Fachowca

PS Tak, w filmie pojawia się Polak! Piotr Witkowski, gwiazda paru naszych rodzimych akcyjniaków dostaje tu lanie od Stathama. Życzę mu rozwoju dalszej międzynarodowej kariery. Brawo!

Maciej Kujawski

Maciej Kujawski

Absolwent filmoznawstwa na Uniwersytecie Łódzkim. Miłośnik westernu, filmu noir, horroru, filmów gangsterskich, samurajskich i o sztukach walki. Jego przygoda z kinem zaczęła się wraz z otrzymaniem kolekcji filmów Alfreda Hitchcocka na DVD. Wciąż jednym z jego ulubionych filmów jest „Psychoza” z 1960 roku. Uwielbia mieć własne zdanie i dyskutować na przeróżne tematy. Oprócz uprawiania kinofilii, amatorsko fotografuje przyrodę, czyta klasyczne powieści, kolekcjonuje i gra w gry planszowe. Jest autorem fanpage'a Specjalny Zakład Opieki Filmowej.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA