search
REKLAMA
Recenzje

NOWOKAINA. Niezła akcja [RECENZJA]

„Nowokaina” niczego nie urywa, ale nie obiecuje też na tyle dużo, by zawieść, wobec czego może pozytywnie zaskoczyć.

Tomasz Raczkowski

23 marca 2025

REKLAMA

Komedia romantyczna i komedia kryminalna w jednym stały domu. Obydwa gatunki napędzają podobne tropy, chyba też koniec końców podobne pobudki kierują widzami wybierającymi obie formy rozrywki. To gatunkowe pokrewieństwo wykorzystał reżyserski duet Dan Berk i Robert Olsen (Złoczyńcy, Denat) w trakcie realizacji zanurzonego wyraźnie w absurdzie scenariusza Larsa Jacobsona. Nowokaina odhacza wszystkie punkty luźnego, czysto rozrywkowego kina skrojonego pod relaksującą konsumpcję popcornu w piątkowe lub sobotnie popołudnie. I tak jak zasygnalizowałem na początku, zręcznie łączy walory pokrzepiającego romkomu i naładowanego akcją oraz humorem lekkiego kryminału.

Główną postacią Nowokainy jest Nate Caine – stateczny zastępca menadżera oddziału banku w San Diego. Pochłonięty melancholią Nate zakochuje się w nowej pracownicy Sherry, która w następstwie splotu przypadków odwzajemnia zainteresowanie, wprawiając protagonistę w nowo odkrytą euforię życiową. Niestety sielankę oraz magię nadchodzących świąt zakłóca napad na oddział, w którym zakochana para pracuje, dokonany przez trójkę zbirów w kostiumach Mikołajów. Traf chce, że napastnicy postanawiają wziąć Sherry jako zakładniczkę, co popycha dobrodusznego skądinąd Nate’a do samodzielnego ruszenia na ratunek damie w opałach, bez oglądania się na opieszałą jego zdaniem policję. Tak komedia romantyczna przemienia się w utrzymane na wysokich obrotach kino akcji.

REKLAMA

Haczykiem, na którym twórcy opierają oryginalność tak zarysowanej historii, jest przypadłość Nate’a polegająca na genetycznej niezdolności do odczuwania bólu. W dzieciństwie choroba przysporzyła mu tytułowej ksywki, nawiązującej do środka znieczulającego (wbrew intencjom prześladowców będącego całkiem cool przezwiskiem) i spowodowała, że całe życie spędzał pod kloszem i w rytm mechanizmów zabezpieczających go przed nieszczęściami takimi jak odgryzienie sobie języka czy eksplozja pęcherza – przed którymi większość z nas zabezpiecza właśnie percepcja bólu ciała. To, co dotąd było jego słabością, w momencie gdy Nate rusza ratować porwaną dziewczynę, staje się jego supermocą – zaskakująco trudno unieszkodliwić gościa, który złoży się od uderzenia, ale nie poczuje paraliżującego bólu, a penetrującą ciało kulę skwituje krótkim „aha”. Nietrudno się domyślić, że trójka rabusiów źle wybrała cel i dzień.

Oprócz stylistycznej wolty po wstępie Nowokaina oferuje też kilka niezłych plot twistów, których na wszelki wypadek nie będę zdradzał. Dość powiedzieć, że romantyczny wymiar historii zostanie w ostatnim akcie w pełni zaopiekowany, a po drodze bohatera czeka sporo zakrętów, widz zaś pozna przyjemną galerię postaci pobocznych, takich jak Roscoe, przyjaciel Nate’a z gier online czy parę prowadzących dochodzenie w sprawie napadu policjantów. Wszystko to przyprawione jest fajnym luzackim humorem, nieźle zaaranżowanymi bijatykami oraz nawet zaskakującą dawką brutalności (w USA Nowokaina doczekała się kategorii R, w większości Europy nie obejrzą jej legalnie osoby poniżej 16 lat). Wisienką na torcie jest znakomicie odnajdujący się w konwencji Jack Quaid, dający radę w sekwencjach akcji, niepozbawiony talentu dramatycznego, przede wszystkim jednak bezbłędnie wpisujący się w tradycję aktorów „humorystycznych”. Towarzyszą mu więcej niż rzetelni Jacob Batalon (znany z uniwersum Marvela), Betty Gabriel (Uciekaj!), Matt Walsh (etatowa twarz branży komediowej) oraz Ray Nicholson (z tych Nicholsonów, znany też z Obiecującej. Młodej. Kobiety czy Uśmiechnij się 2).

Nowokaina dowozi bezpretensjonalną rozrywkę w klimacie kryminalnym, w dobrych proporcjach łącząc akcję i romantyczne morały. Może reżyserski fach Berka i Olsena wymaga jeszcze oszlifowania – ostatni akt potrafi znużyć, a wprowadzanie przewrotek dało się zaaranżować lepiej – ale Nowokainy w swoim CV nie muszą się wstydzić. Powinien to być też film wzmacniający dobrą trajektorię kariery Quaida, który ma potencjał na wypełnienie niszy zajmowanej kiedyś przez chociażby Bruce’a Willisa, a ostatnio do pewnego stopnia Boba Odenkirka. Innymi słowy – Nowokaina niczego nie urywa, ale nie obiecuje też na tyle dużo, by zawieść, wobec czego może pozytywnie zaskoczyć.

Avatar

Tomasz Raczkowski

Antropolog, krytyk, praktyk kultury filmowej. Entuzjasta kina społecznego, brytyjskiego humoru i horrorów. W wolnych chwilach namawia znajomych do oglądania siedmiogodzinnych filmów o węgierskiej wsi.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA