search
REKLAMA
Recenzje

PSZCZELARZ. Legion pszczołobójców [RECENZJA]

Tandetny, chaotyczny i męczący akcyjniak o miodowym pasjonacie, czyli „Pszczelarz”.

Maciej Kujawski

13 stycznia 2024

REKLAMA

Jak bardzo interesujące filmy mogą powstać niedługo po tym, kiedy widzowie zostali rozpieszczeni czterema częściami Johna Wicka? Niestety nie przychodzę z odpowiedzią na to pytanie. Na powalające wykonaniem dzieła w tym gatunku chyba będziemy musieli sobie jeszcze poczekać. Mogę za to z całą stanowczością wskazać jeden z sensacyjniaków otwierający 2024 rok, który jest niechlubnym przykładem tego, jak takiego kina nie powinno się realizować. Nie przepadacie za pociętymi i roztrzęsionymi operatorsko filmami akcji z pierwszej dekady XXI wieku? Bierze was na mdłości, gdy przychodzi wam oglądać kolejne dzieła od Michaela Baya czy Zacka Snydera? W takich wypadkach Pszczelarz w reżyserii Davida Ayera może okazać się dla was przygnębiającą traumą.

Bez litości i bez umiaru

Pszczelarza otwiera stylowa czołówka. Mistyczne manuskrypty rozpracowujące znaczenie pszczół w ekosystemie zestawione są z geometrycznie zaplanowanymi wieżowcami, strukturami korporacyjnymi, obezwładniającą władzą. Skala mikro sieci społecznej przeciwstawiona skali makro natychmiast ustanawia tematykę Pszczelarza. Jest to zagranie tyleż klasyczne, co zwyczajnie obiecujące. W pierwszych scenach natomiast doświadczamy miodowej idylli głównego bohatera Adam Claya, odgrywanego przez strudzonego Jasona Stathama. Na sielskiej farmie, razem z pozostającą pod jego opieką sympatyczną starszą panią, spędza spokojny okres swojej egzystencji. Zło, którego ofiarą padnie wspomniana kobieta, zmusi bohatera do wzięcia sprawy w swoje ręce. Wstępna ekspozycja szybko zaczyna przypominać serię Bez litości z Denzelem Washingtonem. Plany zemsty tytułowego pszczelarza zaczynają jednak sięgać coraz wyższych sfer. Wendeta wkrótce rozrasta się do absurdalnie ogromnych rozmiarów, a w grę wchodzi ocalenie niemal całego świata od podłych oprawców i wtedy rozpada się to jak domek z kart.

Fundamenty historii zdają się postawione dosyć pewnie w pierwszych scenach Pszczelarza. Problem polega na tym, że im dłużej film trwa, tym bardziej widać, że reżyser nie jest nimi zainteresowany, ustawiając je na boku jak niepotrzebne w zabawie klocki. Odchodzi od bezpiecznej konstrukcji, bez umiaru zanurzając się w technicznie bałaganiarskim demolowaniu męskiego placu zabaw. Zaprzecza wcześniej ustanowionej logice świata, a także bezustannie pozostawia go w leniwym niedookreśleniu. W drugiej połowie filmu można pozbyć się jakichkolwiek złudzeń. Pszczelarz oferuje nijako poszatkowany na stole montażowym głośny i tępy szum audiowizualny. Zawartość finałowych sekwencji filmu z kolei da się określić jednym słowem: destrukcja. Symultanicznie ten sam wyraz koresponduje z tym, co tu dzieje się z amatorsko wręcz słabym scenariuszem Kurta Wimmera (odpowiadającym także za zeszłorocznych Niezniszczalnych 4), opartym o zapożyczenia z lepszych realizacji. W ostatnich scenach umęczony Statham zdaje się samą mimiką wyrażać depresyjne oświadczenie: świat to nieuleczalnie złe miejsce. Silniejsze jest przy tym uczucie niespełnienia założeń, które scenarzysta ustanowił na samym początku filmu. Precyzja jako element autorskiej strategii to bodaj ostatni rzeczownik, którym opisać można rozbuchaną, pozbawioną środka ciężkości masę bezmyślnej przemocy, którą ma do zaproponowania ekipa twórców.

Stathanizm

Oczywiście, wydaje się, że sama sylwetka Stathama na plakacie od razu nastawia na to, z jakim rodzajem seansu będziemy mieli do czynienia. Chodzi o czystą rozrywkę, twardego gościa łaknącego odwetu, który będzie dziesiątkował przeciwników swoimi jeszcze twardszymi pięściami. Tyle wystarcza, prawda? Otóż niekoniecznie, gdy ambicje reżysera są niewspółmierne względem jego umiejętności. Statham w tej rozdwojonej wizji stara się wczuć w odgrywaną postać. Kreacji pszczelarza mogłoby być blisko do roli, którą z sukcesem wykreował w Jednym gniewnym człowieku. Założenia założeniami, ale obecny na ekranie bohater nie posiada w swym rysie ani grama konsekwencji i spełnienia charakterologicznego. W jednych scenach Pszczelarza okazuje się cichym skrytobójcą i wówczas jawi się jako antypatyczna maszyna do zabijania. W innej z kolei dokonuje widowiskowych zbrodni, a potem rzuca pustymi frazesami opartymi o metafory związane ze światem pszczół. To rozdarcie postaci nie jest intrygujące; sprawia za to, że to jeden z najgorszych ekranowych bohaterów Stathama, niemający szans zyskać sympatii odbiorców.

W kręgu zła

David Ayer zapragnął zrobić film, który ukazałby piętrową złożoność zła. Chciał niejako zdemaskować rzeczywistość, pokazując, że jest ona jak zarażony szarańczą ul; zdiagnozowanie amerykańskiego brudu stało się jego głównym celem. W efekcie dostajemy same symptomy, bez ich interpretacji. Niemniej, to właśnie niegodziwym bohaterom poświęcono tu najwięcej miejsca. Każdy szef oddziału cyberprzestępców jest irytującym showmanem, a inni pstrokaci przeciwnicy są wyjęci rodem z kiczowatego kina klasy Z. Próżno tu szukać obiecanej przez Ayera poważnej diagnozy zła, a przy tym nie jest to kreatywne czy jakkolwiek oryginalne. Najbardziej z tego grona broni się Jeremy Irons, który stara się trzymać swoją kreację w ryzach. Niemniej, nawet tak renomowanemu aktorowi trudno jest ukryć fakt, że w tej intrydze jest elementem zbytecznym. W ostatnim akcie Pszczelarza wirująca sensacja przeplata się z dramatycznie podkręconymi dialogami serwowanymi pośpiesznie przez skorumpowanych złoczyńców. Na tym etapie, jesteśmy tą hiperbolą zwyczajnie zmęczeni – brakuje tu oddechu i lekkości.

Całkiem okropne lata miodowe

W trakcie obcowania z Pszczelarzem można się zaskoczyć, jak wiele elementów wspólnych ma on z Legionem samobójców, tym niesławnym projektem Davida Ayera, odebranym mu przez studio. Niestety najnowsze dzieło reżysera mówi jasno, że nie jest to artysta z wizją czy nawet sprawny rzemieślnik. Nie decydując się jednoznacznie ani na posępnie podniosłą, ani na eskapistyczną konwencję, stworzył chaotyczny miraż kolejnych aktów sadyzmu, stylistycznie spóźniony o dobrą dekadę. Ze wspomnianym Zackiem Snyderem łączy go wybujała teledyskowość, a z Michaelem Bayem uwielbienie do bezmyślnego zwielokrotniania składników spektaklu. Werdykt: Stathamowi wciąż się chce, technicznym specom od akcyjniaków nadal się nie chce, a Ayerowi trudno na ten moment wróżyć spełnienia w dalszym toku kariery. Pszczelarz jest przeszarżowaną reżysersko montażową mamałygą, której niekompetencje ulegają natężeniu z każdą kolejną minutą seansu.

Maciej Kujawski

Maciej Kujawski

Absolwent filmoznawstwa na Uniwersytecie Łódzkim. Miłośnik westernu, filmu noir, horroru, filmów gangsterskich, samurajskich i o sztukach walki. Jego przygoda z kinem zaczęła się wraz z otrzymaniem kolekcji filmów Alfreda Hitchcocka na DVD. Wciąż jednym z jego ulubionych filmów jest „Psychoza” z 1960 roku. Uwielbia mieć własne zdanie i dyskutować na przeróżne tematy. Oprócz uprawiania kinofilii, amatorsko fotografuje przyrodę, czyta klasyczne powieści, kolekcjonuje i gra w gry planszowe. Jest autorem fanpage'a Specjalny Zakład Opieki Filmowej.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA
https://www.perkemi.org/ Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor 2024 Situs Slot Resmi https://htp.ac.id/