search
REKLAMA
Nowości kinowe

DZIECIAK RZĄDZI. Zwyżka formy Dreamworks

Maciej Niedźwiedzki

22 kwietnia 2017

REKLAMA

Dreamworks kilkanaście lat temu wprowadził kino animowane na nowe tory. Znakomite, nowatorskie produkcje jak Mrówka Z, dwie pierwsze części Shreka czy Sindbad: Legenda siedmiu mórz były symbolami zmian i nowoczesności. Jednak od dłuższego czasu Dreamworks Animation, z nielicznymi wyjątkami w postaci Jak wytresować smoka bądź Krudów, brnie w bardzo złym kierunku. Kolejne sequele przygód ogra i zwierzaków z Madagaskaru są ślepą uliczką postmodernizmu opartego wyłącznie na cytacie i pastiszu. To kino martwe i puste. W innym przypadku powstają tak nijakie i błahe twory jak Dom lub Turbo. Włodarze Dreamworks nie wiedzą, jaki kierunek obrać, jak nadać produkowanym animacjom charakter – czym się wyróżnić.

O dziwo Dzieciak rządzi wydaje mi się oznaką zwyżki formy. Jest wyjątkowo jak na to studio emocjonalnie angażującym kinem. Korzystającym z pixarowskiego patentu skupiania narracji na perspektywie dziecka. Tego, jak funkcjonuje jego wyobraźnia, jak doświadcza i rozumie otaczający świat. Animacja Dreamworks oczywiście ani przez moment nie osiąga poziomu Potworów i spółki czy Toy Story, ale podąża przetartym, sprawdzonym szlakiem. Jeśli Dzieciak rządzi ma być nowym początkiem dla twórczej polityki studia, to nie mam im za złe, że inspirację znaleźli u osiągającej artystyczne sukcesy konkurencji.

Głównym bohaterem Dzieciak rządzi jest będący w szkolnym wieku chłopak – Tim. Słusznie przekonany o tym, że jest oczkiem w głowie rodziców. Czy spędza z nimi czas, czy bawi się sam, jego wyobraźnia działa na najwyższych obrotach. Pokój zamienia się w piracki statek, a namiot w gigantyczną jaskinię. Już same te sekwencje świadczą o sporej inwencji reżysera i niezwykłej kreatywności grafików. To pełne energii wstawki, wypełnione często jaskrawą kolorystyką, nadają Dzieciakowi sporo brawury i tempa. Przybliżają nam również samego Tima, pozwalają na złapanie tej więzi tworzącej się między postacią a widzem. Pełnią one podobną funkcję jak sceny w Toy Story, gdy Andy w wyobraźni ożywiał swoje zabawki. Bohater ma stać się nam bliski, podobny do nas.

Wszystko dla Timothy’ego układałoby się znakomicie, gdyby nie jedno wydarzenie. Mianowicie pewnego dnia do wejściowych drzwi puka ubrany w garnitur niemowlak – oczekiwane drugie dziecko. Teodor, bo takie imię otrzymuje, zaczyna odwracać uwagę rodziców od Tima i spychać go na drugi plan. Chłopak przestaje być najważniejszy na świecie, a to wzbudza w nim ogromną zazdrość i nieukrywaną niechęć do brata. Tym bardziej, że zaczyna słusznie podejrzewać, że z Teodorem jest coś nie w porządku, że maluch kogoś udaje. Tim ma oczywiście rację. Niemowlak nie pojawił się na Ziemi bez powodu. Ma do wykonania niezwykle istotną misję. Reprezentuje bowiem ulokowaną w chmurach korporację “BabyCorpo”, dostarczającą noworodki przyszłym rodzicom. Prawidłowe funkcjonowanie tej firmy jest zagrożone. Niedługo naturalną potrzebę macierzyńską ma zastąpić pewien wynalazek.

Najnowszej produkcji Dreamworks nie broni dość naciągany pomysł wyjściowy (na podobnej równoległości światów opierały się zeszłoroczne, odrobinę lepsze, Bociany) ani pretekstowy, może nawet niezamierzenie absurdalny główny konflikt. Na siłę napędza on akcję, nadając bohaterom motywację do gwałtownego, choć czasami bezsensownego działania. Dzieciak rządzi przekonuje mnie jednak dobrze napisaną, pomału ewoluującą relacją między Timothym i Teodorem. Obaj mają sobie sporo do powiedzenia, a ich długo utrzymywana nieufność do siebie ma solidne podstawy. Nawet jeśli Dreamworks upraszcza sam okres oczekiwania na potomka i traktuje go bardzo skrótowo, to już bardzo interesująco diagnozuje rywalizację między braćmi. Oparta na nienawiści i miłości więź otrzymuje tutaj swoją kolejną udaną filmową reprezentację.

Najbardziej w Dzieciak rządzi doceniam, że to kino o zdecydowanie większej emocjonalnej sile, niż przyzwyczaiły nas do tego krzykliwe produkcje Dreamworks. W tym filmie rzeczywiście chodzi o ludzi, którzy tym razem nie są tylko nośnikami gagów. To postaci z krwi i kości, posiadające swoje kompleksy, potrzeby i marzenia. Nie stracicie wiele, odpuszczając Dzieciak rządzi. To w żadnym razie nie jest pozycja obowiązkowa. Mam jednak pewność, że po ewentualnym seansie tak rodzice, jak i ich pociechy będą mieli o czym porozmawiać. Jedną z większych zalet tej animacji jest to, że jej twórcy nie zapomnieli o perspektywie osoby dorosłej. Może Dreamworks wreszcie dojrzał do tego, by tworzyć filmy dla różnych pokoleń jednocześnie. To od zawsze najważniejsza wartość kina familijnego.

korekta: Kornelia Farynowska

Maciej Niedźwiedzki

Maciej Niedźwiedzki

Kino potrzebowało sporo czasu, by dać nam swoje największe arcydzieło, czyli Tajemnicę Brokeback Mountain. Na bezludną wyspę zabrałbym jednak ze sobą serię Toy Story. Najwięcej uwagi poświęcam animacjom i festiwalowi w Cannes. Z kinem może równać się tylko jedna sztuka: futbol.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA