DUŻY. Hanks na życzenie
Od strony warsztatu również nie można filmowi nic zarzucić. Ma zgrabne ujęcia Nowego Jorku w obiektywie Barry’ego Sonnenfelda, jeszcze sprzed jego reżyserskiej kariery, i rewelacyjną muzykę Howarda Shore’a, który wszak z kinem familijnym nie zwykł się kojarzyć, a tu wysmażył jedną z najbardziej przystępnych i porywających swoich prac. Jest fajny klimat beztroski, świetny humor i odrobina nostalgii. No i jest Tom Hanks. Wszystko to spowite piękną, baśniową atmosferą, która zachwyca od pierwszych minut. I generalnie to świetna historia dla dorosłych dzieci i dojrzałych maluchów, która wciąga za każdym razem, nadaje się do oglądania w każdych warunkach i przy każdej okazji. Wspominałem już o Hanksie?
Swego czasu on i jego, ekhm, Duży hit – letni, żeby nie było – bez problemu porwali publikę i przy śmiesznym budżecie opiewającym na 18 milionów dolarów, film zarobił ich aż 151 na całym świecie, plus kolejne 53 melony wpływów z wypożyczalni. Tym samym Penny Marshall została pierwszą reżyserką, której film przekroczył sto milionów dolarów zysku. I co ty na to, współczesne, sfeminizowane i płaczące o równość płac Hollywood? Pewnie nic, bo do tego filmu naprawdę trudno się przyczepić. Jest co prawda odrobinę ckliwy i naiwny w niektórych kwestiach, ale nigdy nie przekracza pewnych umownych granic. Z pewnością zestarzał się również w kwestii technicznej – brak komórek, klockowate komputery z zielonymi ekranami czy większość pozornie superzabawek stanowi swoisty testament swoich czasów, dziś wywołujący raczej uśmiech politowania (i duże oczy u kolekcjonerów). Ale naprawdę nie ma to żadnego znaczenia. Czemu?
Bo Duży należy właśnie do tej magicznej grupy filmów powstałych w zamierzchłej epoce prawdziwej rozrywki – takiej z duszą, której wiek się nie ima. W czasach jakby prostszych i bardziej przejrzystych, kiedy to nikt nie bił piany o procent reprezentacji na ekranie poszczególnych klas, ras, płci, kultur i religii, a fabuły nie sprowadzały się do epatowania światopoglądem oraz poprawnością polityczną. W dekadzie, w której ludzie patrzyli sobie w oczy, a nie w czarne lustro, nikt nie obrażał się o najmniejsze pierdoły i nikt nikogo nie zwalniał za sprośne żarty czy znalezione w kosztu z brudną bielizną żółte karteczki wypełnione kontrowersyjnymi treściami. Co się natomiast liczyło, to szczerość przekazu, charyzmatyczni, pozytywni bohaterowie, ciekawa historia oraz umiejętność jej opowiadania i serce w nią włożone. I co jak co, ale zwłaszcza tego ostatniego Dużemu nie brakuje. To autentyczna magia kina zamknięta w zgrabnych dwóch godzinach seansu.
Podobne wpisy
Dlatego też tak dobrze sprawdza się w ramach świątecznego okresu. Jego finał nieskąpany jest w tonach śniegu (którego zresztą obecnie w zimie zdaje się brakować), lecz w wolno opadających, żółtych liściach i zamiast białego puchu mamy – o zgrozo! – całkowicie białą obsadę. Niemniej wspomniane już serducho wespół z nienachalnie przemycanymi prawdami o życiu, podskórne dobro filmu, płynąca z ekranu zdrowa zabawa, wciągająca i zarazem nieprzesadzona przygoda, życzliwość oraz miłość idealnie wpisują się w rodzinny repertuar pokrzepiających do życia produkcji z, mimo wszystko, happy endem.
Tak jak wspomniany Kevin sam w domu czy Opowieść wigilijna, tak i tour de force Hanksa pozostaje tytułem ponadczasowym. Filmem, który zabiera nas ponownie do lat młodości, przystępnie ukazując również problemy świata dorosłego, na który jednocześnie zdaje się wręcz krzyczeć: zostawcie te bzdury! Pamiętajcie o tym, co naprawdę się liczy! I, nade wszystko, nie zapominajcie, kim jesteście! Nie zapominajcie, co wam w duszy gra! To przecież takie proste – być sobą, być dużym. Być jak Tom Hanks.
PS Na domowym rynku, poza okazjonalnymi wydaniami cenzurującymi słowo „fuck”, istnieją dwie wersje filmu – kinowa oraz wypuszczona po latach rozszerzona, która zawiera aż 26 minut nowego materiału. Zabrakło w nim niestety pierwotnego zakończenia, które porzucono po próbnych pokazach. Niesłusznie, bo moim zdaniem stanowi ono idealne dopełnienie całości. W rzeczonym finale Josh zauważa w klasie nową dziewczynkę, w której rozpoznaje Susan – jak się okazuje poprosiła ona o dokładnie odwrotne życzenie, niż wyraził wcześniej Josh, i teraz będzie mogła razem z nim ponownie dorosnąć.
PPS A jeśli ktoś ma chęć, to TUTAJ może przeczytać scenariusz filmu.