search
REKLAMA
Recenzje

DOGMAN. Psy na ratunek człowiekowi [RECENZJA]

Nowa bajeczka Luca Bessona jest przedziwna, lecz również niesamowicie pociągająca i miejscami wzruszająca.

Łukasz Homziuk

20 listopada 2023

Caleb Landry Jones i pies
REKLAMA

„Psy nie kłamią, kiedy mówią o miłości” – twierdzi Douglas (Caleb Landry Jones), więc nic dziwnego, że komitywę ma właśnie z nimi, a nie z ludźmi. Obrana przez bohatera życiowa ścieżka nie jest zresztą efektem wyboru, a raczej konieczności (Douglas pewnie powiedziałby: boskiego planu). Gatunkowi krewniacy zadali mu tyle ran – i tych na ciele, i tych na duchu – że musiał zmienić front. Dlatego gdy w końcu wyrwał się z rodzinnej opresji i przeczołgał przez serię upokarzających społecznych interakcji, zdecydował się osiąść w opuszczonym budynku; z dala od wścibskich spojrzeń ludzi i otoczony opieką pokaźnej gromadki swoich psich przybranych dzieci.

Psy muszą czasem zaczerpnąć świeżego powietrza, więc przy okazji na polecenie swojego ludzkiego przywódcy wykonują różne zadania: od skrzętnie zaplanowanych kradzieży biżuterii (Douglas nazywa ten proceder „redystrybucją dóbr”) po postraszenie bezdzietnością lokalnego szefa gangu. Sekwencje z czworonogami w akcji są małymi majstersztykami, bo Besson kręci je z fantazją i sensacyjną swadą, jakich już dawno po sobie nie pokazywał. W Dogmanie znajdziemy skądinąd wszystko, co najlepsze w twórczości reżysera: mariaż typowej dla francuskiego neobaroku stylistycznej przeginki i zakrawającej na kicz, ale bardzo szczerej dawki sentymentalności.

Besson ma serce nie tylko dla psów, ale i dla swojego ludzkiego bohatera. Postać Douglasa jak najbardziej może kojarzyć się z Jokerem z filmu Todda Phillipsa, bo twórcy rysują ją kreską prawie że komiksową, a Caleb Landry Jones z powodzeniem sięga po bliźniaczy arsenał aktorskich środków wyrazu co Joaquin Phoenix, nawiązując tym samym do pokrewnej – choć mniej ekspresyjnej – roli w Nitramie. Podobny jest też sam rys bohatera: wyrzutka, który kończy z zagryzaniem zębów i stawia agresorom swoje warunki. Mimo tego Dogman jeszcze bardziej niż z Jokerem rymuje mi się z Titane. Trochę dlatego, że Besson z (nieco zbyt nieukrywaną) ochotą kieruje kamerę na szyny wspomagające wątły organizm Douglasa, czyniąc z mężczyzny metaliczno-ludzką hybrydę na wzór Alexii. Przede wszystkim jednak bohaterów obu filmów łączy wspólny problem – zarówno Julia Ducournau, jak i Luc Besson opowiadają o ludziach, którzy cierpią na niedobór bliskości.

Ten deficyt trzeba sobie jakoś powetować. Skoro Douglas nie ma ludzkiego ramienia, w które mógłby się wypłakać, to pocieszenia musi szukać w swoich psach. Prawdziwe ukojenie odnajduje zaś – jakżeby inaczej – w teatrze. Dogman jest więc również filmem o terapeutycznej mocy sztuki. Oszpecony przez niepełnosprawność i uznawany za dziwaka Douglas na co dzień nie może liczyć na równe traktowanie, dlatego wyczekuje momentów, kiedy może założyć maskę. Niekłamany podziw budzi wśród ludzi tylko wtedy, gdy przebrany wciela się w postacie z Szekspira lub jako drag queen naśladuje Édith Piaf czy Marilyn Monroe. Wątek niebywałych zdolności scenicznych Douglasa jest poruszający, chociaż też trochę naiwny, ale przynajmniej dzięki niemu dostajemy na ścieżce dźwiękowej Sweet Dreams czy Non, je ne regrette rien. Piosenki te smakowicie podbijają klimat filmu, wnosząc trochę słodyczy do brudnego kina sensacyjnego.

Dogman jest więc po trosze hollywoodzkim akcyjniakiem i czułym, europejskim z ducha dramatem o potwornym cierpieniu powodowanym brakiem miłości. Nie wszystko się tu perfekcyjnie spina – zbyt oczywiste są chociażby religijne metafory (w jednej ze scen Douglas dosłownie pada krzyżem) – ale ma ten film wielką moc, także za sprawą udanie przerysowanego stylu. Nowa bajeczka Luca Bessona jest przedziwna, lecz również niesamowicie pociągająca i miejscami wzruszająca. Morał zdaje się mieć dość prosty: wszyscy potrzebujemy wsparcia – nawet jeśli czasem jedyna pomoc, na jaką możemy liczyć, to miłość psa.

Łukasz Homziuk

Łukasz Homziuk

Student wrocławskiego kulturoznawstwa, laureat konkursu krytycznofilmowego Krytyk Pisze (2022). Da radę obejrzeć wszystko, choć zwykle woli arthouse od Marvela.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA