DIVERSION END. Polski hołd dla kina Tarantino

Ponadto ogromne wrażenie robi cała oprawa audiowizualna. Autor zdjęć, Łukasz Suchocki, postanowił z reżyserem polecieć po bandzie i zafundować widowni kolorową, stroboskopową zabawę neonami i światłocieniem rodem z filmów Nicolasa Windinga Refna i kina neo-noir. Brzmienia zespołu St.George nasuwają skojarzenia ze ścieżką dźwiękową serialu Synowie Anarchii oraz spaghetti westernów Sergia Leone, a elektroniczne motywy nieistniejącego już niestety Moot przypominają nieco utwory Crystal Castles oraz takie soundtracki jak Fluke z Matrixa Wachowskich.
Wrażenie przede wszystkim robi dobór ścieżki dźwiękowej pod obraz, co jest niewątpliwie zasługą kompozytora Krzysztofa Aleksandra Janczaka oraz montażysty Michała Wilka. Takie sekwencje, jak przewiezienie na wózku zwłok przez rzeźnika albo walka Klary z wrotkarką po prostu wywołują ciary, porównywalne do tych, które mają fani Tarantino przy seansach Kill Bill czy Bękartów wojny. Na osobne pochwały zasługuje dobór brudnych lokacji wymalowanych w graffiti, świetna dekoracja wnętrz w wykonaniu Agnieszki Bąk (znanej m.in. z filmu Git), a także dbałość o detale w kostiumach Katarzyny Sałdak (Wydech, Pół Wieku Poezji Później). I oczywiście, co bardziej wybrednym widzom mogą przeszkadzać niekiedy niezbyt dobrani epizodyści oraz momentami nierówny język angielski, jednak w moim odczuciu takie niedociągnięcia jeszcze mocniej budują ten postindustrialny, polsko-amerykański świat i udowadniają, że nawet w naszych (a może zwłaszcza naszych?) warunkach można dziś zrobić dobre kino gatunkowe.
Podobne wpisy
Diversion End jest filmem pełnometrażowym, jednak w pierwotnym zamyśle przewidziany był jako web serial. Michał Krzywicki, wraz z Dagmarą Brodziak i resztą ekipy, na początku próbowali go wyprodukować samodzielnie, chcąc zdobyć finansowanie na portalach crowdfundingowych. Kiedy to się nie udało, twórcy, chodząc od producenta do producenta, wszędzie słysząc odmowy, niemal całkiem stracili nadzieję na spełnienie swoich marzeń. Wtedy zgłosił się do nich Antoine Disle z paryskiego Rockzeline Wild Studio, któremu spodobało się demo i który postanowił zainwestować w projekt. Wkrótce do prac nad Diversion End dołączyło paru innych producentów, a reżyserowi przy scenariuszu pomógł John Cabrera, aktor i reżyser, znany m.in. ze stworzenia serialu sci-fi H+.
Ostatecznie pomysł zrobienia z DE serialu powrócił – pierwszy sezon ma być rozszerzoną wersją fabuły składającą się z dziesięciominutowych odcinków. Serial zostanie po raz pierwszy pokazany w tym tygodniu na Marseille Web Fest (19-21 października) oraz niedługo potem na Bilbao Seriesland w Hiszpanii (24-27 października), na których, jak przypuszczam, zdobędzie kolejne laury (z ostatnich warto wymienić nagrodę jury młodzieżowego za film pełnometrażowy na 36. Festiwalu „Młodzi i Film” w Koszalinie oraz nagrodę za najlepszą drugoplanową rolę męską dla Andresa Fauchera na IFF w Londynie). Na początek przyszłego roku zaplanowane są już z kolei zdjęcia do drugiego sezonu, który również ma mieć swoją pełnometrażową wersję. Jeszcze nie wiadomo, na jaką formę dystrybucji zdecydują się producenci, ale prawdopodobnie całość będzie można obejrzeć za darmo na YouTube, jak było w przypadku innych seriali ze stajni Rockzeline.
Liczę natomiast na to, że wkrótce sukcesy tej produkcji dotrą do rodzimych dystrybutorów i stacji telewizyjnych. Diversion End jest kinem zarówno ambitnym, jak i rozrywkowym. I choć w ekipie i obsadzie brakuje głośnych nazwisk, podejrzewam, że powinno ono zostać docenione na naszym rynku. Szczególnie, że w ostatnich latach polscy widzowie coraz chętniej wolą obejrzeć to, co oferuje im Netflix czy HBO niż popołudniowe opery mydlane. I już tak na koniec, pół serio, nawiązując do tytułu filmu – może Diversion End stanie się swego rodzajem drogowskazem i ukróci wieczne zawoalowane ścieżki i objazdy naszych niszowych twórców gatunkowych? Może zapoczątkuje pewną zmianę w mentalności polskich sponsorów i kiedy przyjdzie do nich kolejny młody filmowiec z genialnym pomysłem, nie zamkną przed nim drzwi, mówiąc, że na kinie w naszym kraju nie da się zarobić? Bo choć twórcy Diversion End z pewnością stworzyli film, który chciałby nakręcić niemal każdy początkujący reżyser (ja z całą pewnością się do nich zaliczam), na pewno nie można powiedzieć, że nie udało im się przy okazji w tym dziele zrealizować, uzewnętrznić i dać producentowi możliwości zarobku. A może też spełnić pewną misję?