search
REKLAMA
Recenzje

CLOVERFIELD LANE 10. Pierwszorzędny, klaustrofobiczny science fiction thriller

Młoda kobieta budzi się po przeżytym wypadku samochodowym w małym, obskurnym pomieszczeniu, które okazuje się częścią schronu przeciwatomowego.

Krzysztof Walecki

27 stycznia 2024

CLOVERFIELD LANE 10. Pierwszorzędny, klaustrofobiczny science fiction thriller
REKLAMA

Jej „wybawcą” jest starszawy mężczyzna Howard. Nie tłumaczy jej, dlaczego musiał ją przykuć kajdankami, ale z jego opowieści wynika, że wyciągnął ją z rozbitego auta w momencie, gdy doszło do ataku niewiadomego pochodzenia, chemicznego lub jądrowego. Stąd też pomysł, aby ratunku szukać w konstruowanym przez lata, w pełni funkcjonalnym i wyposażonym schronie. Michelle poznaje tam również Emmetta, który pomagał w budowie bunkra i który nie ma powodów, aby nie wierzyć w historię Howarda, zwłaszcza że sam widział dziwne, czerwone światła zwiastujące katastrofę. Jednak kobieta bardziej boi się swojego dobroczyńcy niż końca świata, którym ją straszy. 

Cloverfield Lane 10 przypomina sinusoidę – podobnie jak główna bohaterka co rusz kwestionujemy wszystko, co słyszymy z ust Howarda, aby po chwili jednak być przekonanym zarówno do jego motywów, jak i opowieści. Mężczyznę gra John Goodman, dawno już nie widziany w tak niejednoznacznej roli. Do głowy przychodzi od razu jego występ w Bartonie Finku braci Coen – zwalista i dominująca postura każe nam mieć się na baczności, choć dziecięca wręcz radość bijąca z jego twarzy często tłumi nasze obawy. Te jednak są w przypadku postaci Howarda całkowicie uzasadnione, nie tylko dlatego, że sytuacja, w jakiej znalazła się Michelle, jest zastanawiająca.

Cloverfield Lane 10

Czy zwątpienie nie pojawiłoby się najpierw, gdybyśmy usłyszeli o rzekomym ataku nuklearnym i konieczności spędzenia roku albo dwóch w schronie z kompletnie obcymi ludźmi?

Cloverfield Lane 10, film debiutującego w kinie Dana Trachtenberga zasadza się na tej nieufności i braku pewności, choć strach przed terroryzmem wydaje się tu nieobecny. Powodem takiego stanu rzeczy jest sam Howard, dopatrujący się w ataku działań Rosjan lub… Marsjan. Po takiej deklaracji trudno o uwierzenie Michelle we wszystko, co słyszy.

10 CLOVERFIELD LANE

Kobietę gra dawno niewidziana na dużym ekranie Mary Elizabeth Winstead – szczerość wypisana na twarzy i zaradność, jaka jej nie opuszcza przez cały czas, ułatwia nam utożsamienie się z nią. Tym bardziej, że sytuacja, w której się znalazła, jest okrutnie ironiczna i bez względu na to, co zrobi – zaufa gospodarzowi bądź nie – może ją tylko pogorszyć. Problemów z tym nie ma trzeci z lokatorów schronu, Emmett, młody mężczyzna wierzący w szczere intencje Howarda, choć zdający sobie również sprawę z jego wybuchowej natury i kosmicznych przekonań. Wcielający się w niego John Gallagher Jr. ma proste i sympatyczne oblicze sugerujące, że w konfrontacji z postacią graną przez Goodmana może okazać się przydatnym sojusznikiem.

Cloverfield Lane 10

W finale jednak ten psychologiczny thriller zmienia się w coś całkiem innego. Ale może wcale nie tak nieprzewidywalnego.

Cloverfield Lane 10 to ciekawy przypadek filmu, którego tytularne pokrewieństwo z Cloverfield sprzed ośmiu lat (u nas wyświetlanego jako Projekt Monster) działa zarówno na korzyść, jak i niekorzyść fabuły Trachtenberga. Zważywszy, że tamten obraz opowiadał historię grupki przyjaciół przedzierającej się przez zamieniony w strefę wojny Nowy Jork, który zaatakowany został przez gigantycznego potwora, trudno dostrzec jakiekolwiek powiązania fabularne z nowym tytułem. Oba filmy różnią się również stylistycznie – porzucono estetykę found footage i efektowność kina akcji na rzecz kameralnego i tradycyjnie zrealizowanego thrillera. Pamięć o poprzedniku każe wypatrywać fantastycznych elementów oraz nawiązań, co samo w sobie może być zgubne. Ci, którzy domagają się właśnie tego, mogą poczuć się rozczarowani. Ci idący natomiast na pełen napięcia dramat trójki zamkniętych w małej przestrzeni bohaterów również  zostaną „wynagrodzeni” w sposób, jaki niekoniecznie im się spodoba.

Zakończenie robi film, mówią moi bardzo dobrzy przyjaciele, i w przypadku Cloverfield Lane 10 trudno się z tym nie zgodzić. Nic nie zdradzając, napiszę, że ostatnie dwadzieścia minut nie do końca mnie przekonało, choć widok uciekającej przed napastnikiem Winstead, ubranej w domowej roboty kombinezon z zasłony prysznicowej, dostarcza dużo samoświadomej zabawy. Widać wtedy wyraźnie intencje twórców, którzy decydują się dostarczyć widzom rozrywki przewrotnej, budując zwrot akcji w stylu przypominającym słynną Strefę mroku. Kaczuszka, jaka widnieje na stroju głównej bohaterki, zdaje się śmiać nie tylko do nas, ale i chyba przede wszystkim z nas.

REKLAMA