CLÉO OD 5 DO 7. Ulotny moment wyzwolenia
Legendarna Francuska Nowa Fala kojarzy się chyba przede wszystkim z dwoma otwierającymi ją filmami François Truffauta i Jeana-Luca Godarda: 400 batów i Do utraty tchu. To jednak nie jedyne arcydzieła, które wydał ów niezwykle płodny epizod historii francuskiego kina – nie mniej pamiętnym od słynnych arcydzieł Godarda i Truffaut osiągnięciem jest wybitne Cléo od 5 do 7 Agnés Vardy. Oglądane z perspektywy czasu, dzieło to wydaje się jednym z najdoskonalszych osiągnięć nurtu. Reżyserka z jednej strony właściwie modelowo wpisała się w nowofalową poetykę, z drugiej zdefiniowała w jej ramach swój autorski, oparty na wrażliwości i kobiecym punkcie widzenia styl, którego Cléo jest bez wątpienia jedną z najdoskonalszych manifestacji.
Podobne wpisy
Chociaż Cléo od 5 do 7 to zasadniczo czarno-biały klasyk, otwiera go scena barwna. Początkowo widzimy z góry stół, na którym wróżka stawia tarota młodej kobiecie – jak za chwilę się dowiemy, tytułowej bohaterce. Nie widzimy jej twarzy, podobnie jak i jej rozmówczyni. Kamera rejestruje jedynie rozkładające karty dłonie i głosy obydwu uczestniczek seansu. Dopiero gdy z ust wróżki pada słowo „choroba”, następuje cięcie i naszym oczom ukazują się oblicza postaci. W tym samym momencie znika też barwa, a wielokolorową wyrazistość kart zastępuje szara miękkość rzeczywistości. Po tym przełamaniu jeszcze na kilka chwil powrócą kolorowe ujęcia kart, jednak reszta filmu utrzymana jest już w konwencji monochromatycznej
W opisanej scenie otwierającej główna bohaterka zostaje skonfrontowana z ciążącą nad całą opowieścią groźbą śmierci. Przyznaje wróżce, że jest chora, a z kontekstu rozmowy można wysnuć wniosek, że Cléo poszukuje w tarocie odpowiedzi na pytanie w kwestii wyników badań, na które oczekuje. Karty nie przynoszą łaskawej odpowiedzi – ostatnią wyciągniętą kartą jest ta zwiastująca śmierć (lub drastyczną przemianę życiową, jak tłumaczy łagodząca pesymistyczny wymiar proroctwa wróżka). W tym świetle zanik koloru na początku Cléo od 5 do 7 koresponduje z nagłym zanurzeniem się protagonistki w graniczącym z rozpaczą lęku i mrocznym widmie śmierci. Wypowiedziane przez starszą kobietę słowo „choroba” i pojawiający się chwilę później tanatyczny zwiastun działają tu jak zaklęcie, mocą którego egzystencja Cléo zostaje nagle przytłoczona egzystencjalnym poczuciem ostatecznego zagrożenia i pozbawiona żywej barwności. Ten zabieg ukazuje doskonale artystyczną wrażliwość Agnés Vardy, posługującej się nawet dosadnymi czy ekstrawaganckimi środkami w nienachalny, podporządkowany eleganckiej prostocie sposób.
Ta charakterystyka tyczy się także ogólnej kompozycji Cléo od 5 do 7. Po wyjściu od wróżki bohaterka spędza pozornie zwyczajne popołudnie – idzie z gosposią do kawiarni, na zakupy, spotyka się z kochankiem, odbywa próbę w domu (jest piosenkarką), idzie z przyjaciółką do kina, udaje się do parku, gdzie odbywa ważką rozmowę z przypadkowo spotkanym żołnierzem, i w końcu odbiera wyniki od lekarza. To wszystko rozgrywa się w czasie tytułowych dwóch godzin – pomiędzy 5 a 7 po południu. Pora ta, jak i sam termin „od 5 do 7” we Francji oznacza porę miłosnych przygód, nie zawsze oficjalnych randek (czas „wyrywany” przez kochanków z rozkładu dnia). Zdarzenia przedstawione są niemal w czasie rzeczywistym (film trwa 90 minut, akcja rozpoczyna się kilka minut po 5, a kończy około 6.30), w trzynastu, przenikających się kilkuminutowych rozdziałach, wyróżnionych jedynie pojawiającymi się na ekranie napisami i zakresem czasowym (np. pierwszy to 17.05–17.08).
Umieszczając akcję filmu w nasyconym niejednoznacznością, niejako „przejściowym” czasie schadzek Varda podkreśla psychologiczne podteksty historii Cléo, która trawiona przez strach przed śmiercią i poczucie wiszącego nad nią fatum znajduje się właśnie w pewnego rodzaju napiętym zawieszeniu, niejako pomiędzy objęciami władającego przeżywaną porą Erosa i zwiastowanego przez chorobę i karcianą wróżbę Tanatosa. Równocześnie wyodrębnienie krótkich epizodów nadaje przeżyciu bohaterki rutynowy rytm, kontrastujący z dominującą nad Cléo atmosferą pozaludzkiej, nadnaturalnej siły proroctwa. W ten sposób Agnés Varda harmonijnie łączy symboliczny i realistyczny wymiar filmu, błyskotliwie wydobywającego osobiste doświadczenie bohaterki, przemierzającej zwykły świat codzienności i równocześnie pogrążonej w wykraczających poza nią egzystencjalnych rozważaniach. To zawieszenie pomiędzy warstwami rzeczywistości podkreśla dodatkowo przeplatanie przez Vardę starannie skomponowanych, często subiektywnych ujęć fabularnych i naturalnego zapisu życia paryskich ulic. Gładko połączone, elementy kreacji i obserwacji składają się na charakterystyczną dla Vardy, nowofalową estetykę opowieści zakorzenionej w dokumentalistycznym wyczuleniu na otoczenie i społeczny kontekst.