16. Millennium Docs Against Gravity. VARDA WEDŁUG AGNÉS
Agnés Varda to w świecie kina prawdziwa osobistość. Czołowa twórczyni francuskiej Nowej Fali, zapalona dokumentalistka, laureatka m.in. weneckiego Złotego Lwa i berlińskiego Srebrnego Niedźwiedzia, żona Jacquesa Demy’ego. Zawsze pełna pomysłów, uśmiechnięta i, pomimo podeszłego wieku, gotowa do spontanicznego działania. Niestety, reżyserka zmarła niecałe dwa miesiące temu z powodu powikłań związanych z nowotworem. Tuż przed śmiercią światową premierę na festiwalu w Berlinie miał jej ostatni – jak się wkrótce okazało -dokument, zatytułowany Varda według Agnés. W Polsce film można zobaczyć w ramach 16. edycji festiwalu Millennium Docs Against Gravity.
Vardę według Agnés uznać można za domknięcie autobiograficznego dyptyku dokumentalnego, który reżyserka rozpoczęła, realizując w 2008 roku Plaże Agnés – pełnometrażowy projekt z okazji ukończenia osiemdziesiątego roku życia. Kolejny film w pełni poświęcony swojej osobie (w międzyczasie zdążyły bowiem powstać jeszcze wybitne Twarze, plaże – obraz, w którym twórczość Vardy oraz jej przeszłość również odgrywają znaczącą, aczkolwiek nie najważniejszą rolę) Agnés nakręciła niemalże dokładnie dziesięć lat później.
Szkieletem narracyjnym dokumentu jest cykl wykładów, który twórczyni wygłaszała z okazji przeróżnych, mniej lub bardziej prestiżowych, wydarzeń kulturalnych. Głos Agnés słyszymy często z offu, podczas gdy na ekranie pojawiają się fragmenty jej wcześniejszych filmów lub nagrania z wystaw, na których eksponowane były jej prace. Twórczyni buduje opowieść na zasadzie siatki skojarzeń, skacze pomiędzy kolejnymi swoimi projektami, nie zawsze kierując się porządkiem chronologicznym. Wspomina jedynie o wybranych wydarzeniach z życia artystycznego, jednym poświęcając zaledwie kilka zdań, a nad innymi rozwodząc się niemalże w nieskończoność. Taka luźna, niezobowiązująca konstrukcja pasuje jak ulał do postaci Vardy, która żartobliwie nazywa swój najnowszy film pogadanką.
Oglądając Vardę według Agnés, odnosi się wrażenie, że uczestniczy się w pasjonującym wykładzie. Reżyserka opowiada jednak nie tylko o własnej twórczości, ale również o sobie samej jako człowieku. Zdradza widzom/słuchaczom chociażby to, co jest jej największym lękiem – a jest nim pusta sala kinowa podczas projekcji nakręconego przez nią filmu. Dzielenie się jest bowiem ostatnim, bodajże najważniejszym, z trzech filarów artystycznego świata Agnés. „Nie ma sensu tworzyć dzieł sztuki tylko dla siebie” – przekonuje ze sceny Varda i w zasadzie trudno się z nią nie zgodzić. Pozostałymi dwoma filarami twórczości francuskiej reżyserki są, kolejno, inspiracja oraz kreacja (przez pojęcie kreacji Agnés rozumie szeroko pojętą formę – kadrowanie, kolorystykę, strukturę itd.). Oba są w równym stopniu potrzebne do rozpoczęcia pracy nad kolejnym filmem, kolejną wystawą czy instalacją.
Wielką wartością ostatniego filmu Vardy są z całą pewnością materiały archiwalne. To dzięki nim widzowie mają niepowtarzalną okazję zobaczyć dawne wystawy Agnés. Jest wśród nich chociażby Potatotopia, którą reżyserka promowała swego czasu, chodząc pomiędzy zwiedzającymi w przebraniu ziemniaka. Są również poruszające wdowy z Noirmoutier, przepiękna budka zbudowana z zalegających w magazynach rolek taśmy filmowej czy, last but not least, wiernie odwzorowany grób Zgougou – ukochanej kotki, która stała się inspiracją dla logo Ciné-Tamaris, firmy producenckiej założonej przez Agnés.
Jedynym zarzutem, jaki można wysunąć wobec Vardy według Agnés, jest wtórność względem jej filmu sprzed jedenastu lat, czyli Plaż Agnés. Owszem, łatwo znaleźć sporo punktów wspólnych między tymi dwoma projektami, powtarzających się wątków i wykorzystanych dwukrotnie materiałów. Istnieje jednak jedna fundamentalna różnica, którą nie sposób zignorować. W Plażach Agnés francuska reżyserka kładła największy nacisk na swoją biografię, podczas gdy w jej ostatnim filmie liczy się przede wszystkim jej bogata twórczość. Jeśli więc chcecie poznać Vardę jako człowieka, to odsyłam was do jej filmu z 2008 roku. Jeśli natomiast interesuje was ona jako artystka, to lepszej propozycji niż Varda według Agnés na pewno nie znajdziecie.
Dwie godziny w towarzystwie niebywale sympatycznej starszej pani o ogromnej wiedzy, którą z chęcią się dzieli, mijają niezwykle szybko i przyjemnie. Wielka szkoda, że była to ostatnia filmowa podróż zorganizowana przez Agnés. Reżyserka, pomimo problemów zdrowotnych związanych przede wszystkim ze wzrokiem, wciąż prezentowała się na ekranie bardzo dobrze, stale biła od niej niesamowita energia charakterystyczna dla osób znacznie młodszych. Śmierć Vardy jest przygnębiająca jeszcze z jednego powodu – po jej odejściu ostatnim pozostałym przy życiu czołowym twórcą francuskiej Nowej Fali, jednego ze zdecydowanie najwspanialszych i najbardziej fascynujących nurtów w historii światowego kina, jest bufonowaty Jean-Luc Godard, który swoimi nowymi esejami filmowymi udowodnił, że definitywnie stracił kontakt z otaczającą go rzeczywistością.