search
REKLAMA
Recenzje

BRIDGERTONOWIE, sezon 3, część 1. Swawolny blichtr i pustka wyższych sfer [RECENZJA]

Sezon balowy można ponownie uznać za rozpoczęty.

Odys Korczyński

18 maja 2024

REKLAMA

Sezon balowy można ponownie uznać za rozpoczęty. Na wybiegu pojawią się nowe twarze, ale i stare, tylko w nowych estetycznych odsłonach, a nawet towarzyskich rolach. 3. sezon Bridgertonów zagościł właśnie na Netfliksie. Oglądać na razie możemy 4 odcinki. Kolejne 4 trafią na platformę 13 czerwca. Zdaję sobie sprawę, że to serial obyczajowy z elementami bardzo swobodnego podejścia historycznego, ale można by go jeszcze umieścić w ramach podgatunku social science fiction. Od pierwszego sezonu fabuła mnie zadziwia. W 3. może już trochę to nowatorskie podejście mi spowszedniało, jednak wciąż czekam na jakąś kulminację historii, która przewróci opowieść do góry dnem, żeby widzowie dostrzegli jakiś głębszy sens w ogólnym istnieniu tzw. elity.

Na razie go nie dostrzegłem, przynajmniej w takiej formie, w której byłby zrozumiały bez rozbijania pneumatycznym młotem grubej warstwy metafor. Z drugiej strony może to i dobrze. Przynajmniej serial nie może być posądzony o łopatologię na poziomie przedszkola. Jakże to modne w Internecie porównanie, jeśli chce się kogoś obrazić, to się go porównuje do przedszkolaka. Uważałbym jednak z takim obrażaniem dzieci. To, co mnie w serialu Bridgertonowie wciąż zadziwia, to elementarność prezentacji, jak można prowadzić tak zbędny tryb życia jak wyższe sfery w XIX-wiecznej Anglii, bez celu, a może właśnie z jedynym właściwym i jasno nakreślonym życiowym celem, którym jest koniec życia. Nie wiem, na ile to poważne, a na ile prześmiewcze ze strony twórców, którzy przecież mogą być skrajnymi antyrojalistami i demokratami, a może nawet komunistami, że tak „jadą” po damulkach i bawidamkach. Ten, kto jednak zna trochę tamte czasy, jeszcze przed rozwiniętą rewolucją przemysłową i przede wszystkim rewolucją mieszczańską, wie, że właśnie tak nieświadomy, rozbuchany, niepotrzebny, płytki i pompatyczny tryb życia doprowadził do upadku większości monarchii w Europie, jak również był przyczyną upadku potęgi chociażby naszego kraju, a co najważniejsze, zapewnił paliwo wszelkim ruchom nacjonalistycznym i antyklasowym, które swoją prawdziwą potęgę ukazały właśnie w XIX wieku i poniekąd doprowadziły do dwóch wielkich wojen w wieku kolejnym.

Bridgertonowie są więc serialem politycznym i krytycznie społecznym – taką mam nadzieję, dlatego czekam na to tąpnięcie w fabule i rozwalenie czwartej ściany. Na razie w 3. sezonie reflektor uwagi nareszcie dopadł spragnionej sławy i szalenie niedowartościowanej Penelope Featherington. Gdzieś obok niej kręci się Colin Bridgerton, ale niestety ta para nie dorasta do pięt pamiętnym Daphne Bridgerton (Phoebe Dynevor) i Simonowi Bassetowi (Regé-Jean Page). Zauważcie, że nawet podałem nazwiska aktorów, którzy ich grali, bo ich wizerunki już coś mówią, w przeciwieństwie do poprzedniej pary. No ale tak się często zdarza w wielosezonowych produkcjach, że utrzymanie jednolitego poziomu napięcia nie jest możliwe, a kultowi aktorzy odchodzą, ustępując miejsca innym, lecz oni nie mają już dużych szans na sukces, bo w pamięci są ci poprzedni. Na szczęście pozostała kontrowersyjna królowa Charlotte, zarządzająca tym cyrkiem społecznym, oraz Lady Agatha Danbury. No i rzecz jasna główna para Penelope i Colin.

Styl opowiadania w 3. sezonie jest podobny do tego z poprzednich. Może z wyjątkiem ilości seksu, która spadła, i poszerzenia znaczenia mediów brukowych. Zdjęcia są zrealizowane na równie wysokim poziomie formalnym, a scenografia jest niemal doskonała. Problemem są czasem tylko głupie kobiety i głupi mężczyźni. To jednak element potrzebny, bo wtedy taki był poziom intelektualny elit. Dzisiaj w sumie się nie zmienił. Wzrósł tylko pewien minimalny poziom wiedzy, nieidący w parze z wolną wolą i umiejętnościami abstrakcji, indukcji i dedukcji. Twórcy serialu boleśnie ukazują, jakimi celami usiane było życie ówczesnych kobiet – nic poza znalezieniem męża i urodzeniem dzieci – ale i punktują gładkie jak skóra niemowlęcia mózgi mężczyzn. Wszyscy są generalnie siebie warci, a z pewnością niewarci naśladowania. I wolałbym, żeby widzowie umieli dostrzec tę pustkę, a jeśli chcieliby znaleźć się na jednym z takich balów to nie jako osoby uzależniające od nich całe życie, lecz turyści, spragnieni poszerzania doświadczeń.

Przetworzenie wielu znanych pozycji literackich z tego okresu, łącznie z powieściami Julii Quinn, jest tak głębokie, że można je nazwać co najwyżej inspiracjami, więc nie należy się czepiać multikulturowości, jako sposobu na przekłamanie faktów historycznych. W tym sensie Bridgertonowie są niemal trącącym kiczem science fiction rozgrywającym się w alternatywnej rzeczywistości. I chociaż więc na zwykłym targu staroci to, co zobaczymy w tle podczas rozmowy Penelope i Colina, może sprawić, że poczujemy, że oglądamy jakiś sztuczny świat, to w szerszej perspektywie ma to sens, bo świat właśnie tak powinien w sensie rasowym i kulturowym wyglądać. Jeśli jest inaczej, to znaczy, że jest to wtórne wobec porządku naturalnego, chociaż nieistniejącego. Stąd nasze zagubienie i skonfundowanie. Daję więc szansę Penelope i Colinowi, gdy ten ją szkoli ze sposobów na znalezienia męża, gdyż są wyraźnie inni od reszty – a ona kieruje się w życiu konkretnymi i jakże dalece innymi celami niż reszta dziewcząt w jej wieku, a przy tym musi sobie jakoś poradzić ze swoją cielesnością i uwierającym gorsetem, który doprowadza do tego, że ma piersi na szyi. Brzmi groteskowo, bo tak ma wyglądać, a poziom kiczu w serialu jest mierzony wielkością i rokokowością fryzur królowej Charlotty. Sezon 3 Bridgertonów w podobnym rytmie, co poprzednie, jednak z mniej kultowymi aktorami, pozwala nam przenieść się do WIELKIEGO ŚWIATA zarządzanego przez bogatych i ponownie uznać go za gorzką przestrogę dla nas, gdyż posiadając wszystko, nikt tam naprawdę nie jest wolny.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA