BRIDGERTONOWIE SEZON 2. Mniej seksu, dużo romansu
Kiedy Netflix wypuścił pierwsze zapowiedzi drugiego sezonu Bridgertonów, który cieszył się taką popularnością wśród widzów na początku 2021 roku, z dużym rozczarowaniem przyjęłam informację o tym, że w kolejnej części tej kolorowej, pełnej przepychu opery mydlanej nie prześledzimy dalszych zagmatwanych losów Daphne Bridgerton (Phoebe Dynevor) i księcia Hastingsa (Rege-Jean Page). Do oglądania kolejnego sezonu podeszłam więc z rezerwą, lecz, jak się okazało, zupełnie niesłusznie. Bridgertonowie po raz kolejny dostarczyli mi czystej, nieskomplikowanej rozrywki.
Serial oparto na powieściach amerykańskiej pisarki Julii Quinn. W cyklu Bridgertonowie pojawiło się aż dziewięć tomów (czyli tyle sezonów zobaczymy również na platformie Netfliksa?), z których każdy opowiada o miłosnych perypetiach kolejnego z rodzeństwa Bridgertonów, żyjących w XIX-wiecznym Londynie. Bohaterką pierwszej książki, jak i pierwszego sezonu serialu była Daphne, najstarsza córka w rodzinie, i jej małżeństwo oraz odkrywanie seksualnych uciech z przystojnym księciem. W kolejnej odsłonie przygód rodziny Bridgertonów twórcy skupiają się głównie na losach Anthony’ego (Jonathan Bailey), najstarszego syna, głowy rodziny po śmierci ojca. Anthony to zatwardziały kawaler, który wreszcie postanawia się ożenić. Kandydatek chętnych poślubić zamożnego, inteligentnego arystokratę z dobrej rodziny nie brakuje, a jego wybranką zostaje życzliwa, mądra i piękna Edwina Sharma (Charithra Chandran). To jednak jej starsza siostra, pewna siebie, ceniąca sobie własną wolność Kate (Simone Ashley), kradnie Anthony’emu serce. W efekcie bohaterowie są rozdarci pomiędzy namiętnością a powinnościami wobec własnych rodzin i społeczeństwa.
Pierwszy sezon Bridgertonów zasłynął scenami seksu, przez co często określano go mianem Jane Austen w wersji soft porno, jednak w drugim sezonie to nie seks zajmuje protagonistów najbardziej. Za to tak, jak i w pierwszym sezonie, bohaterowie w trudach i bólach próbują odnaleźć prawdziwą miłość, zmuszeni walczyć z konwenansami i konserwatywną angielską socjetą, aby wybrać wybrankę lub wybranka zgodnie z pragnieniem serca. Los, a także naczelna plotkara socjety Lady Whistledown nieustannie rzucają im kłody pod nogi w drodze do szczęścia. Pod tym względem Bridgertonom blisko do klasycznych powieści Jane Austen czy sióstr Brontë, gdzie intrygi i dramaty bohaterów krążą wokół odwiecznego pytania: „będą razem czy nie będą?”. Nawet najbardziej odporny na te doskonale znane schematy i banały widz ulegnie urokowi świata Bridgertonów – zjawiskowym scenografiom i kostiumom oraz ujmującym i ciekawym bohaterom. Chociaż serial chwilami zapętla się fabularnie, akcja toczy się wartko, a drama za dramą nie pozwala oderwać się od ekranu.
https://www.youtube.com/watch?v=Zzsg592MXdI
To, co wyróżnia serial na tle podobnych kostiumowych produkcji, to oryginalne podejście do historii. Choć to serial kostiumowy, nie stara się być autentyczny w przedstawianiu faktów historycznych. Członkowie londyńskiej socjety pochodzą z różnych krajów i mają różne kolory skóry – wystarczy wspomnieć, że angielska królowa jest czarnoskóra, a wybranka Anthony’ego jest Hinduską. Z kolei kobiety w XIX-wiecznym świecie Bridgertonów aktywnie decydują o swoim losie i szczęściu, dzierżą władzę i łamią wszelkie zasady. Bohaterki serialu są pewne siebie, nie dają się podporządkować i mają niewyparzony język, paradując jednocześnie w kolorowych sukniach do ziemi i diademach na głowie.
Ta eklektyczna mieszanka stanowi o sile Bridgertonów, a drugi sezon dorównuje poziomem pierwszemu. To kolorowa opera mydlana pełna fantazji, która pomimo banalności ujmuje i wciąga do ostatniego odcinka. Z niecierpliwością czekam na trzeci sezon tego cukierkowego guilty pleasure.