search
REKLAMA
Recenzje

BORAT SUBSEQUENT MOVIEFILM. Wyborcza gorączka

Maciej Niedźwiedzki

24 października 2020

REKLAMA

Kazachstan nie urósł w siłę, ale stał się międzynarodowym pośmiewiskiem. Pierwsza amerykańska ekspedycja Borata okazała się wizerunkową, a później gospodarczą klęską. Czwarty najlepszy dziennikarz w państwie został skazany na pracę w kamieniołomie. Po latach, gdy na czele US and A stoi (Mc)Donald Trump, premier Nazarbajew przypomina sobie o Boracie Sagdijewie, lepiej niż inni zaznajomionym z amerykańskimi realiami. Kazachski przywódca ponownie wysyła go do Ameryki, by odbudował relacje dyplomatyczne i złożył uroczysty prezent w ręce wiceprezydenta Mike’a Pence’a. Ma nim być małpka o imieniu Johnny, łącząca rolę ministra kultury i narodowej gwiazdy porno…

Początek filmu przypomina wszystko, co było najlepsze w pierwszej części: niedorzeczności, społeczne absurdy, zwyrodnialstwo na porządku dziennym i idiotyczne plemienne rytuały. Tej radosnej, prześmiewczej energii nie starcza niestety na długo. Z czasem można zadawać sobie pytanie, czy bardziej karkołomny jest absurdalny plan na rehabilitację Kazachstanu, czy sama idea robienia kontynuacji niepowtarzalnego w swojej istocie Borata z 2006 roku.

Oczywiście zdawał sobie z tego sprawę również Sacha Baron Cohen. Prawdziwa tożsamość Borata została dawno zdemaskowana i nikt mu już nie uwierzy. Nie ma możliwości, by z tą postacią osiągnął ten sam efekt. Ten zasadniczy problem Cohen omija w dwojaki sposób. W pierwszej kolejności spycha wizerunkowo rozpoznanego Borata na drugi plan (zdecydowanie najczęściej pojawia się w wyraźnie reżyserowanych scenach), a w pozostałych fragmentach Cohen gra Borata przebierającego się za stereotypowych i karykaturalnych „Amerykanów”: piosenkarza country, rednecka, majętnego przedsiębiorcę czy Donalda Trumpa. Drugą metodą jest wprowadzenia nowej bohaterki. Jest nią córka Borata o imieniu Tutar (Maria Bakalova), która podstępnie przedostaje się do Ameryki z ojcem. To ona przejmuje rolę dzikuski, nieokrzesanej barbarzynki z Kazachstanu. Tutar będzie więc przeprowadzać wywiady oraz wkręcać sklepikarzy, instagramowe influencerki czy klub zwolenniczek Republikanów.

To wszystko dzieje się z wielu mniej i bardziej zasadnych powodów. Sacha Baron Cohen bardzo chciał powrócić do tej postaci, jednak nie mógł tego zrobić w sprawdzony (ale już spalony) sposób. Jego nowe wizerunki przypominają bardziej bohaterów-oszołomów ze znakomitego Who is America? niż uroczego wrażliwca Borata z oryginalnego filmu. To samo w sobie nie jest problemem, ale jest nim (może z wyjątkiem bazującej na nieporozumieniu rozmowie o aborcji) pozbawienie jakiegoś szczególnego charakteru tych postaci, ostrości żartów, refleksu i swobody. Za często to jedynie przebieranki, za którymi niewiele się kryje. Borat Subsequent Moviefilm paradoksalnie cierpi jednak nie na nieobecność Borata, ale na brak interesującej propozycji w jego miejsce. Maria Bakalova stara się wypełnić tę lukę, ale niestety to nie ta sama aktorska liga. W paradokumentalnych fragmentach, wymagających od niej naturalności, Tutar jest przesadnie ekspresywna, a w reżyserowanych scenach robi niewiele więcej poza dyktowaniem z pamięci kolejnych kwestii. Nietrafiony casting oraz postać przechodząca niezbyt zajmującą przemianę. Nie porwała mnie ta szablonowa księżniczka wyzwalająca się z sideł patriarchatu.

Atutem Borata był jego ideologiczny zasięg, odwaga i tupet. Cohen śmiał się z prawej i lewej strony, ze środowisk liberalnych i konserwatywnych, z Demokratów i Republikanów. W sequelu kieruje swoje spojrzenie wyłącznie w kierunku administracji, wyborców oraz otoczenia Donalda Trumpa. Prowokacja na Rudym Giulianim miała być wisienķą na torcie, ale wypadła aż nadto nieprzekonująco, a oskarżenia wobec urzędującego prezydenta sprowadzają się do przypomnienia jego znajomości z Jeffreyem Epsteinem. Za mało w tym mięsa, konkretów i momentów. Cohen chce przekonać widzów, że są to ludzie dwulicowi i obleśni. Ja jednak przede wszystkim widzę, że jest to film zrobiony pod tezę i pod wpływem impulsu. Nie wątpię, że wynikającego ze szczerych pobudek Cohena, ale przekutego w produkcję zrealizowaną w pośpiechu i na użytek chwili: zaraz wielkie amerykańskie wybory!

Oczywiście przy takim podejściu powstają też arcydzieła, ale w tym przypadku Cohen poszedł za bardzo na skróty. Koronawirus to fake news. Trump to znajomy pedofila. Trywialny podstęp na atrakcyjną dziennikarkę. Dziękuji, ale Cohen przyzwyczaił mnie do bardziej wyrazistego humoru i celniejszych ripost. Pierwszy Borat pozostanie ponadczasowym kultowcem, jego kontynuacja niczym więcej jak okołowyborczą ciekawostką.

Maciej Niedźwiedzki

Maciej Niedźwiedzki

Kino potrzebowało sporo czasu, by dać nam swoje największe arcydzieło, czyli Tajemnicę Brokeback Mountain. Na bezludną wyspę zabrałbym jednak ze sobą serię Toy Story. Najwięcej uwagi poświęcam animacjom i festiwalowi w Cannes. Z kinem może równać się tylko jedna sztuka: futbol.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA