BAŃKA. Kolejna niepotrzebna Netflixowa zapchajdziura
Kiedy widzę, że coś reklamuje się jako meta-, od razu zapala mi się w głowie lampka ostrzegawcza. Nie inaczej było w przypadku filmu Bańka. W rękach Judda Apatowa – który dał światu Wykolejoną czy 40-letniego prawiczka – zapowiadał się od samego początku jak jedna wielka porażka z gwiazdorską obsadą. Z drugiej jednak strony reżyser ma na koncie kilka naprawdę solidnych produkcji, więc założyłam, że może finalnie nie będzie to aż taki niewypał. Czy moje pierwotne założenia odnośnie do tej produkcji się sprawdziły?
Niestety okazuje się, że Bańka od Netflixa zupełnie nie przypadła mi do gustu, choć nie mogę stwierdzić, że to porażka na całej linii. Produkcja trwa jednak prawie dwie godziny, przez co ma się wrażenie, iż niektóre żarty zostały wprowadzone na siłę, by tylko wypełnić pozostały czas ekranowy. Nie do końca jestem też przekonana, czy nabijanie się z protokołów, jakie miały miejsce w czasie pandemii na planach filmowych, jest czymś, co powinno nas tak naprawdę bawić. W sensie: nie jestem pewna, czy żartowanie z choroby, która zabiła wielu ludzi na naszej planecie, a dokładniej ze sposobów jej przeciwdziałania, to coś, co faktycznie powinno być dla nas zabawne. Oczywiście niektóre procedury czy działania rządów zostały sprowadzone do absurdu, jednak miejmy na uwadze, że cały czas uczymy się tej choroby i jak jej zapobiegać, metodą prób i błędów. Tak samo żarty na temat aktorów zachowujących się jak primabaleriny to ani nic śmiesznego, ani nic odkrywczego.
Aktorsko jest za to niesamowicie dobrze. David Duchovny, Pedro Pascal i Karen Gillan to klasa sama w sobie. Są zabawni w swoich rolach i, jeśli myśleliście, że widok aktora wcielającego się w Hanka Moody’ego, który próbuje nakręcić TikToka, to żenada, to jesteście w błędzie. Najbardziej jednak przypadł mi do gustu wątek reżysera, który prosto z Sundance trafia na plan szóstej odsłony franczyzy zatytułowanej Klifowe Bestie, nawiązującej bezpośrednio do serii Rekinado. Wszystkiemu jednak początek dała historia związana z nową odsłoną Parku Jurajskiego, gdzie ekipa – na skutek pandemii – musiała przestrzegać szeregu restrykcji na planie filmowym. To punkt wyjścia, który po dwóch latach walki z Covidem okazuje się przestarzały, frustrujący w swojej oczywistości oraz całkowicie nieśmieszny. To tylko na pozór próba ośmieszenia Hollywood, które nie do końca poradziło sobie z powyższą sytuacją. Do tego twórcy robią wszystko, byśmy współczuli biednym gwiazdom przerażonym perspektywą noszenia maseczek, choć ich kwarantanna odbywa się w zamku żywcem wyjętym z serialu Downton Abbey. Dla mnie to jest ten sam poziom żenady, co nagranie przez gwiazdy Hollywood nowej wersji Imagine autorstwa Johna Lennona.
Bańka to niestety połączenie różnych sekwencji filmowych w całość, gdzie większość elementów nie tylko nie pasuje do siebie, ale i – co ważniejsze – pozbawione jest jakiegokolwiek komizmu, nawet tego sytuacyjnego. Jak wspominałam, gdyby film wyszedł rok wcześniej, może udałoby się wykrzesać z niego trochę więcej humoru, jednak dziś produkcja nie przemawia praktycznie do nikogo, komu udało się przeżyć ogrom trudności związanych z pandemią, w tym z utratą pracy, najbliższych itd. To film, który w teorii można by obejrzeć w momencie, gdy wszyscy byliśmy zamknięci w domach, a takie pozycje jak Król Tygrysów święciły triumfy na Netflixie. Wydaje mi się, że twórcy tegoż dzieła zbyt długo siedzieli we własnej bańce, przez co otrzymaliśmy film pełen – w założeniu dobrych – pomysłów, które nie łączą się ze sobą w żaden wartościowy sposób.
Bańka radzi sobie jako film wyłącznie w momentach komentujących uwielbienie Hollywood dla wszelkiej maści kontynuacji, jak również skupiając się na celebrytach, którzy szczególnie w czasie pandemii pokazali, jak bardzo potrafią być oderwani od świata (choćby Jared Leto, który medytował na pustyni i nawet nie był świadomy tego, że żyjemy w czasach pandemii). Oczywiście każda ze złośliwości wielokrotnie była już obecna zarówno na dużym, jak i na małym ekranie, więc wydaje mi się, iż twórcy zrobili niejako przegląd najlepszych z najgorszych hollywoodzkich zachowań wtłaczając je w ramy pandemicznej rzeczywistości. Wielka szkoda, że to tylko powtórka z rozrywki, a nie faktyczna satyra na współczesne Hollywood, które przez ostatnie lata bardzo się przecież zmieniło.