search
REKLAMA
Recenzje

Badlands

Karolina Chymkowska

6 czerwca 2013

REKLAMA

Wytwórnia: Warner Bros.

Reżyseria: Terrence Malick

Scenariusz: Terrence Malick

Zdjęcia: Tak Fujimoto, Steven Larner, Brian Probyn

Muzyka: George Tipton, James Taylor

Obsada: Martin Sheen, Sissy Spacek, Warren Oates, Ramon Bieri

Ze wszystkich filmów zainspirowanych historią Charlesa Starkweathera i Caril Fugate – „Urodzeni mordercy”, „Dzikość serca”, „Kalifornia”, „Prawdziwy romans” – „Badlands” jest najbliższy faktom. I z pewnością najsmutniejszy.

To były niespokojne i trudne czasy. W 1958 roku Charles Starkweather właśnie skończył dziewiętnaście lat. Czuł się ofiarą losu i tak też był postrzegany przez otoczenie. Dusił się w rodzinnej Nebrasce, gdzie nie widział dla siebie perspektyw, nadziei ani celu. Zapatrzony w Jamesa Deana godzinami układał włosy przez lustrem i ćwiczył, jak w najbardziej zblazowany sposób palić papierosa. Lubił o sobie myśleć, że jest „buntownikiem” – pielęgnował nienawiść do wszystkich wokół. Do rówieśników wyśmiewających się z jego wady wymowy i krzywych nóg. Do nauczycieli, z których żaden nie zauważył, że szkolne problemy Charlesa nie wynikają z braku inteligencji, tylko z kiepskiego wzroku. Do społeczeństwa, które skazało jego rodzinę na biedę i wegetację. Już wtedy zmagał się z nagłymi i niekontrolowanymi wybuchami agresji. Jeśli jednak już kogoś zaakceptował i pokochał, nie było milszego i bardziej lojalnego kompana. Kto mógł przypuszczać, że połączenie tych dwóch skłonności okaże się tak tragiczne?

Kiedy Charles poznał Caril Fugate, dziewczyna miała zaledwie trzynaście lat. Akceptowała go w pełni, podziwiała i – sama zbuntowana z natury – zgadzała się ze wszystkim, co mówił. Wpadł po uszy. Był pewien, że spotkał boginię. Był gotów na wszystko, by zatrzymać ją przy sobie. Pulsująca w nim agresja, której dawał czasami ujście w brutalnych szkolnych bójkach, znalazła wreszcie kierunek: zwróciła się w stronę wszystkich, którzy mogli zechcieć rozdzielić go z Caril.

„Ona sprawia, że przestaję nienawidzić sam siebie. Przeglądam się w jej oczach i wyglądam w nich dobrze” – mawiał. Całymi dniami snuli marzenia: o napadzie na bank, które uczyni ich bogatymi. O ślubie i dziecku. Charles nawet zaczął rozpowiadać, że Caril jest w ciąży. Plotka dotarła do jej rodziców. To był początek końca.

Kiedy Terrence Malick przystąpił do realizacji „Badlands”, Charles Starkweather już od dawna nie żył. Został stracony 25 czerwca 1959 roku. Caril Fugate jednak żyła i miała się dobrze, walczyła właśnie o przedterminowe zwolnienie (które ostatecznie udało jej się uzyskać w 1976 roku). Przez całe lata pozowała na niewinną i zastraszoną ofiarę człowieka, który zabił jej rodzinę, stanowczo zatem zażądała, by zmienić personalia bohaterów filmu. Zamiast Charlesa i Caril pojawili się zatem Kit i Holly, ale chyba tylko jedna Caril mogła sądzić, że to cokolwiek zmieni.

„Był przystojniejszy niż ktokolwiek, kogo dotąd poznałam. Wyglądał jak James Dean” – zwierza się nam Holly. Ona sama jest drobniutka, jasnowłosa, z twarzą pokrytą piegami. Czy jednak powinna podziwiać kogoś, kto zarabia na życie jako śmieciarz, nawet jeśli ma tak umięśnione, zwarte ciało, posępne i zmysłowe spojrzenie i ręce nonszalancko tkwiące w kieszeniach? Niemniej mało która dziewczyna, zwłaszcza tak młoda i samotna, może pozostać odporna na bezwarunkowe uwielbienie. Kit nie jest przecież zły – potrafi być zabawny i niczym się zbytnio nie przejmuje. Chociaż czasami jest smutny, przejmująco smutny. Mówi wtedy rzeczy, które trafiają bezpośrednio do serca Holly. O tym, jaki świat jest szary i nudny. Jak bardzo wszystko jest powtarzalne i rutynowe. I jak mocno on, Kit, tęskni za przygodą. Holly też za nią tęskni, przecież w mieście zna wszystko na pamięć. Nie jest ani szczególnie mądra, ani wyjątkowo atrakcyjna, często nie wie, co powiedzieć. Jemu jednak wszystko się w niej podoba. Czemu? Tego Holly też nie wie.

Trzeba im przyznać, że próbowali. Próbowali być szczęśliwi jak trzeba, kradnąc wspólne chwile, obiecując sobie, że zawsze będą razem i nie pozwolą się rozdzielić. Ale ona miała lat piętnaście, a on o dziesięć więcej. Ojciec Holly nie zamierzał marnować czasu na rozmowy z nią. Zastrzelił psa, którego kochała, by ją ukarać. Nakazał jej zwiększenie liczby zajęć muzyki, żeby trzymać ją z „dala od ulicy”. Czy wtedy już stracił córkę? Jeśli nawet nie, z pewnością stało się to wtedy, gdy zlekceważył uczciwe i szczere słowa Kita. Upokorzył go.

A Kit nie znosił być upokarzany.

„Nie miałam pojęcia, że to, co zaczęło się pewnego popołudnia na ulicach naszego miasta, będzie miało swój koniec na wyżynach Montany” – zauważa Holly.

Scena śmierci ojca Holly jest niesamowita. W tej scenie rozstrzyga się wszystko, zaczyna się nowa epoka, nie ma odwrotu – a jednak Kit jest chłodny jak ogórek, a Holly równie naiwna i bezradna jak zawsze. Rozmawiają dokładnie takim samym tonem i w takim samym stylu jak wcześniej, nad rzeką, po skonsumowaniu związku. Tyle tylko, że na podłodze leżą zwłoki. I cóż? Holly stać tylko na to, by dać Kitowi po twarzy. Może nawet zasugerować, by komuś o tym powiedzieli, jakby zdarzył się po prostu zwykły, nieszczęśliwy wypadek… nic poważnego, nic, co mogłoby jakoś szczególnie zmienić świat czy zaważyć na ich życiu. Jeszcze nie dostrzega, że centrum jej życia niespostrzeżenie się przesunęło, że stał się nim Kit – już tylko i wyłącznie on. To przecież dziewczynka, potrzebująca opieki, ochrony i wsparcia. I jeśli płacze, to przede wszystkim dlatego, że po prostu się boi. Ale miałaby go zdradzić? Kita? Ojciec tak właśnie przecież powiedział, że go „zdradziła”. Wtedy zastrzelił psa.

Więc co mogą zrobić? Podpalić jej dotychczasowe życie, jej dzieciństwo, naiwnie wierząc, że im się uda, że wystarczą sami sobie i świat to uszanuje. Nakręcić własny film i trzymać się scenariusza, który chroni i gloryfikuje buntowników.

Powiedz, Charles, co sądzisz o tym, że twoje życie od czterech dekad nieustannie inspiruje filmowców? Byłbyś z tego zadowolony? Tego właśnie chciałeś?

Potem robi się tak filmowo, że wręcz groteskowo. Ten domek wśród drzew? Pułapki i skradanie się? Czy oni naprawdę rozumieją, co w istocie zrobili? Kit, bawiący się jak dziecko w wojnę? Holly, uparcie określająca zabitego ojca mianem „tatusia”?

„Zdarzało nam się pokłócić, zazwyczaj jednak się kochaliśmy” – tak tę zabawę w dom podsumowuje Holly.

Wystarczy jednak, by w tę iluzoryczną Krainę Czarów wtargnęli pierwsi intruzi. Potrzeba ochrony złudzenia zaczyna dominować nad całym życiem Kita. Strzela do swojego kumpla – i nadal nie przestaje uważać go za przyjaciela.

Po prostu pech, nic więcej.

„Trafiłem go w żołądek” – mówi.

„Będzie zły?” – martwi się Holly. Co ma powiedzieć? Mężczyzna robi swoje, jej obowiązkiem jest trwać u jego boku, nie kwestionować, nie podważać. Robi to przecież dla nich. Dla ich dobra. Dla ich przyszłości. Dopiero kiedy Kit zaczyna robić się nerwowy – atmosfera się wszak zagęszcza – Holly mimochodem zauważa, że nigdy wcześniej nie wykazywał skłonności do przemocy. No, może raz. A jednak nawet przez myśl jej nie przejdzie, by się go bać. Połowa Ameryki jest jednak skrajnie przerażona. Gdzie pojawi się Kit? Kogo zaatakuje? Cicha ucieczka przeobraża się nagle w maraton bez tchu. Powoli zaczynają pojmować, że nie ma jak się ukryć, że nic ich nie chroni.

Nawet miłość.

„Jest trochę dziwny” – mówi Holly w tonie zwierzenia gospodarzowi domu, do którego włamali się po zapasy. I dodaje z podziwem „co za piękny dom!”. „Dziękuję” – bąka właściciel, niepewny, czy zdoła przeżyć następne pół godziny. Niepewny, co myśleć o tej filigranowej, zmęczonej blondynce o cienkich nadgarstkach. Ofiara czy kat? Wspólniczka czy niewinna dziewczynka zmanipulowana przez okoliczności?

Gdzieś w połowie drogi do Saskatchewan coś w końcu stanęło między nimi. Nawet dla dziewczynki spragnionej przygody życie w samochodzie z dnia na dzień to jednak zbyt dużo – i za mało. On zaczyna panikować i mówi więcej, niż kiedykolwiek w życiu. Ona obojętnie wpatruje się w mapę. Nawet głos Nata Kinga Cole’a nie jest w stanie przeobrazić scenariusza ponownie w film o miłości. Ona nie chce już jechać dalej. On w tym jednym momencie traci wszystko. Potem jest oczekiwanie, pościg, zdrada i jeszcze więcej zdrady na koniec. I może tylko odrobina filmowej pociechy dla chłopaka, który wyglądał jak James Dean.

 

REKLAMA