AIR. Inspirujący dramat sportowo-obuwniczy [RECENZJA]
Po obejrzeniu filmu w kinie lubię przysłuchiwać się opiniom widzów, którzy wygłaszają je na gorąco, tuptając w tłumie w korytarzu kinowej sali podczas jej opuszczania. Myślę właściwie, że mam wtedy do czynienia z reakcjami najszczerszymi, najczystszymi, nieubranymi jeszcze w dodatkowe późniejsze rozważania. Podczas wychodzenia z Air usłyszałem, jak wysoki młody człowiek nie krył rozczarowania, że na ekranie nie zobaczył więcej koszykarskich akcji. Jego kompan zapytał go, czy to zatem oznacza, że mu się Air nie spodobał? „Nie no, zajebisty był!” – odpowiedział młody.
Piszę o tym, ponieważ Air to kino dość specyficzne. Film, po którego opisie lub trailerze trudno jest sobie wyobrazić, że ma to coś, co przyciągnie publiczność, co pozwoli jej z przyjemnością przesiedzieć w kinie prawie 2 godziny. OK, na ekranie pojawi się plejada gwiazd z Mattem Damonem, Benem Affleckiem i Violą Davis na czele, ale Air to przecież właściwie adaptacja anegdoty. Co może być zatem zajebistego w opowieści o jednym z największych biznesowo-sportowych dealów w historii? Jak sprowokować widza, aby kibicował pracownikom jednego z największych dziś przedsiębiorstw odzieżowych świata? Jak zbudować napięcie, opowiadając historię, której finał zna najpewniej każdy? Odpowiedzi na te pytania zna Ben Affleck, ponieważ Air – zgodnie z krótką, ale celną opinią młodego człowieka ze wstępu – okazał się inspirującym, fascynującym i niezwykle przyjemnym dramatem sportowo-obuwniczym.
„But jest tylko butem, dopóki ktoś go nie założy”
Air osadzony jest w latach 80. XX wieku, a konkretnie w roku 1984. Informuje nas o tym początek filmu, w którym przedstawiono migawki z najważniejszych wydarzeń tego okresu. Pachnie nostalgią? Oczywiście! Wszak to jeden z elementów, które sprawiają, że Air jest cool. Praktycznie każdej czynności, nawet tej najbardziej błahej, wykonywanej przez bohaterów produkcji Afflecka towarzyszy zatem muzyczny hit z tamtych lat. W roztańczonym, kolorowym 1984 roku firma Nike znana była przede wszystkim z tworzenia świetnego obuwia do biegania. Choć trudno w to dziś uwierzyć, ich udziały w koszykarskim rynku wynosiły zaledwie 17%. Na parkietach NBA królowały wówczas buty Converse oraz Adidas. Wszystko wskazywało więc na to, że dział koszykówki w firmie Nike należało w tamtym czasie albo zrestrukturyzować, albo zamknąć na cztery spusty. Zarząd postanowił dać mu jednak ostatnią szansę. Przeznaczył 250 tysięcy dolarów, aby znaleźli gwiazdy NBA, które sprawią, że ich buty zaczną sprzedawać się na pniu. Jednym z ludzi mających mieć wpływ na odmianę oblicza Nike na koszykarskim rynku miał zostać niejaki Sonny Vaccaro, wytrawny znawca basketu oraz drobny hazardzista, który stwierdził, że najrozsądniej będzie zaoferować całość wspomnianego budżetu na jednego żółtodzioba: Michaela Jordana i stworzyć dla niego spersonalizowane obuwie. „But jest tylko butem, dopóki ktoś go nie założy” – to słowa, które w Air wymawiane są kilkakrotnie. Tym ktosiem z powyższego cytatu dla wszystkich ludzi związanych z działem koszykówki firmy Nike był Michael Jordan. Był więc wówczas nie tylko wschodzącą gwiazdą sportu, ale także ratunkiem dla tonącej łajby z charakterystyczną łyżwą w logo wygrawerowaną na obu stronach burty. Wystarczyło go tylko do tego przekonać. Problem jednak w tym, że MJ nie chciał mieć z Nike nic wspólnego.
„Just Do It”
„Just Do It” to słynny slogan reklamowy, który firma Nike wymyśliła 4 lata po podpisaniu unikatowego na skalę światową kontraktu z Michaelem Jordanem. To najprawdopodobniej również słowa, którymi Ben Affleck przekonał współproducentów Air do jego stworzenia. Poza odwoływaniem się do nostalgii oraz osoby największego sportowca w dziejach ludzkości kolejną składową sukcesu Air jest jego scenariusz. Co interesujące, człowiekiem, który stoi za skryptem filmu Afflecka, jest Alex Convery, debiutant w tym fachu. Brak doświadczenia nie przeszkodził mu jednak w stworzeniu pełnych humoru i celnych ripost naturalnych dialogów oraz opowieści na miarę tych pisanych przez Aarona Sorkina. Dobrze skonstruowany materiał źródłowy nie oznacza jednak wcale, że powstanie z niego doskonały film. Wciągająca historia Convery’ego nie zadziałałaby bowiem bez świetnych ujęć Roberta Richardsona, dynamicznego montażu Williama Goldenberga i rewelacyjnego powrotu przed kamerę Bena Afflecka. W ogóle to nie miałbym nic przeciwko, gdyby Ben częściej reżyserował. Jest bowiem twórcą nie tylko czujnym, uważnym i skrupulatnym, ale również nie boi się dokonywać ciekawych, często kontrowersyjnych wyborów. W Air na przykład postanowił, że nie pokaże widzom tego, który ma stać się nową twarzą firmy Nike. Widzimy więc wyłącznie jego sylwetkę, słyszymy jego głos przez słuchawkę telefonu. Zabieg ten pozwala odbiorcom skupić się na kulisach sławy Jordana, docenić jego wpływ na popkulturę i życie milionów ludzi. Wybór ten spowodował również, że nie odwracamy wzroku od tych, którzy się do tego sukcesu i tej spuścizny przyczynili, czyli jego matki Deloris oraz Sonny’ego Vaccaro.
Dream Team
W 1992 roku podczas Letnich Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie reprezentacja Stanów Zjednoczonych w koszykówce składała się z najlepszych graczy NBA. Zespół ten zdobył złoty medal i obwołano go Drużyną Marzeń. Aktorską Drużynę Marzeń do stworzenia filmu Air powołał również Ben Affleck. Poza poprowadzeniem swojego Dream Teamu do ostatecznego sukcesu postanowił wspomóc ich swoimi umiejętnościami aktorskimi. Brawurowo, ale bez przesady wcielił się więc w Phila Knighta, szefa Nike, najpewniej najbardziej ekscentrycznej postaci w Air. Na największe brawa za aktorski występ zasługuje tu jednak Matt Damon w roli Sonny’ego Vaccaro, który swoją nadzwyczajną zwyczajnością przekonuje widzów do siebie i swojej wizji we właściwie każdej scenie produkcji. Niezwykle przyjemnie ponadto obserwuje się, jak Damon i Affleck przekomarzają się w kilku wspólnych scenach. Z tych sekwencji ujęć dosłownie bije ciepło i przyjaźń wypracowywana latami pomiędzy mężczyznami. Jak zwykle wspaniała jest tu również Viola Davis w roli Deloris Jordan. To opiekuńcza matka, która wierzy w wyjątkowość syna jeszcze bardziej aniżeli Vaccaro. Swoje znaczące epizody posiadają w Air także tradycyjnie wystrzeliwujący słowa z prędkością karabinu maszynowego przesympatyczny Chris Tucker jako Howard White oraz Chris Messina w roli nerwowego, ale absolutnie zabawnego agenta Jordana: Davida Falka. Warto również wspomnieć o występach aktorskiego kameleona – Jasona Batemana i kolejnego kumpla Afflecka: Matthew Mahera.
Werdykt
Mimo wszystkich swoich zalet Air nie jest w żadnym wypadku kinem wybitnym. Prawdą jest jednak, że w nie ma takich aspiracji. Nie pragnie wymyślać na nowo koła. Celem Bena Afflecka było stworzenie filmu z miłości do koszykówki, do Michaela Jordana. Produkcji lekkiej, zabawnej, przyjemnej, kumpelskiej. Najlepiej więc zasiąść do seansu Air bez żadnych oczekiwań. Zobaczycie, że wsiąknięcie w tę historię bez reszty, i stwierdzicie, iż nawet film o butach może stanowić doskonałą, inspirującą rozrywkę.