MATT DAMON. Facet od wszystkiego
Wyobraźcie sobie taką sytuację: jesteście utalentowanym, dwudziestosiedmioletnim amerykańskim aktorem, któremu dotychczas nie trafiła się jeszcze tzw. rola życia. Co prawda środowisko Hollywood już kojarzy wasze nazwisko, jednak nie na tyle, by darzyć was szacunkiem.
Pewnego dnia postanawiasz rozwinąć napisany przez siebie zalążek scenariusza i prosisz o pomoc jednego z najlepszych kumpli, też aktora. Wasz film kilka lat później okazuje się artystycznym i komercyjnym sukcesem, a wy dostajecie Oscara za scenariusz. Co najlepsze, nie budzicie się chwilę po odebraniu nagrody – to nie sen, a prawdziwe życie. Co możecie zrobić po takim sukcesie? Rozmienić się na drobne lub wykorzystać go do zbudowania jednej z najbardziej udanych aktorskich karier XXI wieku. Matthew Paige Damon wybrał opcję nr 2.
Zanim cały świat zachwycił się jego scenopisarskimi i aktorskimi dokonaniami w Buntowniku z wyboru, Matt przez blisko dekadę usilnie starał się zaistnieć w Hollywood ze skutkiem nie więcej niż umiarkowanym. Debiutował w 1988 roku niewielką rólką (składającą się z dosłownie jednej linijki dialogu) w kultowym już dziś Mystic Pizza Donalda Petriego, a dzięki występom w Więzach przyjaźni (1992) Roberta Mandela czy Szalonej odwadze (1996) Edwarda Zwicka udało mu się zaistnieć w świadomości bardziej spostrzegawczych widzów. Dopiero jednak kolejny, pamiętny rok 1997 należy uznać za prawdziwy początek kariery Matta Damona. Nie tylko napisał i zagrał w filmie, który do dziś pozostaje jednym z jego największych dokonań, lecz także wcielił się w głównego bohatera w Zaklinaczu deszczu Francisa Forda Coppoli. Nie zmarnował szansy otrzymanej od jednego z największych hollywoodzkich reżyserów w historii – kreacja prawnika-żółtodzioba, który wypowiada wojnę oszukującej klientów firmie ubezpieczeniowej, zebrała mnóstwo pozytywnych recenzji, Damona zaś umieściła w notesach niejednego speca od castingu. Co ciekawe, doświadczenie na planie filmu Coppoli przydało mu się piętnaście lat później, gdy przyszło mu wcielić się w równie zaangażowaną ideologicznie postać w Promised Land Gusa Van Santa.
Aktorstwo ponad wszystko
Urodził się 8 października 1970 roku w Cambridge w stanie Massachusetts, dzięki czemu bostoński akcent, z którego często w karierze musiał korzystać, nabył we wczesnym dzieciństwie. Matt bardzo szybko, bo już jako nastolatek, odnalazł swoje miejsce w aktorstwie. W okresie dorastania, jako dziecko z rozbitego małżeństwa, miał problemy z określeniem własnej tożsamości. Dla młodego człowieka nękanego poczuciem nieprzynależności możliwość wcielania się w przeróżne postacie na scenie licealnego kółka teatralnego była prawdziwym wybawieniem.
Od początku pasję aktorską dzielił z Benem Affleckiem, kumplem z dzieciństwa, z którym spędził wiele godzin na wymyślaniu scenariuszowych pomysłów na długo przed tym, jak zdobyli pieniądze i sławę dzięki Buntownikowi z wyboru.
W 1988, a więc w roku swojego debiutu przed kamerą, Matt rozpoczął naukę na Harvardzie, której nie ukończył do dziś. Na najsłynniejszej amerykańskiej uczelni rozwijał swoje aktorskie pasje – w sieci można znaleźć kiepskiej jakości nagrania jego scenicznych występów z tamtego okresu – jednak zdawał sobie sprawę, że to nie teatr, a kino jest jego marzeniem. Jeszcze podczas nauki w Harvardzie wystąpił we wspomnianych Więzach przyjaźni (obok innych popularnych dziś aktorów swego pokolenia, Brendanem Fraserem, Chrisem O’Donnellem, a także kumplem Benem) oraz telewizyjnym dramacie Rising Son, gdy zaś otrzymał szansę zagrania w Geronimo: Amerykańskiej legendzie Waltera Hilla, podjął decyzję o porzuceniu nauki – na semestr przed zakończeniem studiów licencjackich. Dziś, pytany o tamten moment w swym życiu, nie żałuje swej decyzji. A biorąc pod uwagę, że w Buntowniku z wyboru tak wiarygodnie wykreował postać geniusza nieustannie kwestionującego potrzebę edukacji szkolnej, trudno nie wierzyć w jego słowa.
Nie sposób dziś ocenić, czy występ w Geronimo w istotny sposób przyczynił się do rozwoju kariery Damona, lecz pojawienie się u boku Gene’a Hackmana i Roberta Duvalla z pewnością nie mogło mu zaszkodzić. Paradoksalnie kariera Matta nie tyle ukoronowana została Oscarem, co od niego się rozpoczęła. Dlatego też dopiero pooscarową część jego dorobku należy za prawdziwie istotną. Sukces filmów Van Santa i Coppoli spowodował, że na zatrudnienie Damona zdecydował się kolejny z wielkich Hollywoodu. Steven Spielberg postanowił obsadzić Matta w tytułowej, choć nie pierwszoplanowej roli w Szeregowcu Ryanie. Widowiskowy dramat wojenny z 1998 roku do dziś pozostaje jednym z największych przebojów kasowych w dorobku Matthew, a niesamowity sukces tego dzieła mógł namieszać w głowie dwudziestoośmioletniego wówczas i wciąż niezbyt doświadczonego aktora. Damon z pokorą podszedł jednak do szumu wokół swej osoby, a powodzenie kolejnego projektu, który współtworzył, przykuł w następną szansę.
W latach 1998–1999 roku pojawił się w jeszcze trzech dobrze ocenionych produkcjach – Hazardzistach Johna Dahla, Utalentowanym panu Ripleyu Anthony’ego Minghelli i kultowej Dogmie Kevina Smitha. W każdym z tych filmów stworzył pasjonujący duet z innym utalentowanym aktorem: odpowiednio Edwardem Nortonem, Judem Law i… ponownie Benem Affleckiem. Schyłek XX wieku byłby dla Matta idealny, gdyby nie kilka niefortunnych wyborów. O ile niewielka rola w kolejnym filmie Van Santa, Szukając siebie, nie odbiła się negatywnie na jego wizerunku, o tyle Nazywał się Bagger Vance Roberta Redforda, a zwłaszcza Rącze konie Billy’ego Boba Thorntona zaliczyć należy do najsłabszych pozycji w dorobku Damona. O ile filmu Redforda nie ogląda się źle, a rola Matta jest znośna, o tyle romans z Penelope Cruz na teksańskim ranczu kompletnie mu nie wyszedł. Chłopak z Cambridge chciał zapewne, jak miał to w zwyczaju, spróbować swych sił na nieznanych wodach – i osiadł na mieliznie. Całe szczęście, że już kilka miesięcy później na ratunek przybył mu Steven Soderbergh.
Dekada trylogii
Laureat Złotej Palmy za Seks, kłamstwa i kasety video zaprosił Damona do udziału w remake’u klasycznego heist movie z 1960 roku. Ocean’s Eleven dało początek niezwykle popularnej, gwiazdorsko obsadzonej trylogii, w której Matt odnalazł się doskonale. Początkowo nieco w cieniu wielkich gwiazd – George’a Clooneya i Brada Pitta – z czasem coraz wyraźniej akcentował swoją obecność na ekranie, stając się równorzędnym partnerem dla słynniejszych kolegów z planu. Od Ocean’s Eleven rozpoczęła się także inna ważna przyjaźń w życiu Damona – z wcielającym się rolę Danny’ego Oceana Clooneyem od 2001 roku zrobił aż sześć filmów, a w przyszłym roku premierę będzie miał kolejny projekt reżyserski George’a, w którym oczywiście znalazło się miejsce także dla Matthew.
Trylogia opowiadająca o szajce napadającej na kasyna nie była jedyną, którą u zarania XXI wieku zapoczątkował Damon.
Inną, być może słynniejszą, był oryginalny tryptyk o losach Jasona Bourne’a, której pierwsza część – Tożsamość Bourne’a Douga Limana – zadebiutowała w kinach w 2002 roku, stając się sporym sukcesem komercyjnym. Publiczność pokochała postać najemnika, który próbuje odkryć prawdę o sobie. Pokochała do tego stopnia, że kolejne części zarobiły w kinach jeszcze więcej pieniędzy, ostatnia zaś część wręcz podwoiła wynik premierowej odsłony. Co ciekawe, obie trylogie, w których występował Matt, swą kulminację miały mieć w 2007 roku. Miały, gdyż mimo że zarówno Ocean’s 13, jak i Ultimatum Bourne’a rzeczywiście weszły do kin tamtego roku, faktycznie zakończyła się tylko pierwsza z wymienionych serii. Saga o Jasonie Bourne’ie trwa do dziś (Damon nie wystąpił w czwartej części, Dziedzictwie Bourne’a z 2012, w którym główną rolę zagrał Jeremy Renner), a na nasze ekrany właśnie wchodzi piąta odsłona, zatytułowana przewrotnie Jason Bourne, w której Matt powraca do jednego ze swych najsłynniejszych wcieleń po dziewięciu latach.
Dwie popularne trylogie nie były oczywiście jedynymi dokonaniami Damona w pierwszej dekadzie obecnego stulecia. W 2002 roku wystąpił w trzecim już filmie Gusa Van Santa, Gerrym, w którym tym razem wystąpił obok młodszego z braci Afflecków, Caseya. W tym samym roku pojawił się w Niebezpiecznym umyśle George’a Clooneya, w ciągu kolejnych dwunastu miesięcy wystąpił zaś w zaledwie jednej produkcji – nieco zapomnianej komedii braci Farrellych Skazani na siebie. Od tamtej pory pracował już jednak znacznie więcej – na tyle więcej, że trudno omówić cały jego dorobek. W 2006 roku zagrał jedną ze swych najlepszych ról w Infiltracji Martina Scorsese, gdzie wcielił się w przestępcę przenikającego struktury specjalnej policyjnej jednostki dochodzeniowej. Kreacja ta nie spotkała się co prawda z uznaniem Akademii, jednak już trzy lata później otrzymał swoją drugą nominację do Oscara – tym razem w kategorii najlepsza drugoplanowa rola męska – za występ w Invictus Clinta Eastwooda, gdzie zagrał François Pienaara, legendarnego kapitana południowoafrykańskiej reprezentacji rugby. Trzecią i jak na razie ostatnią nominację do nagrody Akademii zdobył w 2015 roku za główną rolę w Marsjaninie, która przyniosła mu inny cenny laur – Złoty Glob.
Wszechstronność przede wszystkim
Nie ma chyba roli, której obawiałby się Matt Damon. Grał już typowych bad guys, jak w Infiltracji, wcielał się w polityków (Władcy umysłów), przykładnych ojców rodziny (Kupiliśmy zoo) czy nawet parszywych kosmonautów (Interstellar). W każdej z tych kreacji był wiarygodny i dawał z siebie wszystko, jednak mimo dziesiątek udanych ról, wciąż pozostaje aktorem jedynie bardzo dobrym – lecz nie genialnym. Dziś może się pochwalić statusem gwiazdy Hollywood, w dużej mierze za sprawą występów w licznych komercyjnych hitach (Forbes uznał go za jednego z aktorów-gwarantów sukcesu kasowego), ale gdy za kilkanaście czy kilkadziesiąt lat widzowie wspominać będą największe postacie świata filmu naszych czasów, Matta Damona wymieni pewnie zaledwie kilku z nich. Być może wciąż siedzi w nim ten zahukany nastolatek, który powstrzymuje go przed pójściem na całość i porzuceniem dotychczasowej, dość zachowawczej techniki aktorskiej. Gwiazdor Marsjanina nie ma jednak na co narzekać – jest jednym z najbardziej kasowych aktorów w historii, a ciekawe propozycje wprost piętrzą się na biurkach jego agentów. Pozostaje jedynie pytanie: czy Matt Damon już do końca kariery pozostanie „tym fajnym aktorem, który dużo gra”, czy może znajdzie w sobie boski pierwiastek, by dołączyć do największych sław Hollywood?
Na razie odpowiedź na to pytanie pozostanie w zawieszeniu, gdyż Matt ogłosił właśnie, że zamierza zrobić sobie roczną przerwę od aktorstwa. Po tym, jak w ciągu kilkunastu miesięcy zrobił cztery duże filmy, ta decyzja wydaje się całkowicie zrozumiała. Może właśnie chwilowy rozbrat z aktorstwem sprawi, że Damon odzyska świeżość i zaskoczy nas prawdziwie nietuzinkową rolą?
korekta: Kornelia Farynowska