search
REKLAMA
Archiwum

TUCKER – KONSTRUKTOR MARZEŃ. 30 lat od premiery filmu Coppoli

Tekst gościnny

18 września 2018

REKLAMA

Autorem tekstu jest Katarzyna Pracuch.

Jest rok 1945, Ameryka tuż po wojnie. Pewien sympatyczny Amerykanin w średnim wieku wpada na pomysł zrewolucjonizowania przemysłu samochodowego, poprzez skonstruowanie zupełnie nowego modelu luksusowego, a zarazem wyjątkowo bezpiecznego auta, który to model chrzci swoim nazwiskiem “Tucker”. Kiedy wpada się na doskonały pomysł, to trzeba go urzeczywistnić. I tak właśnie robi Tucker. Próbuje sprzedać swój pomysł i przekonuje największych “ważniaków”, zajmujących się przemysłem samochodowym, by dali mu szansę wejść na rynek. Główny bohater wykorzystuje swój spryt i dar przekonywania, by załatwić sobie największą fabrykę w kraju, gdzie mógłby produkować swoje samochody. Jest jednak jeden warunek: musi pokazać ów “samochód marzeń” ludziom i rozreklamować go w mediach. Problem w tym, że dzieło Prestona Tuckera istnieje tylko w jego głowie oraz na szkicu. Marzyciel musi więc skorzystać z pomocy swoich synów, pięknej córki, wiernej żony oraz wspaniałych i oddanych kumpli, by móc ten model stworzyć w zaledwie dwa miesiące.

Tucker - konstruktor marzeń

Zaczyna się szukanie na składach złomu i części samochodowych, by stworzyć coś z niczego. Praca wre, wszyscy są wykończeni i fizycznie i psychicznie, ale warunek musi zostać spełniony. I tu jest największy problem, bo czasu coraz mniej, zbliża się dzień prezentacji nowego, uniwersalnego “Tuckera”, a robota idzie ciężko… Kiedy w ostatniej chwili udaje się skonstruować przyszły przedmiot pożądania Amerykańskich VIP-ów (co jednak nie przychodzi łatwo, bo los płata załodze mechaników przeróżne figle), Tucker staje się milionerem, zapewnia swojej rodzinie zamożne życie, wciąż się uśmiecha i w ogóle jest szczęśliwy jak nigdy dotąd. Nie jest jednak świadomy tego, ze ktoś niezbyt życzliwy, śledzi jego poczynania, by tylko znaleźć jakiś błąd, który mógłby pogrążyć “konstruktora marzeń”. Kiedy w fabryce produkcja samochodów idzie opornie, ale jednak idzie, wychodzą na jaw różne prawne nieścisłości, związane z działalnością firmy Tuckera. Mężczyzna zostaje oskarżony i od tej pory musi udowadniać, że bronił swoje marzenie o firmie, która zmonopolizuje cały rynek…

W roli tytułowej wystąpił Jeff Bridges, który “wypełnił” sobą cały film, mianowicie chodzi mi o to, że doskonale wpasował się w rolę przedsiębiorczego i kreatywnego marzyciela. Uśmiech, którym Preston czarował wszystkich, nie schodził z twarzy Bridgesa i czasami bywał trochę denerwujący, choć taki był przecież zamysł reżysera. Jeff zagrał tutaj ze swoim ojcem- Lloydem, który wcielił się w rolę skorumpowanego i niezbyt uczciwego urzędnika, dzięki któremu głównie nasz sympatyczny bohater ma kłopoty. Oprócz rodzinki Bridgesów w filmie występują inni doskonali aktorzy, choć nie ogarniają ekranu tak jak Jeff. Widzimy tutaj np. młodziutkiego Christiana Slatera oraz odtwórcę roli Parkera Lewisa w serialu, emitowanym kiedyś w TVP – grają oni synów Tuckera.

Tucker - konstruktor marzeń

Jeśli chodzi o reżyserię, to któż nie zna nazwiska Francisa Forda Coppoli, który wpisał się w historię światowego kina dzięki takim filmom jak np. trzy części Ojca chrzestnego, Czas Apokalipsy, czy Rozmowa. Kunszt reżyserski widać tu na każdym kroku, ale cóż można jeszcze dodać, kiedy film tworzył geniusz. Muzyka klimatem przypomina typowe lata 40., choć momentami (jak np. ucieczki Bridgesa przed policją) nawet zaskakuje, bo słyszymy wplecione w melodię dźwięki klaksonu. Ogólnie jest żywiołów, dźwięki stanowią świetne tło dla wszystkich wydarzeń związanych z fabułą.

Jeśli chodzi o montaż i zdjęcia, to Tucker – konstruktor marzeń mile mnie zaskoczył, ponieważ zdjęcia są dynamiczne, ujęcia zmieniają się w zaskakującym tempie, przechodzą jedno w drugie, np. bohater znajduje się w jednej chwili w pomieszczeniu, by za moment być na otwartym powietrzu, a ujęcie “prześlizguje” się z jednej sytuacji do drugiej. Fantastyczna scenografia, no i przede wszystkim to, co faceci lubią najbardziej – samochody! Szczęka po prostu opada, kiedy widzimy na ekranie ostateczny efekt wysiłków mechaników – takim “tuckerkiem” każdy chciałby się przejechać chociaż raz w życiu. Wspaniałe, opływowe kształty, lśniący lakier i niesamowita sylwetka- po prostu ukojenie dla oczu. A to wszystko wymyślił jeden człowiek i warto by tutaj wspomnieć, że całą historia “konstruktora marzeń” wydarzyła się w Ameryce naprawdę, a więc jest to film oparty na faktach.

Tucker - konstruktor marzeń

Obraz jest naprawdę świetny, choć mam wątpliwości, do jakiego gatunku można by go zakwalifikować. Dramat to raczej nie jest, choć momentami na taki zakrawa, komedia też nie, choć humoru i dobrej zabawy, z której czerpało społeczeństwo amerykańskie lat 40. również nie brakuje, może film przygodowy – bo całe życie Tuckera było jedną wielką przygodą. Najbardziej prawdopodobne by było określenie dramat obyczajowy. Francis Ford Coppola dostarczył nam wspaniałej rozrywki, ze szczyptą sarkazmu i refleksji o tym, czego człowiek potrafi dokonać, jeśli tylko marzy i pragnie te marzenia urzeczywistnić. Tyle za reklamę filmu chyba wystarczy.

Tekst pochodzi z archiwum Film.org.pl.

REKLAMA