Najlepsze SERIALE OSTATNIEJ DEKADY. Ranking czytelników

Mijające dziesięciolecie było w historii telewizji rewolucyjne. Wczorajsze telewizory dziś wyręczają już często smartfony, na których – gdziekolwiek tylko chcemy – możemy oglądać ulubione seriale. To głównie zasługa popularnych platform streamingowych, prześcigających się nawzajem w liczbie proponowanych produkcji. Według wielu ogrom proponowanych treści medialnych oznacza spadek ich jakości, jednak mimo wszystko na razie pod tym względem nie mamy na co narzekać. Wystarczy spojrzeć na obsadę i twórców najlepszych serialowych produkcji, aby stwierdzić, że panujący obecnie trend nie jest jedynie chwilowym epizodem. Problematyczny wydaje się dziś raczej ból głowy wynikający ze zbyt dużego wyboru różnorodnych programów.
Podobne do poniższych rankingi systematyzują i uporządkowują cały wspomniany chaos nadmiaru. Ponad 5000 oddanych przez was głosów okazało się być swoistym sitem, które oddzieliło seriale warte uwagi i popularne od tych mniej udanych lub trudno dostępnych. Na podstawie poniższego rankingu można także wysunąć kilka ciekawych wniosków. Jednym z nich jest na pewno ogromna w Polsce popularność dwóch wiodących platform streamingowych, czyli Netflixa i HBO GO. Zdecydowanie gorzej na ich tle wypadają bowiem produkcje chociażby Amazona, a doskonałym na to dowodem jest brak w poniższej pięćdziesiątce serialu Fleabag, który wygrywał podobne rankingi za granicą naszego kraju. Wobec powyższego lista, którą stworzyliście, a którą zaraz wam przedstawimy, potrafi miejscami zaskoczyć, wzbudzić emocje, jak też okazać się pomocna przy wyborze serialu do obejrzenia w zimowy wieczór.
Oto wasz TOP50 seriali ostatniej dekady! Koniecznie dajcie znać, jak wam się podoba. Dziękujemy!
50. Orange Is the New Black
Orange Is The New Black był w 2013 roku w zamiarze Netflixa zapewne jedynie dodatkiem do oferty platformy, w której błyszczeć i skupiać całą uwagę miał serial House of Cards. Produkcja z Kevinem Spaceyem rzeczywiście osiągnęła ogromny sukces, jednak przyjęcie OITNB wcale nie było gorsze. Serial Jenji Kohan ma bowiem większe cojones aniżeli niejedna produkcja telewizyjna skierowana dla mężczyzn i przez nich stworzona. Wyraziste postaci, brutalna i bolesna więzienna rzeczywistość, a także poruszanie niezwykle istotnych i aktualnych problemów społecznych to największe atuty pomarańczowego serialu. [Przemysław Mudlaff]
49. Utopia
Kultowe już pytanie: „Gdzie jest Jessica Hyde?”, znane jest praktycznie każdemu fanowi serialu Utopia. Produkcja zalicza się do kategorii tych, co pozytywnie ryją banię, zaś całość fabuły poprowadzona jest w niezwykle inteligentny sposób. To prawdziwa perełka, jeżeli chodzi o brytyjskie seriale. Nic dziwnego, że sam David Fincher chciał zrobić amerykański reboot. Jest tu jakże lubiana przeze mnie poetycka przemoc, międzynarodowy spisek, morderczy wirus i grupka nieznajomych, których jedynym celem jest przeżycie. Produkcja zachwyca też cudowną warstwą wizualną, która na myśl przywołuje dzieła Wesa Andersona czy – przede wszystkim – mistrza telewizji Briana Fullera. Motywem przewodnim jest bez wątpienia surrealizm, który znajduje swoje odzwierciedlenie w kompletnie odjechanej ścieżce dźwiękowej. Główny temat muzyczny jest równie pokręcony, co sam serial, a jednocześnie nie sposób się od niego uwolnić. Pozostaje tylko żałować, że nie zamówiono kolejnego sezonu i finał zostawił widzów w zawieszeniu, serwując więcej pytań aniżeli odpowiedzi. [Gracja Grzegorczyk]
48. Hannibal
Byłam zaskoczona tym, jak z każdym tygodniem twórcy sprawiali, że seria ocierała się o granice wyznaczone przez słowo „perfekcja” i to na każdym z możliwych poziomów. Z upływem lat coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że Hannibal jest dziełem geniusza, który wziął wątki z oryginalnej książki i nie tylko je przerobił na własną modłę, ale rozbudował w taki sposób, iż w efekcie końcowym mamy do czynienia z czystą wirtuozerią. Pozostaje tylko się zastanowić, czy kiedykolwiek będzie nam dane się dowiedzieć, jaki dalej potoczy się ta jakże piękna, ale i pokręcona historia. Potyczki słowne między Hannibalem i Willem to przecież mistrzostwo świata, nie wspominając już o każdym zdaniu wypowiedzianym przez doktora Chiltona. Cudownie patrzy się, jak w nieporadny wręcz sposób próbuje udawać przed wszystkimi, że jest inteligentnym człowiekiem i ma zadatki na bycie dobrym psychiatrą. Czekam z niecierpliwością na moment, gdy po czterech latach nieobecności produkcja ta wróci na szklane ekrany. [Gracja Grzegorczyk]
47. Synowie Anarchii
(Sons of Anarchy)
Hamlet w gangsterskim wydaniu. Historia o młodym członku motocyklowej braci walczącej z innymi gangami na papierze nie wygląda na nic nowatorskiego, nie jest też produkcją w żaden sposób przecierającą nowe szlaki, a mimo to każdy kolejny sezon ogląda się wyśmienicie. Występujący w głównej roli Charlie Hunnam ma wszystko, co w tragedii Szekspira było najważniejsze: rozedrganie, niezgodę na zastaną rzeczywistość, dzieciństwo rozbite przez utratę ojca w dzieciństwie i wiszącą nad tym wydarzeniem tajemnicę, a także ojczyma, któremu bardzo chciałby odebrać władzę. Synowie Anarchii to brutalny moralitet o sile przyjaźni, bolesnych więzach krwi, młodzieńczej, naiwnej potrzebie budowy świata na własnych zasadach, ale także o silnie zhierarchizowanym świecie, gdzie urodzenie i rasa liczą się bardziej od indywidualnych predyspozycji.
Serial stacji FX ma odrobinę redneckowy klimat, niegrzeczny humor, czasami idzie w poprzek poprawności politycznej, ale jego twórcy nie tracą z oczu obranego kierunku. A jest nim po prostu stworzenie zajmującej historii o motocyklistach, dla których honor, czasami pokrętnie rozumiany, liczy się najbardziej na świecie. [Marcin Kempisty]
46. Spartakus
Podstawą do stworzenia dobrego serialu jest oczywiście pomysł, który będzie można rozwijać, nie wyczerpując zbyt szybko wszystkich jego atutów. Bardzo istotny jest przy tym wybór aktora – powinna to być na tyle charyzmatyczna osobowość, by była w stanie podtrzymać zainteresowanie widza przez kilka sezonów. Steven S. DeKnight, realizując serialową wersję historii Spartakusa, miał znakomicie rozpisany scenariusz z masą kapitalnych wolt fabularnych, ale okrutnego twista zaserwował mu również Ponury Żniwiarz, który odebrał mu odtwórcę głównej roli, idealnego Spartakusa z charyzmą godną największych gwiazd hollywoodzkich. Gdy u Andy’ego Whitfielda zdiagnozowano złośliwego chłoniaka, musiał zrezygnować z roli, by podjąć terapię, ale nowotwór okazał się znacznie trudniejszym antagonistą niż przeciwnicy Spartakusa na arenie.
Produkcja składa się z czterech miniserii: Krew i piach, Bogowie areny, Zemsta i Wojna potępionych. W drugiej z nich nie ma postaci Spartakusa – akcja toczy się w szkole w Kapui, zanim trafił do niej tytułowy niewolnik z Tracji. Twórcy bardzo często korzystali z kiczowatej estetyki rodem z komiksu, krew rozlewali bez umiaru, normą stały się także sceny seksu (jest też wątek homoseksualny), ale mimo to mam wrażenie, że nie miało to na celu przykryć słabości fabularnych. Szczególnie w ostatnim odcinku widać doskonale, jak przemyślany był scenariusz i nie zepsuła go nawet zamiana głównego aktora. Interakcje Spartakusa z innymi postaciami są żywe i pełne emocji, a intrygi skonstruowane misternie, często nastawione na szok i zaskoczenie, co udaje się osiągnąć. Gdy następuje koniec, widza ogarnia smutek – skończyła się ekscytująca przygoda w towarzystwie wspaniałych bohaterów. [Mariusz Czernic]
45. Nawiedzony dom na wzgórzu
(The Haunting of Hill House)
Nawiedzony dom na wzgórzu to serial, który naprawdę straszy. Ale nie robi tego bezmyślnymi jump scare’ami (choć te też są). Jest to przede wszystkim wciągający, przeszywający dramat rodzinny, który za główne tematy obrał sobie śmierć oraz traumę po odejściu bliskich. Wszystkie nieszczęścia nawiedzające rodzinę Crain w tajemniczy sposób prowadzą do tytułowego nawiedzonego domu, który został przez nich opuszczony w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach. To, co jednak najbardziej mroziło krew w żyłach, to kolejno odkrywane przez bohaterów tajemnice, które obnażały zatrważająco smutną, fatalnie tragiczną historię rodziny. Nawiedzony dom na wzgórzu to przemyślana, wzruszająca historia mocno przesiąknięta grozą, ze świetnie napisanymi bohaterami oraz fenomenalnymi zdjęciami, które jeszcze dosadniej potęgują poczucie niepokoju. Jedno z największych pozytywnych zaskoczeń 2019 roku. [Maja Budka]
44. Belfer
Trzy lata temu Belfer tak naprawdę zapoczątkował w Polsce modę na seriale kryminalne. Od tamtej pory produkcje w podobnym stylu mnożą się jak grzyby po deszczu, ale wydaje się, że ta z Maciejem Stuhrem w głównej roli jest po prostu niedościgniona – zwłaszcza jej pierwszy sezon. To ciekawy, intrygujący, porządnie zrealizowany serial z wprost wybitną obsadą. Wrażenie robi nie tylko Stuhr czy młodzi aktorzy, ale przede wszystkim Grzegorz Damięcki. Co ważne, nie mamy tu do czynienia z żadną polską wersją zagranicznej produkcji. Twórcy scenariusza wykorzystali oczywiście sporo klasycznych motywów, jednak wszystko to zatopione zostało w bardzo polskim sosie. [Karol Barzowski]
43. The Mandalorian
Po wielu latach (dekadach?) wreszcie się doczekaliśmy – oto pierwszy aktorski serial osadzony w uniwersum Gwiezdnych wojen. Warto było czekać, bo produkcja opowiadająca o samotnym rewolwerowcu, który odkrywa w sobie ojcowski instynkt, ma wszystko, czego mogliby chcieć fani kosmicznej sagi. Intrygujący bohater z tajemniczą przeszłością, hektolitry klimatu kojarzonego z oryginalną trylogią, westernowa estetyka i porządna wysokobudżetowa realizacja – Jon Favreau i Dave Filoni trafili w dziesiątkę. Środek sezonu zdawał się nieco tracić tempo, ale wiele wskazuje na to, że nawet te autonomiczne odcinki mogą okazać się istotne w przyszłości. The Mandalorian z pewnością zaskakuje formą – serialowi bliżej do aktorskiej kreskówki, a 30-minutowe odcinki nie mają nawet chwilowych dłużyzn, tak typowych dla seriali rozciągających swoje epizody do pełnej godziny. Grzechem byłoby też nie wspomnieć o doskonałej ścieżce dźwiękowej autorstwa Ludwiga Goranssona; motyw przewodni z miejsca stał się ikoniczny. [Mikołaj Lewalski]
42. American Horror Story
Antologia American Horror Story to przykład serialu, który zaczął się genialnie, a ostatecznie pozostał w strefie guilty pleasure. Z każdym kolejnym sezonem widz coraz bardziej zagłębia się w amerykańską mitologię i straszliwe historie, poczynając od nawiedzonych domów, poprzez tajemnicze zniknięcie kolonii Roanoke, na końcu świata kończąc. Produkcja udowadnia, że z kreatywnym scenarzystą można stworzyć praktycznie wszystko. Dodatkowo wszystkie sezony są ze sobą powiązane, czy to postaciami, czy wydarzeniami, tworząc jedną wielką zagadkę. Całość opiera się na jakże prostym założeniu – wystraszeniu widza i sprawieniu, by ten poczuł się nieswojo. Dlatego też twórcy balansują na granicy gatunku, jakim jest horror, starając się wywołać u nas gęsią skórkę. Obecnie mamy do czynienia z dziewięcioma sezonami i wydaje się, że jeszcze nie raz będziemy mieli okazję do tego, by zanurzyć się w przerażający świat wykreowany przez Ryana Murphy’ego i Brada Falchuka. [Gracja Grzegorczyk]
41. Watchmen
Damon Lindelof (Zagubieni, Pozostawieni) mierzy się z kultowym komiksem Alana Moore’a o tym samym tytule i twórczo go rozwija, tworząc serial jedynie inspirowany oryginalną fabułą, a stanowiący kontynuację dzieła Moore’a. W zaskakujący, ale niezwykle intrygujący sposób głównym motorem napędowym opowiadanej historii czyni rasowe tarcia Ameryki, a na gruncie bardziej uniwersalnym tworzy perfekcyjnie zaplanowaną rozprawę o roli przeszłości, spuścizny i rozliczaniu się z grzechami ojców. To także oszałamiająco zrealizowana rozrywka i jedna z ciekawszych wizji alternatywnej rzeczywistości w historii małego ekranu. [Filip Pęziński]