NAJLEPSZE FILMOWE PIOSENKI WSZECH CZASÓW. Wielki ranking czytelników
38. Lana Del Rey – Young and Beautiful
Wielki Gatsby
Bardzo cenię sobie twórczość i styl Lany Del Rey (odsyłam przy okazji do mojego artykułu na temat jej teledysków), uważam bowiem, że idealnie pasuje właśnie do filmów, najlepiej osadzonych w minionych już czasach. Świetnie wpasowuje się w to Wielki Gatsby, a scena, której towarzyszy piosenka wokalistki jest jednym z najjaśniejszych punktów filmu. To rewelacyjnie zaśpiewany utwór ze świetną, melancholijną melodią, bezbłędnie sprawdzający się również w oderwaniu od ekranizacji powieści Fitzgeralda. Do słuchania z zamkniętymi oczami – fantastyczny klimat. [Łukasz Budnik]
37. Annie Lennox – Into the West
Władca Pierścieni: Powrót króla
Perfekcyjna piosenka na zakończenie niesamowitej historii spisanej przez Tolkiena i zekranizowanej przez Jacksona. Jeśli ktoś wzruszył się na ostatnich scenach Powrotu króla, to zapewne nie wyciszy się, słuchając utworu z napisów końcowych – jest w nim coś takiego, że od razu tęskni się za postaciami oglądanymi na przestrzeni trzech filmów i za ich przygodą. Emocje te wychodzą jednak poza strefę wyłącznie filmową – Into the West potrafi i bez obrazu uruchomić w nas ogromne pokłady nostalgii i cofnąć do czasów, które dzisiaj wydają jakby prostsze. [Łukasz Budnik]
https://www.youtube.com/watch?v=D3wYqB3WKLM
36. Sufjan Stevens – Mystery of Love
Tamte dni, tamte noce
Tamte dni, tamte noce Luki Guadagnino to zupełnie niespieszący się, snujący powoli obraz, który potrafi wystawić cierpliwość widza na próbę, ale wynagradza ją ogromem emocji i uczuć, wyczuwalnego w każdej sekundzie piękna. Nawet miesiące po seansie trudno o filmie zapomnieć, a jego bohaterowie zdają się żyć gdzieś z tyłu głowy widza. Duża też w tym zasługa znakomitej ścieżki dźwiękowej opartej głównie na piosenkach amerykańskiego muzyka Sufjana Stevensa, który dzięki współpracy z włoskim reżyserem słusznie otarł się o Oscary – nominowany był właśnie za przepiękne Mystery of Love. [Filip Pęziński]
35. Chris Cornell – You Know My Name
Casino Royale
Wiem, że są bardziej klasyczne piosenki z filmów o Bondzie – wszystkie te w wykonaniu Shirley Bassey, A View to a Kill, Live and Let Die czy nawet Skyfall. Ale ja, wielki fan serii, najbardziej cenię chyba You Know My Name świętej pamięci Chrisa Cornella. Tak samo jak Casino Royale otwierało nowy etap w historii Bonda, tak samo ten utwór był pewnym novum. Klasyczne, rockowe brzmienie z charakterystycznym wokalem znanym z płyt Soundgarden sprawdziło się tu idealnie. To nie jest typowa bondowska piosenka, nawet jej tytuł jest inny niż filmu (co wcześniej nie zdarzało się często), ale z drugiej strony, zawiera charakterystyczne dla tej serii elementy. W połączeniu z wy-bit-ną czołówką, która również odbiegała od tego, do czego byliśmy przyzwyczajeni, dostaliśmy coś wyjątkowego. [Karol Barzowski]
34. Judy Garland – Over the Rainbow
Czarnoksiężnik z Oz
Słuchanie piosenek z innej epoki zawsze sprawia mi wielką przyjemność i nie inaczej jest ze słynnym Over the Rainbow. Piękna muzyka i słowa oraz wokal Judy Garland gwarantują, że dwie minuty spędzone na słuchaniu tego utworu będą bardzo relaksującą chwilą, a jeśli przymkniemy oczy, sami być może przeniesiemy się myślami do innej krainy. Co ciekawe, po pierwszych pokazach planowano wyciąć tę scenę z filmu, ostatecznie jednak postanowiono uwzględnić ją w końcowym montażu – i bardzo dobrze! Niewykluczone, że ci z was, którzy nie oglądali Czarnoksiężnika z Oz kojarzą głównie wersję śpiewaną i graną na ukulele przez Israela Kamakawiwoʻole (również świetną), warto zatem nadrobić klasykę. [Łukasz Budnik]
33. Liza Minnelli – Cabaret
Kabaret
Choć sam Bob Fosse obraziłby się, gdyby nazwać jego film musicalem, nic nie zmieni tego, że piosenki w Kabarecie odgrywają niezwykle istotną rolę. A szczególnie ostatnia, najważniejsza. Sally Bowles, nieco zdruzgotana, niewątpliwie zasmucona wcześniejszymi wydarzeniami rozgrywanymi na ekranie wychodzi z opuszczoną głową na scenę. Jednak gdy kurtyna się podnosi, artystka wita berlińską publiczność szerokim uśmiechem i dziarskim spojrzeniem. Wchodzi w rolę śpiewaczki, która z pełnym zaangażowaniem musi przekonać publikę, że życie jest jak kabaret. I wychodzi jej to śpiewająco, nawet widz daje się na chwilę oszukać, gdy słucha o najszczęśliwszym truchle na świecie, które przed śmiercią czerpało z życia, ile się tylko dało. Finałowa piosenka jest idealnym zwieńczeniem tego, bądź co bądź, mało wesołego dramatu. Kurtyna opada, kabaret się skończył. [Maja Budka]