NAJLEPSZE FILMOWE PIOSENKI WSZECH CZASÓW. Wielki ranking czytelników
44. Paul McCartney & Wings – Live and Let Die
Żyj i pozwól umrzeć
W filmie Guya Hamiltona jest taka scena, w której James Bond i Felix Leiter wchodzą do baru dla czarnych i siadają blisko estrady. Na scenę wychodzi piosenkarka Brenda „B. J.” Arnau i śpiewa Live and Let Die na chwilę przed tym, gdy as wywiadu dosłownie zapada się pod ziemię. Utwór, w odróżnieniu od wielu innych bondowskich piosenek, nie jest więc tylko ilustracją do napisów początkowych, ale też pełni określoną funkcję w filmie – jest zapowiedzią niemiłej niespodzianki, zwiastunem kłopotów. Producent Harry Saltzman chciał kupić tę piosenkę, by dać ją do wykonania jakiejś czarnoskórej wokalistce, co by lepiej korespondowało z fabułą związaną z kultem voodoo. Autor utworu Paul McCartney zgodził się ją odsprzedać tylko pod warunkiem, że główne wykonanie (czyli to, które trafi jako podkład do napisów początkowych) zostanie powierzone jemu wraz z zespołem Wings, który założył po rozpadzie The Beatles. Utwór okazał się jednym z największych sukcesów w historii tej popularnej serii, a jego twórcy zdobyli jedyną dla filmu nominację do Oscara. Nawet dzisiaj, po zrealizowaniu 25 filmów o Bondzie, jest zaliczany do czołówki najlepszych bondowskich piosenek. [Mariusz Czernic]
43. Kenny Loggins – Footloose
Footloose
Jeden z najbardziej energetycznych utworów, jakie kiedykolwiek napisano. Słuchając Footloose Kenny’ego Logginsa trudno powstrzymać się od choćby wybijania taktu palcami. Napisana w 1984 roku piosenka jest głównym utworem filmu oraz musicalu o tym samym tytule. Footloose to historia Rena McCormacka (Kevin Bacon), nastolatka, który przeprowadza się z Chicago do niewielkiego miasteczka, w którym na skutek tragedii sprzed lat obowiązuje absolutny zakaz tańca, słuchania muzyki rozrywkowej i urządzania zabaw. Bunt przeciwko tej kuriozalnej sytuacji jest motywem przewodnim filmu, a radość płynącą z zakazanych w miasteczku rozrywek doskonale oddaje utwór Logginsa. [Agnieszka Stasiowska]
42. R. Kelly – I Believe I Can Fly
Kosmiczny mecz
Kosmiczny mecz jest jednym z filmów towarzyszących mi w dzieciństwie – nie widziałem go w całości od tamtego czasu i nieco obawiam się tego, jak wypadłby oglądany dzisiaj. Nie mam natomiast wątpliwości, że piosenka R. Kelly’ego doskonale broni się po latach, nawet jeśli wciąż kojarzy się z Królikiem Bugsem i Michaelem Jordanem. To ładna, motywująca ballada, brzmieniem jednoznacznie kojarząca się z latami dziewięćdziesiątymi, choć oczywiście nie jest to żadną wadą. Trudno ją pomylić z jakąkolwiek inną piosenką, a przy tym wzbudza sporo nostalgii. [Łukasz Budnik]
41. Whitney Houston – I Have Nothing
Bodyguard
Jest zawsze coś przejmującego w sytuacji, kiedy kobieta, która teoretycznie ma wszystko, wyznaje, że nie ma nic. Whitney Houston, nieodżałowana diva muzyki pop, śpiewa o tym, że bez miłości nic się nie liczy – zbyt boleśnie przekonała się o tym sama. Znając jej historię, trudno słuchać utworu I Have Nothing bez wzruszenia. Rachel Marron żegna się tym utworem ze swoim ukochanym, wiedząc, że różnice pomiędzy nimi są nie do pogodzenia. Nie odchodź ode mnie, nie waż się ode mnie odejść, bo nie mam nic, jeśli nie mam ciebie, błaga. Ale Frank Farmer odchodzi i jest to niesłychanie, szarpiąco, druzgocąco smutne. [Agnieszka Stasiowska]
40. Goo Goo Dolls – Iris
Miasto Aniołów
Jedna z tych piosenek, które słyszało się tyle razy, że ich tekst sam wbił się do głowy. Dlatego gdy po raz kolejny jest nadawana w radiu, często trudno powstrzymać się od nucenia czy nawet śpiewania wraz z wokalistą. Po latach nadal brzmi bardzo świeżo i dla większości słuchaczy jest zapewne czymś więcej niż jedynie piosenką filmową, bo broni się doskonale i w oderwaniu od Miasta Aniołów (choć oczywiście fabuła tej produkcji nadaje jej dodatkowego wymiaru). [Łukasz Budnik]
39. The Righteous Brothers – Unchained Melody
Uwierz w ducha
Ta piosenka już na zawsze kojarzyć się nam będzie z filmem Uwierz w ducha, choć tak naprawdę powstała znacznie wcześniej, w 1955 roku. Wersja, którą słyszymy podczas seansu, to zaś cover The Righteous Brothers z 1965. Trzeba przyznać, że scena lepienia garnka z tym utworem w tle to jedna z tych kultowych scen, takich, które stały się ikonami popkultury. Co ciekawe, była ona niemal w pełni improwizowana. Twórcy mieli już nakręconą scenę miłosną między głównymi bohaterami, a ta miała trwać tylko chwilę, była właściwie bez większego znaczenia. Zauważono jednak iskrę między Patrickiem Swayzem oraz Demi Moore i kazano im kontynuować. Kiedy producentka Lisa Weinstein przyniosła na plan płytę z Unchained Melody, wszyscy wiedzieli, że to jest to. Pierwsza scena miłosna skończyła w koszu montażowni. [Karol Barzowski]