Z serialem Wikingowie najbardziej jest kojarzona norweska grupa Wardruna, założona przez Einara Selvika. Wykorzystując starożytne instrumenty, stworzył on dla tej irlandzko-kanadyjskiej produkcji nowatorską ścieżkę dźwiękową, perfekcyjnie zgrywającą się z obrazem. Jednak muzyka z czołówki, a więc ta, którą słychać w każdym odcinku, nie została skomponowana na potrzeby serialu. I wspomniany zespół nie ma z nią nic wspólnego. W czołówce wykorzystano utwór If I Had a Heart (2008), pochodzący z debiutanckiego solowego albumu szwedzkiej wokalistki Karin Dreijer alias Fever Ray. Utwór można też usłyszeć w innych serialach, między innymi w czwartym sezonie Breaking Bad (2011). W serialu o wojownikach z Północy ambientowy kawałek ma na celu zasugerowanie mrocznego charakteru opowieści. W rytmie tego utworu pojawiają się na ekranie impresjonistyczne obrazy inspirowane wikińskim folklorem. Za wizualną stronę czołówki odpowiedzialni są Rama Allen, dyrektor kreatywny z wytwórni The Mill, i projektantka Audrey Davis. W niespełna jednominutowej sekwencji ruchomych obrazów stworzyli oni idealną atmosferę – oniryczną, jakby wyjętą z koszmaru sennego, kasandryczną -jakby sugerując zbliżającą się zagładę. [Mariusz Czernic]
Niepowtarzalne wycinanki Gilliama to jeden ze stałych elementów Latającego Cyrku Monty Pythona, a w połączeniu z absurdalną orkiestrową muzyczką współtworzy on jedną z najbardziej niespodziewanych, nieprzewidywalnych czołówek wszech czasów. 100% Pythonów w Pythonach! [Karol Baluta]
Kwintesencja fantazji Terry’ego Gilliama na polu topornej animacji i zarazem istota poczucia humoru całej grupy, która raz za razem sięgała komediowego absolutu. [Karol Kućmierz]
Westworld może pochwalić się jedną z najlepszych czołówek serialowych ostatnich lat. Powoli przesuwające się białe kształty, drukarka dopracowująca ostatnie detale robotów, nastrojowa muzyka Ramina Djawadiego i wymykający się spod kontroli mechanizm – fabuła Westworld w pigułce… minus dramatyczne przemowy. Jedna z tych czołówek, których się nie przewija podczas oglądania, a muzykę można rozpoznać natychmiast. [Kornelia Farynowska]
Za subtelną grę skojarzeń i nieustające poczucie, że coś tu jest nie tak. Za rewelacyjną, wizualną stymulację i ciągłe podskórne napięcie. Za delikatność w obchodzeniu się z własną krwią i skórą. Za dzikość w krojeniu i pałaszowaniu mięsa. Za duszenie sznurówkami. Amerykańska poranna rutyna w wykonaniu socjopaty i śniadanie jako odzwierciedlenie modus operandi zabójcy. [Adam Nguyen]
Ta czołówka to przede wszystkim fantastyczny popis operatorski. Poranne czynności Dextera są przedstawione tak sugestywnie i dokładnie, że co wrażliwsi widzowie już wtedy mogą mieć skłonność do odwracania głowy od ekranu. A szkoda, bo czegoś tak fantastycznie pomyślanego i perfekcyjnie wykonanego nie widzi się w telewizji codziennie. [Piotr Gauza]
Makabra na ekranie. Główny bohater z zimną krwią najpierw szlachtuje kotleta, a chwilę później morduje pomarańczę i porzuca jej zwłoki na stole – zupełnie na widoku. Każde ujęcie w tej sekwencji jest rewelacyjne. Moje ulubione – zmiana głębi ostrości na „truchle” wspomnianej pomarańczy i keczup bryzgający na talerz. [Maciej Poleszak]
Detektyw to jeden z najbardziej interesujących projektów telewizyjnych ostatnich lat, rozplanowany na trzy autonomiczne historie tworzące szczególną panoramę amerykańskiego świata zbrodni. Pierwszy sezon serialu z miejsca wciągał w podszyty niepokojem świat, intrygował i zastanawiał. Jednym z elementów, które składały się na piorunujący efekt Detektywa, była znakomita czołówka z wpadającą w ucho piosenką The Handsome Family Far From Any Road. W kolejnych sezonach otwarcie odcinków zmieniało się – w serii drugiej nostalgiczną folkową balladę zastąpiła szorstka piosenka Leonarda Cohena, a w trzeciej nastrojowy soul w wykonaniu Cassandry Wilson. Za każdym razem zmiana odpowiadała przeniesieniu historii w inne środowisko i delikatnej modyfikacji nastroju. Przemianie ulegały też obrazy pokazywane w czołówkach, wykorzystujących kadry z poszczególnych sezonów, niezmiennie jednak przetworzonych tak, by bardziej niż wgląd w akcję serialu stanowiły kolażową impresję na jej bazie. W każdym wariancie czołówka Detektywa to znakomita robota – ciekawa estetycznie, zbieżna z wydźwiękiem całości i zapadająca w pamięć. [Tomasz Raczkowski]
Bardzo podobnie jak w przypadku Breaking Bad, istotą czołówki Stranger Things jest pojawiający się na ekranie tytuł i po raz kolejny jest to absolutne mistrzostwo stylistyki. Neonowa czerwień kontrastująca z czarnym tłem, kolejne fragmenty liter powoli pojawiające się na ekranie, a nade wszystko niesamowita muzyka, która przypieczętowuje bardzo wysoki poziom tego intro. Tajemnicze, odrealnione dźwięki rodem z innej epoki (albo innego wymiaru) rozbrzmiewają z głośników, pobudzając wyobraźnię, wzmagając uczucie niepokoju i w najlepszy możliwy sposób zachęcając widza, by wziął udział w kolejnym rozdziale przygód bohaterów. Jedna z tych czołówek, które żal przewijać, bo stanowi niemalże integralną część każdego odcinka, nawet jeśli w żaden sposób nie wiąże się z fabułą. Poza tym – jakaż ta czcionka jest kapitalna! [Łukasz Budnik]
To oczywiście nie jest jakaś bardzo wymyślna czołówka, ale właściwie już po pierwszym sezonie Przyjaciół stała się kultowa. Przyznam szczerze, że nigdy jej nie przewijam – piosenka The Rembrandts I’ll Be There For You zawsze wywołuje na mojej twarzy uśmiech, podobnie jak sceny z szóstką głównych bohaterów przy fontannie. Widać, że aktorzy mieli podczas kręcenia tej czołówki mnóstwo frajdy. Już wtedy widać było między nimi niesamowitą chemię. Sukcesem tego serialu jest to, że Jennifer Aniston, Courteney Cox, Lisa Kudrow, David Schwimmer, Matthew Perry i Matt LeBlanc rzeczywiście wydawali się bardzo silnie ze sobą związani – improwizowane scenki, które widzimy na początku każdego odcinka, były tego pierwszą oznaką. Ponoć początkowo twórcy zamierzali wykorzystać w czołówce inny utwór – Shiny Happy People zespołu R.E.M., ale w końcu zmienili zdanie. To była dobra decyzja! [Karol Barzowski]