NAJGORSZE POLSKIE FILMY W HISTORII. Sprawdź wyniki plebiscytu!
Choć ostatnimi czasy w kontekście polskiego kina mówi się więcej dobrego, niż złego, to jednak nie da się przeskoczyć faktu, że nasza kinematografia jest pod jednym względem taka sama jak inne – posiada w swych annałach przykłady ewidentnych wtop.
Oto lista filmów, które waszym zdaniem zasługują na miano najgorszych filmów w historii. Mamy nadzieje, że przyda się ona przyszłym pokoleniom rodzimych filmowców, podczas zastanawiania się nad odwiecznym dylematem „jak nie powinno tworzyć się filmu?”, a nam, widzom, służyć będzie jako przestroga podczas podejmowania decyzji o wieczornym seansie.
15. Klątwa Doliny Węży
1987, reż. Marek Piestrak
Jedyny na tej liście przykład filmu „tak złego, że aż dobrego”. Marek Piestrak jest w polskim kinie symbolem złego smaku i kiczu, ale takiego, któremu nie sposób odmówić wyobraźni. Klątwa Doliny Węży to – jak słusznie zauważa Nonsensopedia – „pierwszy w historii film klasy B, który obejrzało 2 miliony osób, świetnie się przy tym bawiąc”. Tak naprawdę widzów było znacznie więcej, bo w Związku Radzieckim, który był koproducentem filmu, Klątwę… obejrzało 25 milionów bywalców kin. Ta wyjątkowo słabo zrealizowana podróbka Indiany Jonesa i wielu innych klasyków Kina Nowej Przygody wciąż kłuje w oczy realizatorską indolencją, ale dziś, w czasach renesansu kultu VHS i kina klasy Z, Klątwa Doliny Węży zyskuje nowe życie i status dzieła kultowego. W końcu brzydkie czasem też jest piękne, prawda? [Dawid Myśliwiec]
14. Operacja „Koza”
1999, reż. Konrad Szołajski
Zanim Olaf Lubaszenko doprowadził do swoistego renesansu polskiej komedii za sprawą Chłopaki nie płaczą, Poranku kojota czy E=mc2, pojawił się w tym koszmarku. To CHYBA miała być komedia science-fiction, ale zabrakło jej wszystkiego, co taką hybrydę powinno charakteryzować: humoru, dobrych dialogów i interesującego pomysłu wyjściowego. O zamianie świadomości powstało już mnóstwo mniej lub bardziej udanych filmów, ale historia o byłej agentce KGB i młodym naukowcu… jakoś nie skleja się w całość. Ponoć pomysł na ten scenariusz przyszedł do Szołajskiego jeszcze w latach 80. i może wtedy ta żenująca produkcja zyskałaby chociaż inny wydźwięk, ale na przełomie milleniów nikt już nie pamiętał o KGB i wcale nie chciał się z tego śmiać. [Dawid Myśliwiec]
13. Komisarz Blond i Oko sprawiedliwości
2012, reż. Paweł Czarzasty
Mariusz Pujszo to prawdziwy Uwe Boll polskiego kina. Wszystko, czego się dotknie, zamienia się w g… W filmie Pawła Czarzastego, odpowiedzialnego wcześniej za takie hity jak Licencja na zaliczanie (2001) i 1409. Afera na zamku Bartenstein (2005), Pujszo wciela się w tytułowego komisarza Blonda, który wydaje się być polskim odpowiednikiem Johnny’ego Englisha. Jeśli jakikolwiek film ma przyciągać do kin osobą Marka Włodarczyka, to raczej nie można spodziewać się sukcesu. Żeby przekonać się o tym, jaką męką jest seans Komisarza Blonda i Oka Sprawiedliwości, wystarczy włączyć zwiastun – cały film jest równie żenujący, zwłaszcza pod względem dialogów i gry aktorskiej. [Dawid Myśliwiec]
12. Szatan kazał tańczyć
2016, reż. Katarzyna Rosłaniec
Pięćdziesiąt cztery dwuminutowe scenki, które – w opinii reżyserki – można dowolnie łączyć, a wciąż będą opowiadać tę samą historię. Pomysł w założeniu znakomity, ale co z tego, skoro przez cały film główna bohaterka uprawia przygodny seks/ćpa/wymiotuje/robi sobie selfie, a tylko od czasu do czasu z kimś dyskutuje. W efekcie historii nie ma, jest tylko materiał na niedługi teledysk, ewentualnie etiudę lub performance. Jako film fabularny Szatan kazał tańczyć nie broni się wcale, ponieważ brakuje w nim historii, która jakkolwiek się rozwija i bohaterki, którą choć trochę można poznać. Zarówno Magdalena Berus w głównej roli, jak również obecni na drugim planie aktorzy (m.in. Danuta Stenka, Marta Nierdakiewicz, Łukasz Simlat) dwoją się i troją, by nadać znaczenie odgrywanym scenom. Niestety nawet nago i w zmiennych konfiguracjach nie są w stanie przyciągnąć do ekranu na ponad półtorej godziny, czegokolwiek by nie robili, ponieważ zabrakło treści, której mogliby nadać formę. [Jan Dąbrowski]
11. Szkoła uwodzenia Czesława M.
2016, reż. Aleksander Dembski
Ten film powstał najpewniej tylko z jednego powodu: by wykorzystać popularność Czesława Mozila, muzyka lubiącego romansować nie tylko z kobietami, ale i z kinem, i przyciągnąć jego nazwiskiem ludzi do kina. Problem w tym, że wówczas szczyt popularności dawnego jurora X Factor już dawno minął. Film miał bazować na autoironii, komentować funkcjonujące wokół postaci Mozila stereotypy. Zupełnie się to nie udało. A gdy kuleje główny punkt programu, odbija się to na jakości całości filmu. [Jakub Piwoński]