„I’M FINISHED”. Daniel Day-Lewis kończy z aktorstwem
Trzeba wiedzieć, kiedy zejść ze sceny… Możemy się tak pocieszać, ale ta konkretna wiadomość budzi i szacunek, i niezgodę na taki obrót spraw. Daniel Day-Lewis odchodzi na aktorską emeryturę. Jego ostatnim filmem ma być Phantom Thread Paula Thomasa Andersona. Aktor pomoże przy jego promocji, a potem… A potem kino nie będzie już takie samo.
Doskonale pamiętam swój pierwszy filmowy szok. Mała wypożyczalnia kaset w moim mieście i pani Alina, która stwierdziła, że trzynasto-czternastolatka może zaciekawić historia Gerry’ego i Giuseppe Conlonów. Film nosił tytuł W imię ojca, a po jego obejrzeniu nadal nie do końca rozumiałem, dlaczego ten biedny, niefrasobliwy chłopak i cała jego rodzina trafili do więzień za niepopełnione zbrodnie. Ale Gerry Conlon w wykonaniu Daniela Day-Lewisa, bawiący się beztrosko w hippisowskiej komunie, a kilkadziesiąt minut później wyjący z bólu podczas brutalnego przesłuchania, wszedł mi do głowy i już tam został.
Podobnie zresztą jak znakomity, obejrzany może kilka miesięcy wcześniej Ostatni Mohikanin Michaela Manna. Nawet po latach to doskonała produkcja, nie mówiąc już o tym, że – jak zawsze – wcielając się kolejną rolę, Day-Lewis znów poszedł na całość: żył w lesie i nauczył się polować. Zresztą, jego aktorskie metody obrosły legendą. Przygotowując się do roli we wspomnianym W imię ojca kazał się zamknąć w pomieszczeniu i budzić przez strażników. Nie spał ponoć trzy dni. Niektórzy uważają, że to przesada, ale skoro metoda działa, a Brytyjczyk – nie przez przypadek – jest wcąż uważany za jednego z najwybitniejszych aktorów w historii, to poprzestańmy na podziwie dla jego ról. A Day-Lewis gra (grywał) stosunkowo rzadko. To raptem 25 kreacji przez ponad 40 lat pracy – wliczając niewielkie epizody (jego nazwisko można znaleźć na liście płac oscarowego Gandhiego).
W jego przypadku trudno za to mówić o oscarowych pomyłkach. Nawet nudny jak flaki z olejem Lincoln zyskuje właśnie dzięki jego roli. Inna sprawa, że Akademia nie zaryzykowała, bo na statuetkę zasłużył też Joaquin Phoenix za rolę w Mistrzu. Z całym szacunkiem, ale Hugh Jackaman, Denzel Washington i Bradley Cooper robili dla nich za tło. Podobnie jak pięć lat wcześniej cała czwórka współnominowanych robiła za tło tylko dla Day-Lewisa. Co z tego, że Viggo Mortensen stworzył doskonałą kreację we Wschodnich obietnicach, George Clooney świetnie zagrał w Michaelu Claytonie, a Tommy Lee Jones i Johnny Depp swoimi rolami nie przynieśli sobie wstydu. Ten rok i ta statuetka od początku należała do Day-Lewisa. Jego Daniel Plainview w Aż poleje się krew to najbardziej fascynująca i niejednoznaczna postać, jaką dało nam kino ostatniej dekady. To nie jest kraj dla starych ludzi braci Coen to doskonały film, ale właśnie obraz P.T. Andersona posiada w sobie pierwiastek arcydzieła, który wespół z reżyserem dał widzom Day-Lewis. Statuetka za Aż poleje się krew była jego drugim Oscarem na koncie. Gdy w 1990 roku odbierał pierwszego za Moją lewą stopę, z grymasem niezadowolenie oklaskiwali go Kenneth Branagh (Henryk V), Robin Williams (Stowarzyszenie Umarłych Poetów), Tom Cruise (Urodzony 4 lipca) i Morgan Freeman (Wożąc panią Daisy).
Podobne wpisy
Po latach okazało się, że tym razem Akademia podjęła trafną decyzję, bo trudno w ostatnich dwóch-trzech dekadach o aktora, który wybierałby tak różnorodne role i w każdej wypadał co najmniej bardzo dobrze. Wystarczy wymienić Pokój z widokiem, dwa filmy Martina Scorsesego, czyli Wiek niewinności i Gangi Nowego Jorku, musicalowe (niestety niespełnione) Nine – Dziewięć, Boksera Jima Sheridana czy niezłą, choć ustępującą książkowemu pierwowzorowi Milana Kundery, Nieznośną lekkość bytu. Day-Lewis zagrał też w Czarownicach z Salem Nicolasa Hytnera, nie do końca udanej adaptacji dramatu autorstwa… jego teścia. Od ponad 20 lat aktor jest bowiem mężem Rebeki Miller, która ostatnio wyreżyserowała Plan Maggie, a dziesięć lat wcześniej Balladę o Jacku i Rose, obsadzając swojego męża w roli głównej.
Gdy przed rokiem pojawiła się informacja, że Daniel Day-Lewis i Paul Thomas Anderson znów łączą siły, Phantom Thread z miejsca stał się jednym z najbardziej oczekiwanych filmów roku. Ma to być opowieść o świecie mody Londynu i Nowego Jorku lat pięćdziesiątych, a jego światowa premiera została zaplanowana na 25 grudnia, więc kinomani zaczęli zacierać ręce. I nagle otrzymują oświadczenie, że po tym filmie Daniel Day-Lewis nie zamierza więcej grać. Żegna się z klasą, a chroniąc swoją prywatność, nie podaje powodów odejścia z zawodu. Dziękuje widzom i współpracownikom za te cztery dekady i podkreśla, że nie chce udzielać dalszych komentarzy.
Jeden z redakcyjnych kolegów zażartował, że Day-Lewis odchodzi na aktorską emeryturę, ponieważ wcieli się w rolę aktora rzucającego swój zawód. Bardzo bym chciał, żeby to była prawda. Więc, panie Danielu! Pan usiądzie, pan się zastanowi jeszcze raz, dobrze?