search
REKLAMA
Krótkie spięcie

Małpy idą po Oscara. Czy Akademia zobaczy w Andym Serkisie najlepszego aktora?

Jakub Piwoński

2 września 2017

REKLAMA

Nie od dziś wiadomo, że kapituła oscarowa nie lubi science fiction. Jest to bowiem jeden z tych gatunków, który – w całej historii rozdań – nie doczekał się jeszcze statuetki Oscara za najlepszy film. Rozgoryczenie tym faktem wyraziłem już w tegorocznym felietonie. Bo docenianie efektów specjalnych i oprawy wizualnej – to jedno. Uznanie wyższości fantastycznej historii nad resztą dramatycznej stawki – to drugie. Czy Wojna o planetę małp doprowadzi do przełamania?

Od pewnego czasu regularnie jednak do tej najważniejszej kategorii nominowany jest co najmniej jeden film SF. Incepcja, Mad Max – na drodze gniewu, Nowy początek. To tylko kilka przykładów filmów SF, pretendujących do miana najlepszego filmu roku. Na nominacji się jednak kończy. Choć w dziedzinie fantastyki triumfował Władca Pierścieni: Powrót Króla, to jednak było to fantasy, a w tym wypadku inna jest specyfika gatunku (który w heroicznej odmianie stanowi alternatywę dla średniowiecza), różna jest też waga samego filmu, nagrodzonego bardziej za całokształt.

Ucieczki do przyszłości, będącej typowym kierunkiem SF, Akademia wyraźnie się boi. Dlaczego? Być może ma to związek z wciąż pokutującym w kulturze stereotypem, przypisującym treściom SF cechy prostej, niewymagającej rozrywki. Ale nawet ślepy zauważy, że gatunek dawno porzucił już swoje pulpowe korzenie. Powstają bowiem coraz ambitniejsze filmy, które w fantastycznej wizji podejmują problematykę współczesnego świata. Akademia to wie, ale i tak nie ma jaj, by fakt ten docenić w sposób jednoznaczny.

Twórcy filmu Wojna o planetę małp chcą to zmienić. Z chwilą, gdy sezon nagród można uznać za otwarty, włodarze 20th Century Fox zapowiadają kampanię, mającą na celu wypromowanie filmu zamykającego małpią trylogię jako tego, który zasługuje na najwyższe laury. Celem minimum jest także doprowadzenie do należytego docenienia Andy’ego Serkisa w roli Cezara. W swojej recenzji filmu nie miałem wątpliwości co do tego, że Wojna… z pewnością zasłużyła sobie na inne miano – najlepszego blockbustera roku. Twórczo łączy w sobie efektowność wizualną z ambitnymi przesłaniami, nawiązującymi do problemów współczesności. Ale czy dzieło Matta Reevesa zasługuje także na złotego rycerza w najwyższej kategorii?

Nie obraziłbym się za taki wybór. Tak głęboko jestem przekonany o tym, że twórca, rozumiejący możliwości SF i wykorzystujący je do tego, by formułować uniwersalne, ważkie treści, a takim niewątpliwie jest Matt Reeves, powinien w końcu zostać nagrodzony, że historyczny przełom w Oscarach mający małpią twarz kupiłbym z miejsca. Możliwe jednak, że aby to osiągnąć, film zostanie wykorzystany politycznie. Da się zauważyć, że w ostatnich latach w najwyższej kategorii wygrywały filmy podejmujące tematy ważne z puntu widzenia debaty publicznej. Tą samą drogą mogą pójść twórcy Wojny o planetę małp, którzy sprzedadzą film jako ważny komentarz w sprawie kryzysu imigracyjnego. Tym samym wygra drugie dno filmu, które nie musi być oczywiste dla wszystkich, a nie jego ogólny kunszt.

Inną kwestią jest to, że Fox ogłasza swoje zamiary zbyt wcześnie, przez co cały pomysł może spalić na panewce. Gdyby szanse Wojny… na Oscara były wynikiem naturalnej drogi, jaką przeszedł film podczas sezonu nagród – drogi okraszonej pomniejszymi zwycięstwami – wówczas rozumiem, że moglibyśmy mówić o jakiejś szansie. Ale na chwilę obecną cała sytuacja przypomina bardziej chęć zakorzeniania interesującej idei w głowach członków Akademii (z pewnością tych nowych), która może osiągnąć efekt odwrotny od zamierzonego. Im więcej informacji o „kampanii na rzecz uczynienia Wojny o planetę małp pierwszym filmem z Oscarem”, tym, według mnie, mniejsze szanse na powodzenie akcji. Ale będąc szczerym, chciałbym się w tej kwestii mylić.

Włodarzom Foxa plany pokrzyżować może także… gatunkowa konkurencja. Nie zapominajmy, że w stawce może, choć wcale nie musi, znaleźć się Blade Runner 2049. Jestem przekonany, że Denis Villeneuve mógł zasmakować w oscarowej rywalizacji i będzie chciał, by jego dzieło ponownie pretendowało do miana tego “najlepszego” filmu roku. Ale wiem, te sądy są jeszcze za wczesne.

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA