search
REKLAMA
Krótkie spięcie

POZYTYWNE RECENZJE MARVELA USTAWIONE. Fani DC w końcu mają dowód!

Jacek Lubiński

10 lutego 2018

REKLAMA

Już od jakiegoś czasu serwis Rotten Tomatoes wywołuje kontrowersje. Portal, który zbiera opinie krytyków i kumuluje je w procentowy wykładnik “świeżości” danego filmu, był oskarżany o zabijanie potencjalnego zysku filmów jeszcze przed ich premierą, a także o niewspółmierność ocen względem jakości danych dzieł oraz zwykłe zakłamywanie opinii. To ostatnie to efekt przede wszystkim różnorakich fanowskich działalności, kolejny etap których właśnie znowu pojawił się na horyzoncie. A wszystko dzięki Czarnej Panterze

I nie, bynajmniej nie chodzi o członka pewnej radykalnej organizacji ery Wietnamu, lecz o zbliżający się wielkimi krokami kolejny hicior od Marvela. Włodarze Zgniłych Pomidorków ogłosili niedawno, że wszelkie negatywne opinie na temat tego filmu będą odgórnie blokowane. Bo rasizm? A może zupa była za słona? Nie, to pokłosie zbiorowego nalotu na Disneya/Marvela i ich politykę. Jego ofiarą już padł “przełomowy” Ostatni Jedi, który na RT utrzymuje marne 48% pomidorowego dobra od publiczności, ergo pachnie zgnilizną (cóż, adekwatnie do jakości filmu, gdyby mnie ktoś pytał). Teraz w ten sam sposób facebookowa grupa o nazwie – uwaga, uwaga, trzymajcie się kapeluszy! – Down With Disney’s Treatment of Franchises and its Fanboys (co można tłumaczyć jako “Do diabła z Disneyowskim traktowaniem filmowych serii i ich fanów”) zamierza dobrać się do Afroamerykańskiej Pantery. Bo tak. Co ciekawe, pod planowaną akcją podpisało się ładnych kilka tysięcy osób i liczba ta cały czas rosła.

Ocenowi terroryści (nie mylić z wodnymi i telewizją publiczną) tłumaczą się tym, że mają dość praktyk biznesowych Dużej Myszki, a w szczególności jej manipulowania notami własnych dzieł (jak na złość od dobrych paru lat systematycznie hurraoptymistycznymi – osobiście nie przypominam sobie Disneyowskiego filmu, który nie byłby albo box offisowym hiciorem albo okrzyczanym arcydziełem; przypadek?). I to przy jednoczesnym wypuszczaniu złej prasy w stosunku do konkurencji, czyli usiłującego nadal wystartować z własnym, logicznym uniwersum DC.

Zatem tak – to znowu fanbojski ból dupy (hashtag grupy “DCOverMarvel” wyjaśnia właściwie wszystko) i pielęgnowanie odwiecznej zasady “oko za oko, peleryna za pelerynę”. Znamienne jednak, że raz jeszcze w wir tego obustronnego walenia się po internetowych ryjach, wciągnięci zostaną zwykli widzowie, którym niekoniecznie następny wielki blockbuster o kolejnym super herosie, mającym znowu ma do swej dyspozycji masę bajeranckich zabawek i moralne dylematy ukryte w trzewiach, musi się spodobać. No bo jak w sumie odróżnić jedną negatywną opinię od drugiej (przy oczywistym założeniu, że nikt nie będzie w opisach rzucał “czarnuchami”)?

Reakcja internetowej społeczności była natychmiastowa. A reakcja na tę reakcję jeszcze szybsza. Rasizm, szowinizm i feminizm zostały wrzucone do jednego worka o nazwie “rzeczowe argumenty”. I w rezultacie Wielki Brat ochrzcił samozwańców skrajnymi prawicowcami (jakby to robiło jakąś różnicę), po czym radośnie wywalił z fejsika całą grupę, a co za tym idzie także jej niecny plan opanowania Pomidorów (swoją drogą brzmi to jak niezła parodia Bonda w rolniczym wydaniu – oglądałbym).

No cóż, mleko się rozlało, jogurt już spleśniał. A mimo to, wokół lodówki nadal panuje duży ruch. Ruch, który żadnej ze stron punktów do zajebistości nie dodaje. Disi maniacy wychodzą na nieokrzesanych chamów, którzy nie mogąc zamoczyć, za wszelką cenę chcą odreagować porażki ukochanego studia i przy okazji zniszczyć odwiecznego wroga. A z drugiej strony zostają uciszeni w sposób równie kontrowersyjny, za który odpowiada chyba sam Sylvester Stallone (“Tu kończy się prawo, a zaczynam się ja.”). Tradycyjnie nie działa to zresztą w drugą stronę i wszelkie ataki na produkcje z Batmanem i spółką są traktowane co najwyżej wzruszeniem ramion. Ot, wróg mojego wroga i takie tam.

Sam film raczej na tym nie ucierpi w żaden sposób (już teraz szacuje się, że na starcie zarobi przynajmniej sto pięćdziesiąt baniek; a ze względu na swoją wyraźną przynależność rasową z całą pewnością nie uniknie także lobbowania). Za to jakakolwiek neutralna widownia (istnieje jeszcze taka?) może być jedynie zniesmaczona całym tym zamieszaniem, w którym łatwo zgubiła się rzecz tak podstawowa, jak istota kina. Inna sprawa, że ostatnimi czasy to kino samoistnie wywołuje u odbiorców lekkie zażenowanie, bo zamiast zapewniać dobrą rozrywkę na poziomie, coraz częściej staje się dla chcącego naprawiać świat, politycznie poprawnego Hollywood swoistym wentylem bezpieczeństwa. Cieszmy się nim zatem po prostu, póki można.

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA