MINISTERSTWO KULTURY nie powinno dawać MILIONÓW ZŁOTYCH braciom Golec i gwiazdom disco polo
Jak mawia klasyk, sytuacja jest dynamiczna. Jak zatweetował wicepremier Piotr Gliński, „Szanowni Państwo, zamiast projektu ustawy antycelebryckiej zdecydowaliśmy wstrzymać wypłaty FWK do czasu pilnego wyjaśnienia wszelkich wątpliwości. Instytucje i przedsiębiorcy kultury czekają na to wsparcie”. Oczywiście, że temat jest kontrowersyjny, ale co ta informacja w praktyce oznacza? Że ministerstwo od ośmiu miesięcy wiedziało, a przynajmniej powinno wiedzieć, o zbliżającej się drugiej fali pandemii, a i tak nie potrafiło stworzyć mechanizmów odpowiedzialnych za przyznawanie państwowych dotacji. To już tym bardziej oznacza totalną kompromitację ministra kultury i jego urzędników, skoro przygotowywane w gabinetach „algorytmy” wspomagające Fundusz Wsparcia Kultury zostały odrzucone tylko po medialnej nagonce. Wczoraj przez internet przepłynęła fala krytyki pod adresem Glińskiego, dzisiaj wicepremier wycofuje się z powziętych zamiarów i zapowiada „wyjaśnienia”. Niezależnie jednak, jak ta sprawa się zakończy, warto wyjaśnić, z jakim obrzydliwym myśleniem na temat państwa mamy do czynienia.
Bo w jakim wspaniałym kraju przyszło nam żyć i umierać! Fizycznej gotówki mamy nieprzebrane ilości, jak powiedział swego czasu prezes NBP, z epidemią radzimy sobie fenomenalnie, jak uspokoił w telewizji dzielny budowniczy Centralnego Portu Komunikacyjnego, zasadniczo jesteśmy zieloną wyspą na czerwonym oceanie zapaści gospodarczej, choć z tego porównania korzystać nie wypada, gdyż przypomina o złym człowieku o wilczych oczach. W każdym razie jako państwo wygrywamy z koronawirusem na wielu frontach, dlatego też minister kultury postanowił także wesprzeć twórców i placówki niosące kaganek kulturalnej oświaty.
Wybaczcie, szanowni czytelnicy i szanowne czytelniczki, ale z trudem przychodzi rozmowa na ten temat bez włączania cynicznego trybu. Jak jest w Polsce, każdy widzi. W szpitalach coraz bardziej brakuje podstawowych artykułów niezbędnych do pomocy pacjentom, pracownicy ochrony zdrowia (nie tylko pielęgniarki i lekarze) zostali na wielu polach pozostawieni na pastwę absurdalnych przepisów, których nie da się wprowadzić w życie, a tymczasem dziesiątki milionów złotych są przelewane na konta bogatych ludzi, byle ich tylko przeciągnąć na swoją stronę politycznej barykady. Nie da się bowiem inaczej potraktować informacji o kwotach, jakie z ministerstwa dostały gwiazdy polskiego showbiznesu. Kto kiedykolwiek zajrzał za kotarę rodzimej kultury, ten wie, jak bardzo niedofinansowany (mówiąc wprost: biedny) jest to kawałek rzeczywistości. Z wyjątkiem garstki ludzi, większość twórców ledwie dostaje „zwyczajne” wynagrodzenia za wykonywaną pracę, mimo że w innych krajach ich działalność byłaby znacznie bardziej doceniana.
A komu w listopadowym rozdaniu przypadł bardzo smaczny kawałek tortu? Pomińmy placówki, którym się te wsparcia bardziej należały – teatry, filharmonie, przedstawiciele branży eventowej. Wśród potrzebujących byli także Renata Świerżyńska Bayer Full Impresariat i Bayer Full Sławomir Świerżyński, którzy dostali łącznie 550 tysięcy złotych. Twórca hitu Ona tańczy dla mnie również był potrzebujący, więc dostał dotację w wysokości 520 tysięcy złotych. Kamil Bednarek dostał z kolei 500 tysięcy złotych, oby biedaczek przeżył za to do końca roku.
Wśród wspartych podmiotów pojawili się także Piotr Polk, Małgorzata Foremniak, Piotr Szwedes, Rafał Królikowski, Michał Koterski, Firma Piotr Kupicha, Bracia Cugowscy, Julia Pietrucha, Natasza Urbańska… Lista nie jest oczywiście pełna, można ją znaleźć na ministerialnej stronie internetowej, niemniej jednak wystarczyło wymienić kilka przykładów, by przekonać się, jak patologiczny to jest system. Oczywiście, psy szczekają, karawana jedzie dalej, tego typu utyskiwania, których jestem autorem, najpewniej na nic się zdadzą, a tylko kilku artystów w ramach „solidarności” przeznaczy marketingowo te dotacje na cel walki z koronawirusem, ale to tak naprawdę nie będzie miało żadnego znaczenia. Liczy się sam mechanizm: całkowita dowolność (choć wicepremier Gliński wspominał coś o jakimś „algorytmie”) w rozporządzaniu publicznym pieniądzem. Już samo utrzymywanie rynku kultury na plecach budżetu państwa budzi duże wątpliwości, właśnie z powodu arbitralności, nieumiejętności rozliczania artystów z przyznanych im funduszy, a także politycznych układów. Na dodatek w tak trudnym momencie dziejowym okazuje się, że pycha kroczy przed rozsądkiem. Oczywiście, wymienione gwiazdy i „gwiazdy” również ucierpiały z powodu zamknięcia dużej części gospodarki, nikt z tym nie dyskutuje, niemniej jednak wysokość wsparcia jest absurdalna w zaistniałych okolicznościach. Oczywiście, do niczego takiego nie dojdzie, ale marzę o czasach, w których w Polsce na poważnie rozpocznie się dyskusja na temat sensowności wspierania kultury z publicznych pieniędzy. Być może wtedy wiele osób uszanuje takie wsparcia, a nie będzie krzyczeć, że „im się należy”.
Niestety, obawiam się, że kryzys tylko pogorszy sytuację i przeora polską kulturę w takim stopniu, że bez ministerialnego wsparcia zostaną już tylko zgliszcza. Albo koncerty braci Golec, którzy dostali wsparcie w wysokości 1,89 miliona złotych. Z kolei premier nadal obiecuje, że przedsiębiorcy dostaną po 5 tysięcy złotych bezzwrotnej pożyczki i zwolnienie z ZUS w listopadzie, co jeszcze nie znalazło odzwierciedlenia w Dzienniku Ustaw. Jak to dobrze, że władza wie, kto jest najbardziej potrzebujący, prawda?
Na zdjęciu głównym wykorzystano fotografię z Archiwum Polska Press.