JODIE FOSTER KONTRA SUPERBOHATEROWIE. Aktorka wsadza kij w mrowisko i mówi, jak jest
Foster wyraźnie zaznacza, co sądzi o poziomie tych filmów, jednak ogólna, uśredniona opinia o filmach Marvela jest raczej wysoka (wysokie noty krytyków i uznanie fanów). Dużo słabiej wypadają obrazy z DC. Aktorka porównuje wizytę w kinie do wizyty w parku rozrywki – te słowa zwłaszcza oburzyły miłośników komiksowych adaptacji. „Czy to źle, że chcemy odrobinę rozrywki w naszych życiach?” – pytali niemal zgodnie. Oczywiście, to nic złego. Nie ma nic złego w rozrywce. Bawić się można oglądając czternasty film Marvela, trzeci sezon dokumentu o Kardashianach, słuchając utworów Zenka Martyniuka, śledząc losy Korony Królów, lub wpatrując się w pierdzące koty – i bez żadnej ironii twierdzę, że nie ma w tym absolutnie nic złego! Prawdziwy problem kryje się tak naprawdę gdzie indziej. I Foster faktycznie go zauważa.
Oglądanie tego typu produkcji staje się nawykiem, wytwarza też pewne wzorce. Należę do pokolenia tzw. millennialsów i zakładam, z pewną dozą ryzyka, że większość odbiorców filmów MCU i DCU to osoby w moim wieku i młodsze. Mamy dostęp niemal do wszystkiego, do całej wiedzy i sztuki świata, a w swoich świadomych, przemyślanych wyborach sięgamy po produkty przetworzone, wyłącznie komercyjne, bezrefleksyjne. Umówmy się – nawet, jeśli te filmy dostarczają rozrywki (chociaż, czy naprawdę jej dostarczają? O tym za chwilę), to czy niosą ze sobą cokolwiek innego? Już nawet animacje Disneya niosą jakiś przekaz. Jaki jest przekaz trzeciej części Iron Mana? Jaki jest w ogóle sens tej produkcji oprócz zarobienia kolejnych pieniędzy i otworzenia furtki kolejnym produkcjom? Nie jestem nawet specjalnym przeciwnikiem kina superbohaterskiego, ale strategia producentów MCU przyprawia mnie o nerwy i w tej kwestii z panią Foster zgadzam się zupełnie.
Nie twierdzę jednocześnie, że w kinie nie ma miejsca na rozrywkę, ba, sądzę nawet, że jest to jeden z najważniejszych jego celów. Ale porównanie płytkich, bezcelowych filmów, nastawionych wyłącznie na rozrywkę z parkami rekreacji, działa niestety na korzyść tych drugich. Bo czy ktokolwiek może stwierdzić, że podczas seansu któregokolwiek filmu superbohaterskiego z ostatniej dekady odczuwał jakiekolwiek emocje: wzruszenie, strach, napięcie, ulgę, radość, smutek, żal, przygnębienie? Czy jedynym odczuciem, które pozostawiają, jest świadomość przeżycia dwóch bezpiecznych, relaksujących, biernych godzin? No właśnie, a jeśli tak jest, to nie dziwi, że sporo osób nie godzi się na to, aby takie seanse drastycznie dominowały całościowy proces, jakim jest oglądanie filmów.
Pozostaje jeszcze ostatnia kwestia, ale, bynajmniej, nie najmniej ważna. Może nawet najważniejsza, bo w pewnym sensie – niebezpieczna i agresywna. Tak zwany „fandom”, czyli nieformalna grupa wszystkich fanów komiksowych superprodukcji, zaczyna uzurpować sobie rzeczy niespotykane. Przed dwoma laty, na skutek bardzo chłodnych recenzji filmów Legion samobójców i Batman V Superman, powstała petycja o zamknięcie serwisu rottentomatoes.com. Co chwilę gdzieś w Internecie jeden fan twierdzi, że jest fanem prawdziwszym, niż jego rozmówca, zabierając mu niemal prawo do własnej opinii. Aktorka Margot Robbie ostatnio wyznała nawet, że otrzymała pogróżki śmierci za swoją interpretację Harley Quinn. Wyżej opisane przypadki są skrajne i stanowią niewielki procent, ale warto pamiętać, że nadal mówimy o filmie, a nie – faszystowskich ustrojach.
Osobiście podziwiam Jodie Foster za odwagę i bezceremonialność jej wypowiedzi. Nie kręciła, nie próbowała owijać w bawełnę – powiedziała wprost, dosadnie i konkretnie coś, o czym myśli wielu. Film to wspaniałe medium, które łączy pokolenia, rozbudza emocję, pobudza wyobraźnię. Może też być nośnikiem idei i myśli, co w żaden sposób nie wyklucza jego wartości rozrywkowej. Nawet superbohaterowie mogą być poddawani ciekawej obserwacji, jak na przykład mutanci z pierwszych odsłon cyklu X-men. Mam natomiast szczerze wątpliwości, które podziela Foster, co do sensu i znaczenia większości filmów produkowanych przez korporacyjne, nastawione na zysk wytwórnie.