9 1/2 tygodnia. Niedościgniony wzór
Ona – rozwiedziona właścicielka galerii sztuki. On – makler giełdowy z Wall Street. Oboje skołowani życiowymi zakrętami oraz po trosze samotni, po trosze zagubieni w ulicach wielkiego miasta. W końcu trafiają na siebie. Daje to początek wyjątkowej więzi. Ogień seksu rozpala się szybko i uwalnia skrywane pragnienia i fantazje. Ale podłoże tej relacji szybko staje się grząskie – miłość przerodzi się w obsesję, a namiętność w perwersję. Nie zmienia to jednak faktu, że oboje na długo zapamiętają te niezwykle intensywne i pełne zmysłowości 9 ½ tygodnia.
Adrian Lyne wiedział, za co się bierze. Swymi późniejszymi dokonaniami, jak na przykład Fatalne zauroczenie, Niemoralna propozycja czy Lolita udowodnił, że dobrze czuje się w tematyce damsko-męskich namiętności. Najpierw jednak upust swym fascynacjom dał filmem 9 ½ tygodnia, który dziś dla wielu, w tym dla mnie, pozostaje niedoścignionym wzorem kina erotycznego. Dlaczego? Nie ukrywam, że trochę z sentymentu – choć sam film obejrzałem dość późno, by móc do niego dorosnąć, przez cały czas żywa była we mnie jego legenda. A zdawać by się mogło, że założenia i konstrukcja erotyków jest banalnie prosta. W pewnym sensie są w tym analogiczne do filmów grozy – wszak zarówno wśród przedstawicieli jednego, jak i drugiego gatunku rola fabuły często bywa pretekstowa, gdyż istotniejsze są momenty akcji, generujące określone emocje (w ich wypadku podniecenia lub strachu) niż to, co dzieje się pomiędzy nimi. Nie oznacza to jednak, że nie da się tego prowadzić przy użyciu artyzmu.
9 ½ tygodnia zwraca uwagę już wyjątkowo trafnym obsadzeniem dwójki aktorów do roli zakochanej w sobie pary. Kim Basinger karierę w Hollywood zaczynała jako modelka. Światu dała się poznać w 1983 roku jako dziewczyna Bonda w Nigdy nie mów nigdy, co oczywiście rozkręciło jej karierę aktorską. Z kolei Mickey Rourke był już wówczas po doświadczeniach z ważnymi twórcami, jak Lawrence Kasdan (Żar ciał), F.F. Coppola (Rumble Fish), czy też Michael Cimino (Rok smoka). Dla obojga lata 80. były niewątpliwie najbardziej rozwojowymi, ale to właśnie 9 ½ tygodnia bodaj najbardziej wpłynął na kształt ich dalszych karier, na nowo je definiując. To prawdziwe gwiazdy tamtych lat. Ich blask świecił wówczas najsilniej, dzięki czemu mogły stać się ikonami piękna.
Rourke stworzył bardzo intrygującą postać. John w jego wykonaniu to czarujący i szarmancki kochanek. Jest niezwykle powściągliwy w słowach, a czasem także w okazywanych w stosunku do Elizabeth emocjach. Przez większość czasu stanowi dla poznanej kobiety tajemnicę, która z jednej strony niepokoi, z drugiej fascynuje. Tą zagadką pozostaje również dla widza. Z kolei Kim Basinger i grana przez nią Elizabeth to wyjątkowo delikatna dusza; kobieta po przejściach, żyjąca marzeniem o wielkiej miłości. Bardzo łatwo daje się wprowadzić w pułapkę rodzącej się między nią a Johnem więzi. Nie dostrzega szkodliwości miłosnych gierek podejmowanych przez partnera, w których pozostaje ona głównie obiektem fizycznego pożądania. Dla obojga zakazany owoc pozostaje jednak na tyle kuszący, że nie mogą się mu oprzeć; nie potrafią bez niego żyć.
Film skupia się na ukazaniu niszczącego związku erotycznego. Dzięki grze aktorskiej zachodząca w nim chemia została ukazana niezwykle wiarygodnie. Ale tak naprawdę w centrum uwagi widza pozostaje Kim – to jest jej film. Trudno powiedzieć, czy większy wpływ na to ma sama aktorka, odznaczającą się niezwykłą urodą i seksapilem, czy też praca operatora zdjęć, który do perfekcji tę urodę potrafił wykorzystać. Bo kamera ewidentnie kocha Kim. Gdy za nią podąża, większość kadrów z jej udziałem mogłoby posłużyć za zdjęcie gotowe do włożenia w ramkę. To na jej barkach opiera się ikoniczność trzech scen filmu: gdy w świetle projektora zaczyna samodzielnie rozładowywać drzemiące w niej seksualne napięcie, gdy z zawiązanymi oczyma pałaszuje kolejne porcje przysmaków otrzymywanych od Johna, oraz gdy raczy partnera wyjątkowym pokazem striptizu. Te fragmenty stanowią wypadkową połączenia radości i szaleństwa seksu, a skąpane w charakterystycznych półcieniach pamiętane będą przeze mnie jako czysta poezja filmowej erotyki. Obrazy te umiejętnie sprzężone zostały także z muzyką, a dobrane do ścieżki dźwiękowej utwory, takie jak You Can Leave Your Hat On Joe Cockera, czy Slave to Love Bryana Ferry, nadają tym i innym scenom wymiar wręcz teledyskowy.
Reżyser unika zbędnego owijania w bawełnę. Bohaterowie wpadają w sidła miłości dość szybko. Film nie bawi się w przesadnie rozwijanie przyczynowości związku dwójki bohaterów. Nie uświadczymy w nim także rozbudowanych dialogów, w których deklamowane są, niczym linijki wiersza, miłosne wyznania zakochanej pary. Kształt ich relacji wyznaczony zostanie zatem wewnętrzną żądzą. Finał tej opowieści ma jednak gorzki wydźwięk. Potrzeba zaspokajania pragnień, kierujących ku zmysłowym uniesieniom, nie posiada odpowiednio stabilnych filarów. Innymi słowy, choć wygląda to pięknie, choć fascynuje zarówno nas, jak i bohaterów, seksualna zażyłość jest zaledwie jednym z wielu elementów złożonego procesu współżycia.
korekta: Kornelia Farynowska