WOKULSKI: REAKTYWACJA. Czy potrzebujemy kolejnej ekranizacji LALKI?

Rodzime media filmowe i kulturalne obiegła wiadomość: rusza produkcja nowej ekranizacji Lalki Bolesława Prusa! W rolach głównych Kamila Urzędowska (Chłopi) i Marcin Dorociński (gdzie on nie grał), reżyseruje Maciej Kawalski (Niebezpieczni dżentelmeni – np. tam zagrał Dorociński). Klasyka literatury wraca na wielkie ekrany, kolejne pokolenia licealistów wałkujących historię Wokulskiego i Łęckiej otrzymają zaktualizowane materiały pomocnicze. Tłumy w kinach prawie gwarantowane (w razie czego pójdą szkoły), rodzima branża przez chwilę będzie miała czym żyć, księgarnie zyskają nowe wydania z filmową oprawą, Prus znów będzie w modzie. I gdzieś na uboczu tego entuzjastycznego zgiełku cichutko wybrzmiewają głosy podobnych mi malkontentów – czy potrzebujemy kolejnej wersji Lalki?
Literacki pierwowzór to klasyka i arcydzieło polskiej literatury – wydana w 1890 roku powieść Bolesława Prusa to wielowątkowe i wielowymiarowe dzieło, portretujące ówczesną kondycję polskiego społeczeństwa poddanego jarzmu zaborów, podzielonego na płaszczyźnie klasowej i ideologicznej, szarpiącego się między tęsknotą do niepodległości, konformizmem pozostawania w status quo i przyziemnymi, ludzkimi dążeniami, takimi jak pożądanie czy miłość chociażby. Epicka narracja zorientowana wokół nieszczęśliwej historii matrymonialnej podstarzałego kupca pragnącego ożenić się ze zubożałą szlachcianką stanowi pogłębiony i wnikliwy komentarz społeczny, portretujący polską kulturę na zakręcie pomiędzy romantycznym idealizmem a pozytywistycznym pragmatyzmem. Miejsce Lalki w kanonie naszej kultury jest niezaprzeczalne, choć w 2025 roku nasuwać mogą się pytania, ile w niej uniwersalnej refleksji, a ile ducha epoki i kontekstów wartościowych przede wszystkim tu i teraz (czyli tam i wtedy). Pytania te są szczególnie istotne w kontekście zapowiedzi kolejnej filmowej adaptacji, która ma realia XIX-wiecznej epoki odtwarzać – a nie np. uwspółcześniać, przenosząc dramaturgię w czasy dzisiejsze.
Nie chcę powiedzieć, że nie należy i nie warto sięgać do klasyki. Jednak każdy, kto miał styczność z polską edukacją szkolną, zauważy, że przy omawianiu lektur i historii czas jakby się zatrzymał. Kanon, który przyswajamy, analizujemy i traktujemy jako podstawę naszej kulturowej świadomości wciąż niezmiennie, od dekad, jest zdominowany przez dzieła niepodległościowe, osadzone silnie w kontekście zaborów i młodej niepodległości. Polska literatura czy film dały od czasu II wojny światowej dużo znakomitych pozycji podejmujących nieco bardziej współczesne refleksje, jednak paradoksalnie wciąż stanowi to margines zainteresowania mainstreamu. W tym niepodzielnie królują biografie (dopiero niedawno palmę pierwszeństwa zaczął zdobywać nieco młodszy od wojen światowych PRL) i kino historyczno-kostiumowe. Ponownie, nie chcę być źle zrozumiany – historia jest ważna, jednak czy powinna stanowić lwią część naszego horyzontu kulturalnego? Czy musimy wciąż sięgać do tych samych, coraz starszych tekstów, by rozmawiać o naszym społeczeństwie i kraju?
Tym bardziej że Lalka doczekała się już aż dwóch ekranizacji i to obydwu dobrych. Pierwszą w 1967 roku stworzył Wojciech Jerzy Has, który mimo trudności z ogarnięciem obfitego materiału w formule filmu pełnometrażowego stworzył plastyczne, ciekawe dzieło filmowe, dialogujące z Prusem, historią i polską tożsamością ideową. Drugą, wierniejszą fabularnie książce dzięki dłuższej i pojemniejszej formule serialu telewizyjnego, dekadę później zaproponował Ryszard Ber. Obydwie ekranizacje zapewniły nam solidne wizualne wersje historii Prusa w oryginalnej oprawie epoki. W tym kontekście mam dwie zasadnicze wątpliwości co do nowej Lalki. Po pierwsze, czy jeśli już sięgamy do nieco archaicznej klasyki, to czy musimy sięgać znów po ten sam, już przerobiony i ekranizowany materiał (zamiast np. po którąś z nieekranizowanych jeszcze powieści Prusa czy Reymonta). Po drugie, czy jeśli już, to musimy znów robić to w historycznym sosie, zamiast np. poszukać możliwości transplantacji fabuły Lalki na realia dzisiejsze, lub chociaż nieco bardziej współczesne?
Nowa Lalka będzie swego rodzaju hybrydą między podejściami Hasa i Bera – będzie to film kinowy, ale pojawi się również wersja serialowa. W epoce jakościowej telewizji sięgnięcie po niezbyt zręczny format wycinania filmu i serialu z tego samego materiału – popularny dwie dekady temu (m.in. Quo Vadis, Stara baśń czy Ogniem i mieczem) – wydaje się pomysłem kuriozalnym. Można było zdecydować się na zwartą, bardziej epicką formułę kinową. Albo na sprawdzoną już konwencję dłuższego serialu premium. W każdym z przypadków podejście techniczne i estetyczne byłoby nieco inne. W realizowanym „zjemy ciastko (kinowe) i będziemy mieć ciastko (serialowe)” prawdopodobnie zatriumfuje uśredniony wariant, stłamszony filmowo tak, by był najbardziej elastyczny. Obawiam się też, że trochę cepeliowo-skansenowa wizja XX-lecia międzywojennego zaproponowana przez Kawalskiego w Niebezpiecznych dżentelmenach nie zwiastuje spektakularnej uczty inscenizacyjnej. Mimowolnie moje myśli biegną w kierunku „rozmachu” TVN-owskiego Belle Époque.
Kawalski, zapowiadając swoją Lalkę, mówi o ponadczasowej sile stworzonego przez Prusa romansu. Brzmi to trochę infantylnie, zważywszy, że historia Wokulskiego i Łęckiej to bardziej opowieść o nieodwzajemnionym afekcie, podziałach i tęsknocie klasowej niż o uczuciu. Wpisuje się to jednak w trend obyczajowego spłycania literackich niuansów prezentowany w Chłopach, nomen omen również z udziałem Urzędowskiej. Jeśli w centrum nowej Lalki ma być relacja miłosna, trochę obawiam się, czy wybrzmi ona w sposób taki, w jaki powinna, a nie zostanie sprowadzona do tanich klisz o nieszczęśliwej miłości lub ewentualnie prób koślawej reinterpretacji feministycznej. Ta ostatnia byłaby ciekawa i możliwa, ale potrzeba by dla niej solidnej podbudowy w postaci krytycznego spojrzenia na kwestie klasowe i genderowe epoki, a tego w historycznej produkcji sygnowanej jako „ponadczasowy romans” jakoś się nie spodziewam.
Znów zawracamy do punktu, w którym widzę potencjał na nowe podejście do Lalki – jeśli miałoby ono być zdecydowaną reinterpretacją, najlepiej przenoszącą fabułę w czasy nieco bliższe i twórcom, i widzom. Zaryzykuję tezę, że kwestie polskiego rozdroża ideowego końcówki XIX-wieku i cierpień pod zaborami są dla znacznej części widowni po prostu nieistotne, równie aktualne co polityczne przepychanki między królem a sejmem w I Rzeczpospolitej czy ekonomia Państwa Krzyżackiego. Jeśli nie będą ostentacyjną metaforą czasów obecnych, będą ciekawić wąską grupę pasjonatów historii i jej teoretyków, bez potencjału na porwanie masowej wyobraźni. Spójrzmy, co stało się ze wspomnianymi już Chłopami – film, który miał na nowo wynajdować polskie kino i polską historię, jest niecałe dwa lata po premierze bardziej inscenizacyjną ciekawostką niż kamieniem milowym rodzimej kultury. Podobny los, sezonowego hitu z krótkim ogonem, czeka moim zdaniem Lalkę, chyba że Kawalski i spółka zrobią coś całkowicie odmiennego od bezpiecznego narodowego produktu kostiumowego, którego się spodziewam.
Żeby nie było, życzę twórcom nowej Lalki dobrze i chciałbym być pozytywnie zaskoczony. Jednak zachowuję duży sceptycyzm wobec tej produkcji i tego, co reprezentuje w szerszym kontekście. Moim zdaniem kolejna kostiumowa adaptacja powieści Prusa jest symptomem dreptania naszego kina – i szerzej: polskiej kultury – w miejscu, uciekania od zagadnień i dzieł współczesnych, pławienia się w coraz bardziej efemerycznej tożsamości narodowej i zamykania horyzontu intelektualnego w ramach stworzonych jeszcze przez naszych pradziadków (i to co najmniej). Rzucając się na kolejne ekranizacje dziewiętnastowiecznych i wczesnodwudziestowiecznych klasyków mimowolnie akceptujemy przyrodzoną przewagę dzieł przeszłości nad dziełami współczesnymi, które mogą najwyżej zasłużyć na porównania do klasyków, a nie stać się samodzielnie filarami kanonu. Nie kultywujemy już tradycji, tylko bez przerwy mieszamy ten sam jej zasób, zamykając się na nowe perspektywy i rozwijanie żywej, otwartej na nowe głosy i rozwój kultury współczesnej. Ile jeszcze zapatrzonych w przeszłość ekranizacji Lalki, Chłopów, Krzyżaków czy Przedwiośnia będziemy musieli przerobić, zanim uznamy, że może dyskurs niepodległościowy z czasów zaborów i polska martyrologia nie są już rdzeniem naszej społecznej świadomości, a modelowymi Polakami nie są już Pan Wołodyjowski czy Stanisław Wokulski?