search
REKLAMA
Recenzje

CHŁOPI. Coś więcej niż malarska wydmuszka? [RECENZJA]

Wizualnie „Chłopi” jeszcze przed premierą zapowiadali się na wielkie widowisko. Czy udało się twórcom też stworzyć dobrą historię?

Marcin Kończewski

14 października 2023

REKLAMA

Już na poziomie zapowiedzi i zdjęć promujących Chłopów było jasne, że film DK i Hugh Welchmanów będzie swoistym wizualnym arcydziełem. Największe obawy dotyczyły tego, jak potraktowano sążnisty materiał źródłowy Reymonta. Dlatego po seansie odetchnąłem z ulgą, bo polski kandydat do Oscara to brawurowa, zapierająca dech formalnie produkcja, która NA SZCZĘŚCIE jest też po prostu fascynującą i angażującą emocjonalnie historią o ludzkich demonach, namiętnościach, złych ludziach (a może trafniej… mężczyznach) w pięknym świecie. Momentami aż zbyt pięknym. Tutaj nieco zabrakło mi zniuansowania świata, który nawet w swoich najbrudniejszych, najbardziej mrocznych momentach jest po prostu feerią niezwykłych malarskich ujęć, cudownych kolorów. Produkcja ta cierpi też trochę na poziomie zrównoważenia niektórych wątków, nadmiaru postaci, które dobrze pasowałyby na materiał tak obszerny jak literacki pierwowzór, a niekoniecznie na 114-minutowy film. Niemniej te uwagi są zwykłym malkontenctwem widza szukającego ideału, bo wyszedłem z seansu zaspokojony i zachwycony tym, czego doznałem. Cóż, na poziomie kinowego doznania Chłopi są czymś wyjątkowym.

Trzeba to zaznaczać od razu – audiowizualnie Chłopi są po prostu arcydziełem. Tutaj jednak nie ma zaskoczenia. Muzyka ludowa (może nie jest to tradycyjna muzyka łowicka, a nuty świętokrzyskie, jednak wciąż dają niesamowity efekt) połączona z malarskimi ujęciami rodem z Chełmońskiego tworzą coś wyjątkowego. Niektóre kadry są spektakularne, mógłbym kolejno oprawiać je w ramki i wieszać na ścianie. Nawet jeżeli czasem przebijają się migawki, w których ewidentnie wsparto się techniką cyfrową, a nie malarską. Jakiekolwiek kwestionowanie tej warstwy formalnej może świadczyć tylko o dyletanctwie. Tak, w filmie Welchmanów można kwestionować kilka elementów i decyzji narracyjno-kreacyjnych Chłopów, jednak wykonawczo to jest jakość nieziemska. Momentami odczuwałem aż swoisty dysonans pomiędzy pięknem obrazu a plugawością treści scen, które były pokazywane na ekranie. To jedna z niewielu moich uwag – już na poziomie kolorów można było tu zastosować nieco inny klucz interpretacyjny. A może twórcom o właśnie taki obiektywny, nienarzucający interpretacji efekt chodziło? Zadawałem sobie też początkowo pytanie: jaki jest cel wykorzystywania tak drobiazgowej techniki malarskiej do pokazania tej historii? Przecież film obroniłby się nawet wtedy, gdyby był pozbawiony swojej artystycznej warstwy formalnej i pozostał klasyczną produkcją aktorską. Sądzę, że kwestia polega na tym, że dzięki malarskości obrazu i jej mariażu z ludowymi melodiami, dostajemy zupełnie nowy wymiar poznawczy, dzięki któremu orbitujemy gdzieś między bukolicznym snem a jawą. Tańczące przed oczami plamy kolorów, barw i kształtów pomagają nam wejść gdzieś pomiędzy świat realny a nierealny. I nie jest to świat cepelii, tandety, tylko bogaty kulturowo, zachwycający paletą różnorodności obraz rzeczywistości minionej. Do wizualiów ukazanych w Chłopach nie od razu da się przyzwyczaić, zwłaszcza na początku można dostać momentami lekkiego oczopląsu. Później zostajemy jednak wciągnięci w historię pełną namiętności, ludowych prawd/kłamstw, surowości świata, który naprawdę potrafi być okrutny. Wtedy obraz staje się nośnikiem treści, a Chłopi wygrywają najwięcej.

Jestem niezwykle szczęśliwy, że mimo uproszczenia narracyjnego, zastosowania pewnych skrótów, cięć, pozostawiono tu esencję z pierwowzoru literackiego Reymonta. Opakowano ją w bardzo przystępną formę, dodano nowoczesną narrację. Jednak kręgosłup pozostał ten sam. Film trafił w moją wrażliwość już na poziomie subtelnej ekspozycji, rozkładania pionków na planszy. Pierwszy akt jest dla mnie fantastyczny, jego tempo idealne, a ukazanie świata znakomite. Później nie zawsze już z tymi elementami bywało tak dobrze – czasem jest zbyt pospiesznie, kiedy indziej akcja zwalnia bez powodu. Kwestia wyważenia niektórych wątków pozostawia nieco do życzenia. Jednak po seansie w mojej głowie został zachwyt tym, jak bardzo dynamiczny, zniuansowany film otrzymaliśmy. Nawet jeżeli sama kreacja i poprowadzenie Jagny nie było do końca tym, czego oczekiwałem (w ogólnym rozrachunku jej story arc jest najmniej umotywowany i najmniej konsekwentny ze wszystkich), to nadal jest to postać niezwykle dynamiczna, niejednoznaczna. Samo założenie na taką konstrukcję głównej bohaterki było zupełnie odmienne od tego, które znamy – to nie jest już femme fatale, a ofiara. Twórcy nie bawią się momentami z widzem – na podstawie Jagny ukazują całą pierwotną brutalność wsi, przemoc, okrutną zajadłość nienawistnej tłuszczy, fałszywości i odwiecznego tłumaczenia mężczyzn. Trochę na poziomie scenopisarskim można było jednak z samej Jagusi wyciągnąć więcej, dodać więcej pazura, tym bardziej że Kamila Urzędowska jest w tej roli fenomenalna. Na szczęście w głowie pozostaje finałowa scena z tą bohaterką – niekwestionowane arcydzieło, które działa na poziomie przekazu, jak i metafory (ta wstążka!). Wiele jest zresztą takich pretendujących do miana arcydzieła sekwencji w Chłopach – sceny biesiady, wizji, śmierci Boryny będzie można analizować na lekcjach jako swoiste perły polskiej kinematografii. Taką też przyszłość temu filmowi wróżę.

Bardzo dobrze wypadają postacie, które (teoretycznie) są drugoplanowe – Antek i Boryna. Aktorsko Robert Gulaczyk i Mirosław Baka dali popis bardzo zniuansowanego aktorstwa. I tu znów kluczem jest ich dynamizm, ale także dobre rozpisanie. Nie możemy ich jednoznacznie ocenić, odrzucić, ponieważ, jak to sam Antek nazywa „są częścią gromady”. To gromada, jej realia, odmienność, a jednocześnie zaskakująca bliskość wobec współczesności, to główny temat Chłopów. Świetne są też Ewa Kasprzyk jako Dominikowa i Sonia Mietielica jako Hanka. Wybitna jest, po raz kolejny w ostatnim czasie, Dorota Stalińska w roli Jagustynki. Tak dobrze napisanej i zagranej postaci ze świecą szukać. Muszę w tym momencie jednak zwrócić uwagę na coś, co mi doskwierało i w mojej opinii nie pomogło wykorzystać pełni potencjału, który drzemie w świecie przedstawionym Lipiec – nadmiar wątków pobocznych i postaci umieszczonych w tak krótkim formacie. Nie mam pojęcia, po co pojawiają się niektórzy bohaterowie, np. ta grana przez Julię Wieniawę czy Jaś w wykonaniu Macieja Musiała. O ile ten drugi jest jakąś trampoliną do wydarzeń z fenomenalnie poprowadzonego finału, to w ogólnym rozrachunku okazuje się tłem. Niestety, z tego powodu, że to znane buzie, ich eksponowanie w perspektywie roli fabularnej i tak jest zbyt duże, co widza może wybijać z immersji. Czas ekranowy powinien być w tej mierze poświęcony głównemu wątkowi rodzinnemu Borynów. On jest solą filmu, jego najciekawszym elementem.

Doczekaliśmy się drugiej bardzo dobrej, momentami wybitnej adaptacji Chłopów Władysława Reymonta, a pierwszej, którą z chęcią obejrzą młodzi ludzie. I to nie tylko w naszym kraju. To nie jest, tak jak sugerował w swoich głośnych wypowiedziach pan Tomek Raczek, tylko kolorowa wydmuszka. To pełnokrwista historia, ukazana w nowoczesny, przystępny (także dla zagranicznego widza) sposób. Welchmanowie oprócz rewelacyjnych wizualiów stworzyli też zwyczajnie bardzo dobre kino, które się broni na poziomie emocji. Nawet jeżeli kręcę nosem na niektóre niedociągnięcia narracyjne, to w ogólnym rozrachunku wyszedłem z kina zachwycony. Dostałem film ukazujący dzikość wsi, naturalną, ale nienormalną przemoc, surowość świata bliższego naturze, pierwotności, które zderzają się z niespotykaną wrażliwością, namiętnościami i potrzebami. Ten film jest wręcz bezczelnie skrojony pod bardzo szerokie spektrum widzów i będzie naszym towarem eksportowym. Temu też będę kibicował.

Marcin Kończewski

Marcin Kończewski

Założyciel fanpage’a Koń Movie, gdzie przeistacza się w zwierza filmowego, który z lubością galopuje przez multiwersum superbohaterskich produkcji, kina science-fiction, fantasy i wszelakich animacji. Miłośnik i koneser popkultury nieustannie poszukujący w kinie człowieka. Fan gier bez prądu, literatury, dinozaurów i Batmana. Zawodowo belfer (z wyboru), będący wiecznie w kontrze do betonowego systemu edukacji, usilnie forsujący alternatywne formy nauczania. Po cichu pisze baśnie i opowiadania fantastyczne dla swojego małego synka. Z wykształcenia filolog polski. Współpracuje z kilkoma wydawnictwami i czasopismami.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA