Netflix nie zatonie przez TITANICA, a tym bardziej TITANA
Wielu zapewne życzyłoby tego Netflixowi, bo podobno wykorzystuje tragedię załogi Titana, która przecież zginęła wyłącznie na własne życzenie, głównie przez brak pokory wobec oceanu i zbytnie zaufanie niesprawdzonej technologii. 1 lipca na platformie zobaczymy Titanica i o to cały raban, chociaż trudno zrozumieć tak w istocie o co. Chciałbym napisać, że na szczęście tylko w USA, ale to nieprawda. W Polsce również się o tym teraz sporo pisze, ale w znacznie mniej oskarżającym Netflix tonie. W komentarzach przeważają raczej opinie popierające Netflixa, ale niestety nie zawsze. Sytuacja jest albo sztucznie nakręconym hejtem na serwis, ukrytą kampanią reklamową samego Netflixa, albo kolejnym wykwitem ludzkiej, internetowej twórczości, która wolność słowa ma za bezintelektualną swawolę. Założę się, że gdyby trochę wcześniej, bo około 15 czerwca, Netflix stwierdził, że opublikuje w swojej bibliotece serie filmów o uchodźcach, w polskiej (i nie tylko) sieci usłyszelibyśmy m.in., że to zlewaczały portal, który próbuje gloryfikować śmierć „czarnych małp”, masowo napływających do Europy po to, żeby zabrać białym wszystko, co dla nich najdroższe, w tym rzecz jasna kobiety. Niestety, wciąż takie, jak również bardziej szokujące komentarze czytam w Internecie w stosunku do zatonięcia statku z uciekinierami u wybrzeży Grecji. Co na to media? Co na to świat filmu? Zainteresowała je tylko sprawa Titana. Reszta nie miała znaczenia.
Może nawet powstanie film o pracach prowadzonych przez OceanGate nad łodzią podwodną, nieprawidłowościach z tym związanych i śmierci załogi Titana? To całkiem prawdopodobne. A co z migrantami? Brak symetrii w traktowaniu przez media tych dwóch tragedii dobrze wyraża pewien mem, który tu załączam. Wojenka między internautami a Netflixem jest tylko zamydlaniem poważniejszego problemu, który trawi naszą społeczność. Tracimy zdolność lub przestajemy mieć odwagę nazywania otwarcie tego, co jest złe, faktycznie złym. Zawsze znajdziemy sobie wymówkę niemal jak przy bulimicznym podjadaniu, a to tylko strach przed odczuciem wrogości innych. Obecność w Internecie wystawiła nas na strzał, i nie każdy jest w stanie go znieść, uświadomić sobie, że przecież to ślepak wypuszczony ze strony osób, które nie mają zupełnie wpływu na nasze życie, natomiast paradoksalnie my mamy wielki wpływ na ich egzystencję, myślenie, emocjonalne bycie, dlatego w nas strzelają. To tzw. PARADOKS HEJTERA. Wielu się więc poddaje i przybiera maski na potrzeby obecności w sieci. Widać to np. w tej sytuacji fermentu na temat publikacji Titanica na Netfliksie. W komentarzach wiele osób zachowuje się wyłącznie jak bezmyślni kopiujący, i jest to znakomita większość. Reagują na wiadomości prowodyrów, te dłuższe, sami niewiele piszą, a jeśli już, to jest to wyłącznie to samo, co ci prowokujący. Na tej zasadzie rozchodzi się ten ferment, staje się krzykliwy, ale jest tak naprawdę beztreściowy, zawierający kopie kopii w jeszcze innych randomowych kopiach. Tak więc powątpiewam, czy faktycznie jest jakaś „prawdziwa” afera spowodowana przez niemoralne zachowanie Netflixa, czy tylko jakaś grupa osób zaczęła nagle kompulsywnie głośno krzyczeć rękami swoich klakierów, że coś im się nie podoba. Brakuje jakiejś trzeźwej wypowiedzi kogoś, kto zna się na temacie. Mam tu na myśli konkretne nazwisko z pozycją, lubiane i cenione, związane ze światem filmu, ale i oceanografii i sztuki nurkowania. Takiemu trudniej się przeciwstawić w Internecie, bo jest przedłużeniem magicznego myślenia histeryzujących w sieci. Histeria skierowana w kierunku Netflixa przybiera więc przeróżne formy. Teraz zmaterializowała się w postaci „niemoralnego” wykorzystania Titana oraz Titanica. W polskiej rzeczywistości medialnej zapewne niedługo demon przybierze postać kolejnego sezonu Wiedźmina. Zawsze znajdzie się jakiś nośnik złości.
W tym więc kontekście wypadku Titana wciąż spodziewam się większego zaangażowania ludzi filmu w życie społeczeństwa w ogóle, a to był dobry moment. I cieszy mnie, że aktorzy i reżyserzy chcą coś zmienić, wykorzystując do tego swoją pozycję zawodową. James Cameron zareagował, bo jest człowiekiem „z tego podwodnego świata”, więc rozumiał nonszalancję załogi Titana, ale nie wykorzystał tego momentu, który był tym właściwym, żeby powiedzieć coś ważnego o ludziach, którzy giną bezimiennie tam gdzieś na dnie. Wspomniał tylko o tych z wielkimi nazwiskami. Wpisał się więc doskonale w szablonową reakcję wielmożnego establishmentu, wystawiając mu pośmiertną laurkę, jak wszyscy przed nim. Pomnik ten, owszem, był bardziej krytyczny i racjonalny, ale to pomnik, rodzaj podziwu za to, co zrobili, chociaż bezsensownie umarli. Na Titanicu jednak zginęli i niewyobrażalnie zamożni, i paskudnie nędzni, od których zwykliśmy trzymać się z daleka. Ci drudzy szukali jakiejś nowej szansy, a nie tylko wrażeń i przyjemności, podobnie jak migranci u wybrzeży Grecji. Ci pomnika mieć nigdy nie będą. Utopili się. Za szukanie ich trucheł nikt nie zapłaci. Cameron ich los przemilczał, a przecież wiedział cośkolwiek o obu sytuacjach. Teraz jakaś część internetowego świata kłóci się o jeden z jego najbardziej znanych filmów, co do którego wielu ma wątpliwości, czy jest bezwartościowym kiczem, czy nieodłączną częścią historii światowego kina. W sumie kicz nim również może być. Wartość artystyczna Titanica jednak wydaje się z perspektywy czasu coraz bardziej wątpliwa.
Kiedy więc usłyszałem, że dzieje się kolejny ferment wokół Netflixa i, co ciekawe, Titanica ze znacznym udziałem Titana, postanowiłem się wgłębić w to, co ludzie faktycznie piszą. I powiem wam, że bywa żenująco i za ścieżki myślenia niektórych komentatorów można się z powodzeniem jako człowiek wstydzić, ale zdarzają się całkiem często osoby bardzo trzeźwo myślące, a przy tym dowcipne. Szczególnie utkwiła mi w pamięci jedna wypowiedź, w której internauta sugerował, że teraz James Cameron powinien nakręcić wersję 2.0 Titanica, gdzie gościnnie powinna wystąpić załoga Titana wraz z łodzią. Głosów całkiem mądrze udowadniających, że Netflix wcale nie chce zarabiać na śmierci, jest całkiem sporo. Media na całym świecie i w Polsce niepotrzebnie wywołują nieuprawnione wrażenie, że toczy się straszna wojna ideologiczna o prawilną postawę serwisu, który jak przebrzydły diabeł chce wykorzystywać śmierć niewinnych, wielkich odkrywców. A nawet gdyby, to podejście mądre biznesowo. Nikt ich nie obraża. Nikt nie kwestionuje odwagi, niezależnie od tego, jaką lekkomyślnością była podszyta. Marketingowcy zauważyli tylko, że implozja Titana przypomniała widzom o filmach związanych z katastrofami morskimi, więc trzeba dać im to, czego potrzebują. Nie ma w tym nic niemoralnego, a traktowanie śmierci dowcipnie jest podejściem bardzo uzdrawiającym psychicznie. Odnoszę się tu do memów w sieci przedstawiających Titana np. w towarzystwie syrenki Arielki, ciała Saddama Husajna czy też ukrytego w skrytce pod podłogą łodzi Jacka Jaworka. W tej całej wyimaginowanej sytuacji problemowej widać stary jak świat lęk przed odsłonięciem i nieuniknioną destrukcją tabu, co tak naprawdę oznacza jego zniszczenie. Co wtedy?
W sumie właśnie nic. Ludzie musieliby wykonać nieco większy niż zwykle wysiłek intelektualny i emocjonalny, polegający na dojrzeniu, że również w multinarracjach istnieje zasada logiki dwuwartościowej, gdzie tylko jeden człon zdania jest prawdą, a drugi fałszem. Prawda jest zawsze zgodnością jakiegoś bytu z myślą i zarazem nie jest zgodnością innego bytu z tą samą myślą. W tym sensie w dzisiejszym świecie ścierających się porządków rozpasanej wolności i konserwatywnej niewoli, co widać w krytyce Netflixa za publikację Titanica, obydwie strony są w błędzie, gdy twierdzą, że mają rację, a prawda jednej strony jest równouprawnioną opinią, podobnie jak prawda drugiej. Nie jest. Nigdy nie była, a próby takiego definiowania konfliktu wartości i myśli są tylko odwlekaniem nieuniknionego. Do niczego to nie prowadzi. Opóźnia tylko nieuniknione starcie, które jak zawsze wygra w szerszej, dziejowej perspektywie postęp i to, co nowe. W alternatywie tylko jeden jej człon jest prawdziwy, a drugi musi być fałszem. Netflixowi jest na rękę taka sytuacja, gdy pojawi się jakaś strona, której zależy na uformowaniu portalu w zgodny ze swoją koncepcją sposób, a druga będzie zaciekle się temu przeciwstawiała, a Titan i tak nie wypłynie na powierzchnię. Jaki jest więc sens przedkładania martwych nad interesy żywych? Jeśli są martwi i już nic nie stworzą, niech się przynajmniej przydadzą do zarobienia pieniędzy, a nie wzbudzania niezdrowej agresji.