Najważniejsze jest to, co ukryte MIĘDZY SŁOWAMI
Z dedykacją dla żony
On – przeżywający kryzys wieku średniego aktor. Ona – znudzona żona zapracowanego fotografa. Zagubieni Amerykanie odnajdują się w Tokio, mieście, tak żywym, tak gęstym, tak przytłaczającym, że paradoksalnie pogłębiającym towarzyszące bohaterom uczucie osamotnienia. Uczucie, któremu, jak wiadomo, najlepiej przeciwdziałać razem.
Opowieść o Bobie i Charlotte nie realizuje jednak trywialnych, prostolinijnych i nierzeczywistych założeń typowego love story. I na tym polega jego unikatowość. Nie chodzi bowiem o pełną uniesień relację, której podłożem jest partnerskie uczucie lub seksualny pociąg, lecz o zwykłe, ludzkie zrozumienie – coś, co czasem tak trudno jest uzyskać nawet od najbliższych. Komunikacyjna bariera między bohaterami potęguje efekt zagubienia, stając się jednocześnie wyrazem łaknienia owego zrozumienia właśnie.
Między słowami to jeden z ważniejszych filmów mojego życia. Pisząc te słowa, chciałbym jednocześnie pozbawić je wszelkich cudzysłowów, biorąc za nie pełną odpowiedzialność. Nigdy jednak nie rozpatrywałem go w kategoriach jakościowych i czysto estetycznych. W powracającej refleksji nad pamiętnym dziełem Sofii Coppoli częściej udział biorą żywe emocje, które każdorazowa przygoda z filmem do dziś we mnie wywołuje. Dostrzegam wówczas dwie rzeczy: to, jak bardzo film pozostaje aktualny za sprawą swego niewymuszonego i subtelnego wydźwięku, oraz to, że nawet piętnaście lat od seansu jesteśmy w stanie wciąż zauważać w nim te jego elementy, które mają bliską styczność z naszymi doświadczeniami – bez względu na to, na jakim etapie życia się znajdujemy.
Bo Między słowami to film, który bez względu na czas wystąpienia, bez względu na miejsce obcowania z nim, zawsze formułuje ten sam, trafny komunikat, wyłożony dosłownie w głównym jego haśle. Że słowa tak po prawdzie nie mają większego znaczenia, bo istotne jest to, co kryje się między nimi. W zachowaniu, geście i postawie. Prawda to może oczywista, ale jakże istotna dla budowania trwałych relacji.
Podobne wpisy
Lata temu film Coppoli towarzyszył mi podczas moich bardzo pokracznych miłosnych podbojów. Nie wiedząc, na czym polega umiar w umiejętnym okazywaniu dziewczynie względów, stałem się ofiarą własnej potrzeby narzucenia wybrance swego uczucia. Sugerując tym samym domniemaną łączność, której nigdy nie było, a w którą uparcie wierzyłem. W dodatku liczyłem na to, że dzielone razem z dziewczyną uwielbienie dla filmu Między słowami kiedyś w końcu zaowocuje zrozumieniem przez nią tego, co kryje się właśnie pomiędzy wyrażanymi przeze mnie słowami. Później dopiero zrozumiałem, że tak naprawdę, to ona wysyłała komunikat mnie. Żebym wyhamował i pozostał w bezpiecznej dla niej, a niekoniecznie satysfakcjonującej dla mnie, strefie przyjaźni.
Lata minęły, a ja postanowiłem przy użyciu filmu Coppoli przeprowadzić test na innej wybrance. Zastanawiało mnie, czy zdołam zainteresować ją Między słowami, czy zdołam zachęcić ją do współtowarzyszenia bohaterom w ich smutku. Mile widziane były przeze mnie słowa wzruszenia, podkreślające piękno relacji zaistniałej między Bobem i Charlotte. Już na napisach końcowych wiedziałem jednak, że coś poszło nie tak, gdyż nowej sympatii film się po prostu „tylko” spodobał – nie dostrzegłem cienia szansy na zaistnienie u niej sentymentu podobnego do tego odczuwanego przeze mnie. To, co jednak było dla mnie z początku rozczarowującym brakiem łączności, po latach uznałem za przeznaczenie.
Tak właśnie poznałem moją przyszłą żonę. Zrozumiałem, że to jej stabilność przyciągnęła moją uwagę. To jej rozwaga oraz twarde stąpanie po ziemi, kontrastujące z moim marzycielskim bujaniem w obłokach, najbardziej mi imponowały. To w końcu jej niepodważalna pewność tego, że wbrew lękom bohaterów filmu ona nigdy sama nie zostanie, bo zawsze ma przecież siebie, wieczną towarzyszkę życia, którą co dzień widzi w lustrze i do której co dzień się uśmiecha, tak bardzo mnie ujęła. Jej postawa dała mi w końcu do zrozumienia, że bez względu na to, czy uda mi się dla niej stanąć na głowie, czy też sięgnąć po gwiazdkę z nieba, tylko ona ostatecznie zdecyduje, co z tym zrobi oraz czy jej wewnętrzne ja będzie gotowe na posiadanie towarzystwa. Bo jedynym prawdziwym warunkiem zaistnienia więzi między ludźmi jest obopólna wola jej wystąpienia, jak i obopólne na nią przyzwolenie, przy jednoczesnej akceptacji odrębności.
To także doprowadziło mnie do ponownej refleksji nad pojęciem samotności. Doszedłem do wniosku, że jedno z najbardziej niepożądanych przez nas uczuć, któremu to wspólnie przeciwstawiają się bohaterowie filmu, jest jednocześnie tym uczuciem, na które każdy z nas jest w gruncie rzeczy skazany. Samotność jest integralną częścią żywota każdego z nas. W jakim sensie? Otóż każdy z nas jest chodzącą indywidualnością, która nawet po odnalezieniu bratniej duszy już zawsze pozostanie osobą przepuszczającą obrazy świata przez znany tylko sobie pryzmat. Dano nam tylko jedną parę oczu. Wszelkie problemy komunikacyjne, występujące nie tylko w związkach, ale w ogóle w międzyludzkich relacjach, są niczym innym jak brakiem zrozumienia tego faktu.
Pożegnalne szeptanie do ucha, czyli pamiętny finał Między słowami, interpretuję w jeden tylko sposób. Bez względu na to, jak wielką bliskość czujemy do drugiej osoby, uczucie to nie zmieni faktu, iż na końcu dnia, zamykając oczy, i tak zostajemy ze swoimi myślami całkowicie sami. Nie ma zatem znaczenia, czy odnajdziemy się w komunikacyjnym gąszczu, czy też nie. Im szybciej zrozumiemy, że w naszym życiu dominuje permanentna samotność, tym łatwiej przyjdzie nam zaakceptować uczucie pustki pojawiające się podczas kolejnej sprzeczki z żoną, czy też w kontakcie z dziecięcą ignorancją. Bob zrozumiał, że bólu osamotnienia doświadczał na własne życzenie. Ale i tak pozostanie na zawsze wdzięczny Charlotte, że choć na moment o nim zapomniał.
Nie żyjemy tylko dla innych. Przede wszystkim żyjemy dla siebie – bum, oto odwieczna prawda. Paradoks wszelkich relacji polega na tym, że dopiero akceptując samotność, stajemy się gotowi na więź.
Bądź blisko z sobą, a będziesz bliżej innych.