search
REKLAMA
Felietony

MOJA BABCIA JEST LESBIJKĄ. Seks, starość i poczucie humoru?

Odys Korczyński

24 stycznia 2021

REKLAMA
Kino od zarania przypomina lustro, w którym zarówno ludzie, jak i społeczeństwo mogą przeglądać się i dzięki temu dokonywać refleksji. W tym zwierciadle widać przeszłość, czasy obecne i przyszłość. Kino więc poprzez rozrywkę odgrywa rolę wychowawczą i uświadamiającą. Tak przynajmniej być powinno. Istnieje jednak taka sfera, która ciągle wymyka się kinematografii, gdyż w samym społeczeństwie z powodu setek lat tabuizacji wciąż kulturowo i tradycyjnie zabrania się o niej mówić w sposób nieskrępowany – SEKSUALNOŚĆ. Kino ma z nią problem, zwłaszcza to amerykańskie. Wygina się jak pyton na drzewie, żeby tylko jak najmniej i tak, by nikogo nie urazić, coś o seksie powiedzieć i w ten sam sposób go pokazać. Co ciekawe, PRZEMOCY taka postawa dotyczy w zacznie mniejszym stopniu. Być może dlatego taki film jak Moja babcia jest lesbijką powstał na Starym Kontynencie. Amerykańscy widzowie nie przetrwaliby aż takiej dekonstrukcji kobiecej seksualności połączonej z jak na estetykę kinowych ideałów nowatorsko ukazaną starością. Czy jednak ta domniemana kontrowersyjność produkcji faktycznie istnieje?

JĘK EWOLUCYJNEGO ZAPÓŹNIENIA – tak roboczo nazywam sytuację, kiedy ktoś z uporem ideologicznego maniaka nie chce zauważyć procesu społecznych przemian, który trwa, odkąd człowiek zaczął używać narzędzi i ognia, co finalnie odłączyło pierwotne grupy naszych przodków od ich najbliższych krewnych, czyli małp. Małpy tą drogą nie poszły, za to idą nią niektórzy współcześni konserwatyści, ślepi na jakikolwiek proces zmian zachodzący w toku dziejów, naiwnie przekonani, że świat, w który wierzą, nie ulegnie ewolucji. Więc tak sobie jęczą i biadolą nad ludzką płciowością, tworząc w kinie różnego rodzaju cenzury. Kodeks Haysa jest najbardziej znaną kodyfikacją owych zabobonnych, konserwatywnych, a co najgroźniejsze, mających antynaukowy zalążek przekonań. Gdyby obowiązywał w Europie, wciąż mielibyśmy problem z wolnościowym kinem. Na szczęście pod względem postępu zostawiliśmy Fabrykę Snów daleko za sobą. Zabrakło nam niestety umiejętności rzemieślniczych i co najważniejsze – pieniędzy na wielkie produkcje.

Kino w stylu Moja babcia jest lesbijką niektórzy zapewne będą określać tytułem LGBTQ. Pewnie znajdą się tacy uwielbiający łatki z obu stron ideologicznej barykady. Dopóki jednak będziemy formułować tak hermetyczne podziały, w rozumieniu ludzkiej płciowości i seksualności nic się nie zmieni. Moja babcia… jest po prostu filmem o miłości. Tak należy go traktować. Nie jak lesbijski manifest, a jako ukazanie, że ludzie homoseksualni ani nie mają garba, ani włosów na dłoniach, ani tym bardziej nie zieją ogniem. Tak by ich pewnie chciały widzieć środowiska homofobiczne. Lewicowe zaś pragnęłyby, żeby najnowsze filmy obyczajowe ociekały tematyką LGBTQ i tworzyły odrębny gatunek dla odrębnego grona odbiorców. Takie podejście również nie prowadzi do zmian w konserwatywnych społecznościach. Dobrze więc, że Moja babcia… jest kinem wyważonym, niekrzyczącym jak zdesperowany manifestant, chociaż traktuje o wychodzeniu z szafy i np. stosunku Kościoła do homoseksualizmu i ślubów par jednopłciowych. Pytanie tylko, czy nie nazbyt, aż do bezemocjonalności i nijakości? Z drugiej strony desperację „tęczowych” środowisk łatwo zrozumieć – ile setek lat da się akceptować poniżanie, życie w podyktowanych tradycją oszukańczych relacjach i zapieranie się własnego ja. To najzwyklejsza walka o wolność, podobna do tej, jaką np. Polacy toczyli z komunistyczną cenzurą, traktującą zresztą homoseksualistów podobnie jak robią to chrześcijanie i instytucja Kościoła.

Wracając jeszcze do podejścia w kinie do seksualności, jakby tego było mało, Moja babcia prezentuje coś, co jest podobnym tabu, co homoseksualizm – relacja seksualna osób starszych, owych babć. Kino przyzwyczaiło nas do pokazywania wyestetyzowanych, pięknych ciał, pomijając lub kompletnie negując to, że osoby starsze również mają ochotę na seks i go uprawiają. Takie podejście ma swoje źródło w tradycji, gdzie seks jako coś, co samo w sobie jest tabu, dopuszczany był w celach prokreacyjnych, a nie jako dająca przyjemność rozrywka. Stąd po okresie prokreacyjnym, zwłaszcza w stosunku do kobiet, twórcy w kinie zdecydowali się nie pokazywać, że brzydkie, pomarszczone ciała ludzi starszych wciąż mają taką samą ochotę na erotyczne igraszki. Takie podejście skupia w sobie tabuizację seksu jako aktywności stricte prokreacyjnej, niechęć do pokazywania na ekranie brzydoty w jakiejkolwiek formie (starość, niepełnosprawność, brak urody), a także niższy status kobiet, które mają wizualną wartość jedynie wtedy, gdy odpowiadają panującemu kanonowi zseksualizowanego piękna. Nic się tu nie klei. Niby bez seksu, a jednak wobec kobiet czysto seksualnie. Podobnie dwulicowy stosunek panuje w męskiej świadomości, gdy faceci mówią i myślą o homoseksualistach. Męski homoseksualizm jest ohydny, natomiast damski już nie, o ile seks uprawiają piękne kobiety o dorodnych piersiach i długich nogach, a na dodatek mają ochotę na przyłączenie się do ich zabaw faceta. Wypada się, panowie, zdecydować. Jesteście za homoseksualizmem czy przeciw niemu?

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA