search
REKLAMA
Felietony

#METOOMUCH. Grałeś u Allena i nie żałujesz? Już po tobie!

Karol Barzowski

3 maja 2018

REKLAMA

Podobnie postąpiła partnerka Chalemeta z planu, Rebecca Hall, która przecież właśnie występem u Allena w Vicky Cristina Barcelona przeszła do wyższej aktorskiej ligi. Za grę pod okiem Allena przeprosił też Colin Firth. Inni, jak Mira Sorvino, Marion Cotillard, Chloë Sevigny, Michael Caine i Peter Sarsgaard, wywołani do tablicy stwierdzili, że nigdy nie będą już pracować z tym reżyserem. Farrow dziękowała im publicznie, jednocześnie potępiając tych aktorów, którzy postanowili w tej sprawie milczeć. Bez problemu przyrównywała też Allena do Harveya Weinsteina – “System latami ukrywał to, co robił Harvey Weinstein. W przypadku Woody’ego Allena nadal to robi”. Mówiła, że wielu aktorów nie ma odwagi nazywać rzeczy po imieniu, co jest dla niej tym bardziej przykre, że od dawna podziwia ich dokonania.

Skupienie czy zażenowanie Co widać na twarzach Margot Robbie i Saoirse Ronan

Najbardziej dostawało się Kate Winslet. Brytyjska aktorka wystąpiła w zeszłym roku w Na karuzeli życia w reżyserii Allena i według wielu krytyków miała olbrzymie szanse na oscarową nominację, a może i statuetkę. Prowadząc kampanię, udzielała wywiadów, brała też udział w panelach dyskusyjnych z innymi aktorami. Nagle okazało się, że jeśli po prostu opowiada o pracy nad filmem i relacji z Allenem jako reżyserem, a nie odnosi się do oskarżeń, traktowana jest jako współwinna. Wielkim hitem w mediach społecznościowych było zdjęcie min Margot Robbie, Jessiki Chastain oraz Saoirsy Ronan, gdy Winslet z rozrzewnieniem wspominała pracę z Woodym.

Gdy wreszcie dziennikarze zaczęli aktorkę wprost zmuszać do tego, by jakoś skomentowała wrzawę medialną, a najlepiej – wzorem Firtha – przeprosiła, powiedziała, że nie znała Allena przed tym filmem, nie zna Farrow, i najważniejsze jest dla niej to, jaki reżyser jest na planie, nie jego życie prywatne.

Powinniśmy patrzeć na fakty. Woody ma 81 lat, trwający dwa lata proces niczego nie wykazał. Z tego, co mi wiadomo, nie został uznany winnym. Jako aktor, wchodząc na plan, nie myślisz o takich rzeczach, czy oskarżenia są prawdziwe czy fałszywe, zostawiasz to wszystko na boku i po prostu pracujesz. A Woody Allen jest niesamowitym reżyserem.

Stwierdziła, że jej rodzice byliby bardzo dumni, że miała okazję grać pod okiem Allena. Potem dolała oliwy do ognia, stwierdzając, że równie dobrze pracowało się jej z Romanem Polańskim.

Tego było już za wiele. W mediach Winslet stale krytykowano, jej nazwisko zniknęło z wszelkich list kandydatek do najważniejszych nagród. Aktorka, która do tej pory cieszyła się ogromną sympatią publiczności i środowiska filmowego, przez rolę u Allena powoli stawała się persona non grata. To, że była to wprost rewelacyjna rola, a reżyserowi nic przecież nie udowodniono, nie miało żadnego znaczenia. #MeToo sprawiło, że Hollywood wpadło w lekką obsesję. Nie tylko Allenowi przecież wypomniano niejasną sprawę sprzed lat. Z podobną nagonką musiał zmierzyć się Kobe Bryant, zdobywca Oscara w kategorii krótkometrażowego filmu animowanego. W 2003 roku miał on zgwałcić pracownicę spa – Bryant nigdy jednak nie przyznał się do tego, utrzymywał, że stosunek odbył się za jej zgodą, prokuratura zaś wycofała zarzuty, gdy pokrzywdzona postanowiła nie zeznawać. Według wielu publicystów film Dear Basketball to jedynie kolejny punkt w długoletniej kampanii na rzecz ocieplania wizerunku koszykarza po tym wydarzeniu.

A jak skończyła się sprawa z Winslet? Aktorka w końcu się ugięła. Stojąc na scenie podczas gali London Film Critics’ Circle Awards, drżącym głosem wygłosiła przemówienie, w którym przyznała, że bardzo żałuje współpracy z pewnymi osobami. Nazwisko Allena co prawda nie padło (jakby nie było, Winslet grała też w filmach produkowanych przez Harveya Weinsteina), ale ci, którzy najbardziej narzekali na milczenie aktorki, zostali nieco uspokojeni. Oczywiście nie jest niczym złym, że Winslet, jako kobieta z branży, staje murem za koleżankami po fachu, które doświadczały molestowania. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że do wygłoszenia tej mowy zmusiła ją reakcja mediów na jej racjonalne podejście do pracy z Allenem, który – powtórzmy to wyraźnie – z akcją #MeToo nie powinien mieć nic wspólnego. Sam fakt tego, że aktor ma płacić za grzechy reżysera, jest kuriozalny, ale w tej konkretnej sytuacji, trudno mówić nawet o jakimś konkretnym grzechu. Zasada domniemania niewinności naprawdę nie jest taka głupia.

Całe szczęście, że są jeszcze w Hollywood tacy ludzie jak Javier Bardem. Normalni, nieuginający się pod presją poprawności, stawiający na pierwszym miejscu fakty.

Gdyby były dowody na to, że Allen to zrobił, nigdy nie wystąpiłbym już w jego filmie. Ale sędziowie z dwóch różnych stanów uznali go niewinnym, sytuacja prawna jest dziś identyczna jak wiele lat temu, nic się nie zmieniło, a nagle zaczęto go traktować jak zbrodniarza. Czy jest mi wstyd, że z nim pracowałem? Absolutnie nie!

REKLAMA