search
REKLAMA
Felietony

KOSMICZNY MECZ nie był idealny i NIE PRZETRWAŁ próby czasu. O co się więc kłócić?

Odys Korczyński

11 kwietnia 2021

REKLAMA

Kosmiczny mecz pod tym względem prezentuje się raczej koszmarnie niż nawet poprawnie. Rysowane tła są właściwie nieruchome. Do nich przyklejono postaci, bez specjalnie dopracowanego cieniowania. Kamera pracuje bardzo statycznie, by naraz przyspieszyć zupełnie nieintuicyjnie. Ujęcia są szybkie, zaprojektowane bez polotu, a szybkość animacji niekiedy tak zwalnia, że odnosi się wrażenie, że jednak kilku rysunków zabrakło. Niechlubnym wyjątkiem jest w tym całym animacyjnym ambarasie Lola. Kiedy się pojawia, świat zwalnia. To wszystko jeszcze dałoby się znieść, zwalić na konwencję itd., gdyby sekwencje animowane nie stanowiły trzonu filmu fabularnego z rzeczywistymi aktorami. A tak tę techniczną indolencję widać szczególnie, kiedy w interakcję z animkami wchodzi Michael Jordan lub np. Bill Murray. Dlatego pokładam wielkie nadzieje po obejrzeniu samego trailera w zestawieniu LeBrona Jamesa z postaciami zaprojektowanymi i zanimowanymi z wykorzystaniem CGI. W „starym” Kosmicznym meczu finałowa rozgrywka między zmutowanymi kosmitami a drużyną prowadzoną przez Jordana wygląda niekiedy śmiesznie, a oceniana z dzisiejszego punktu widzenia odbiorcy przywykłego już do pewnych standardów w relacji bytów CGI z realnymi aktorami prezentuje się ułomnie. Michael Jordan zrobił, co najlepiej potrafił, natomiast otaczające go animowane postaci wywoływały jedynie chaos na boisku, i to nie chaos w sensie elementu pożądanego w fabule, ale chaos w odbiorze u widza i zrozumieniu, co się na boisku dzieje. Jordan wyglądał sztucznie, gdy próbował wchodzić w interakcje z animkami, co u LeBrona Jamesa prezentuje się już diametralnie inaczej. Oczywiście widziałem jedynie trailer, lecz trudno mi nie odnieść wrażenia, że Kosmiczny mecz w wersji Joe Pytki powstał za wcześnie w stosunku do możliwości wizualnej realizacji założeń scenariusza. Dopiero dzisiaj jest możliwe zrealizowanie tego pomysłu w miarę zadowalająco.

Mimo tych wad legenda NBA zadziałała. Kosmiczny mecz stał się kultowy dla pokolenia chowanego w latach 90., a może i przełomu lat 80. i 90., czyli w sumie dla mnie również, chociaż żeby odpowiednio się w tym filmie zakochać, powinienem go obejrzeć chyba z pięć lat wcześniej. Załóżmy więc, że Kosmiczny mecz jest filmem najbardziej ukochanym dla widzów, którzy mają teraz między 35 a maksymalnie 40 lat. Jeśli chodzi o zmianę Loli i sprawę Skunksa, protestują jednak również znacznie młodsi. Nawet jeśli obejrzeli oni starą wersję, to jako małe dzieci nie mieli prawa zauważyć wszelkich ideologicznych wtrętów, które teraz podnosi się jako argumenty w obronie piersiastej Loli i skłonnego do gwałtu Pepe Le Swąda. Natomiast mają rację, przynajmniej niektórzy z nich, że wytykają Warnerowi dwulicowość. Skoro z takim zapamiętaniem broni się nowej wersji wyglądu Loli, usuwa Pepego, a jednocześnie wstawia kibicujące postaci gwałcicieli i morderców z Mechanicznej pomarańczy, to coś jest poważnie nie tak z etyczną motywacją twórców remake’u Kosmicznego meczu. Tym jednym posunięciem została zniszczona cała praca wychowawcza, a może jej nie było. Pojawiła się nawet teoria, że w przypadku skunksa, gdyby nie sugestie dziennikarza „New York Timesa” Charlesa M. Blowa o tym, że Pepe swoim zachowaniem normalizuje gwałt, decydenci z Warnera nigdy nie zdecydowaliby się go usunąć sami z siebie.

Działania z przymusu medialnego, a nie wynikające ze spontanicznej autorefleksji, są pustymi gestami, o ile faktycznie w przypadku Pepego tak było. Warner tłumaczył w swojej obronie, że skunksa usunięto znacznie wcześniej, niż pojawiła się opinia Blowa. Piszę o tym wszystkim dlatego, że cały czas zastanawiam się, jaki sens ma ta medialna kłótnia wokół Kosmicznego meczu. Kuriozalne wydaje mi się, że dorośli ludzie bronią dużych piersi Loli, jakby zapomnieli, że produkt kierowany jest nie do nich, ale do ich dzieci. Pomyślałem więc sobie, że może problem seksualności Loli w oczach obrońców jej wenusjańskich atrybutów, a co ciekawe, w wielu przypadkach generalnie ludzi, którzy są ideologicznymi konserwami, jest jedynie nakładką na znacznie głębszy sprzeciw. Wywołała go sama zmiana postaci w nowej wersji filmu. Wcześniej postaci te przejęły w świadomości ich miłośników rolę nienaruszalnych archetypów. No bo przecież nie sądzę, żeby aż tak wielu rozkrzyczanych w komentarzach facetów będących obrońcami piersi Loli podniecało się jej zwierzęcą naturą? Bądź co bądź, zoofilia jest rzadko występującym zboczeniem. Stawiam więc na krytykę nienaruszalnych, idolatryzowanych archetypów. A takie postaci z bajek Warnera nie są. Stary Kosmiczny mecz nie jest produkcją idealną. Ma ciekawy scenariusz, co trzeba podkreślić, lecz wizualnie przypomina rozsypującą się mumię. Świat filmowej techniki zostawił go w tyle tak bardzo, że podczas dwóch ostatnich seansów w ciągu jednego miesiąca poczułem żal, że teraźniejszy mój odbiór filmu w ogóle nie przypomina tego sprzed lat. A przecież ważne dla mojego dzieciństwa produkcje, kiedy je dzisiaj oglądam, wciąż wywołują te same bezcenne wrażenia.

Jaki jest więc sens kłócić się o wielkość piersi Loli, skoro to wcale nie jest ważne? Liczy się to, jak w nowej wersji będzie wyglądać fabuła, jak odświeżona i urealniona zostanie sztuczna z natury relacja między postaciami kreskówkowymi a aktorami. Tylko z pozoru technika ułatwia twórcom podejście do tematu. Trzeba będzie im zmierzyć się z sentymentem do wersji z lat 90., bardzo irracjonalnym i idealizującym film. Pamiętajmy również, że LeBron James nie jest już taką legendą na świecie, jaką był w latach 90. Michael Jordan więc nie obroni ewentualnych niedoróbek filmu swoją uświęconą aurą genialnego koszykarza. Poczekajmy, może okaże się, że wielkość piersi Loli ewoluowała do gigantycznych rozmiarów jedynie w umysłach niektórych spragnionych wrażeń dorosłych widzów, a tak naprawdę w ramach samego dzieła filmowego nie widać istotnej różnicy.

Każde słowo staje się piękne w obrębie swojego znaczenia – lub ohydne, np. PIERSI Loli.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA