search
REKLAMA
Felietony

Gladiator Stanowski (znów) pierdzieli głupoty – tym razem o filmach

Uderzając w „pretensjonalnych krytyków”, Stanowski sam dzieli widzów na lepszych i gorszych.

Janek Brzozowski

25 listopada 2024

REKLAMA

Nie wiem, czy istnieje w polskim internecie ktoś, kto irytuje mnie bardziej niż Krzysztof Stanowski. Naczelny piewca chłopskiego rozumu, dziennikarz o mentalności polityka-showmana, przede wszystkim zaś – człowiek, który wypowiada się w stanowczy sposób na każdy temat, często bez zrobienia choćby minimalnego researchu, kryjąc własną ignorancję za wygodną maską trollingu. Do napisania tego krótkiego felietonu zbierałem się długo, bo od czasów jego twitterowego rantu na reklamy w kinach – wynikającego w pierwszej kolejności z nieznajomości zasad funkcjonowania sieci multipleksów utrzymujących się nie ze spadającej z roku na rok sprzedaży biletów, ale z przekąsek i reklam przed seansami właśnie. Czara goryczy przelała się, gdy przeczytałem, co Stanowski napisał o drugiej części Gladiatora – i pal licho opinię na temat samego filmu Scotta. Chodzi o kontekst, który tej wypowiedzi towarzyszył.

A rozpoczął Stanowski swój wpis całkiem niewinnie. Od stwierdzenia, że pierwszy Gladiator to wiadomo: „film kultowy, historia kina”. Sequel też mu się podobał – dobrze bawił się w kinie, miło spędził czas. „Kultowości z tego nie będzie, ale rozczarowań też nie”. No i fajnie. Gdyby w tym miejscu tweet się zakończył, to nie byłoby z nim żadnego problemu. Stanowski ciągnie jednak dalej, plując jadem w kierunku osób, które mają – a jakże – inne zdanie niż on, tak jakby niemożliwością było wyrażenie własnej opinii bez automatycznego obrażania ludzi o odmiennych poglądach. Atakuje bliżej niezidentyfikowanych krytyków filmowych, którzy wystawili drugiemu Gladiatorowi notę 4 – miejsce takich osobników jest, rzecz jasna, na kanapie przed telewizorem, z odpaloną na zapętleniu Idą albo jakimś innym reprezentantem „kina alternatywnego”.

Stanowski popisuje się w tym miejscu całkiem imponującym fikołkiem intelektualnym. Tak jak zawsze – stawia się nie w pozycji eksperta, ale prostego konsumenta, wystawiającego opinię zakupionemu produktowi. Wydźwięk jego wypowiedzi jest jednak tylko na pozór antyelitarystyczny. Uderzając w „pretensjonalnych krytyków”, Stanowski sam dzieli widzów na lepszych i gorszych. Takich, którzy o filmie Scotta mogą się wypowiadać, i takich, którzy mają na ten temat inne zdanie niż on, a zatem powinni zamilknąć i wrócić do oglądania rzeczy bardziej adekwatnych względem ich poziomu intelektualnego. Gladiatora II zostawcie nam: prostym widzom! Czy jest coś bardziej snobistycznego niż tworzenie takich sztucznych podziałów? Zwłaszcza w przypadku kina: pierwszej sztuki masowej z prawdziwego zdarzenia.

Kiedy próbuje się wejść ze Stanowskim w polemikę, ten kontratakuje za pomocą ironii. Ocenianie filmów porównuje do jedzenia chipsów („dobre są te, które ci smakują”), studiowanie filmoznawstwa zaś do „chipsoznawstwa”. Zatrzymajmy się na moment przy tej analogii. Na najbardziej podstawowym, a zatem „chłopskorozumowym” poziomie Stanowski ma rację. Każdy ma swój gust, prawo do własnej opinii etc. Na tym jednak sprawa się nie kończy – co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze: o gustach, wbrew powszechnej opinii, się dyskutuje. Poprzez pogłębione rozmowy o filmach czy literaturze rozwijamy się jako istoty myślące, poznajemy lepiej samych siebie, innych ludzi oraz rzeczywistość, która nas otacza. Po drugie: nie każda opinia waży tyle samo. I nie zrozumcie mnie źle, nie chodzi mi w tym momencie o to, że opinia krytyka filmowego/magistra filmoznawstwa zawsze będzie cenniejsza od opinii „niedzielnego” widza. Dyplomy schodzą w trakcie debaty publicznej na drugi, a może nawet trzeci plan – jeżeli ktoś musi się nimi pochwalić, to znaczy, że dyskusję zwyczajnie przegrywa. W pierwszej kolejności liczy się siła naszych argumentów, a zatem połączenie zdolności perswazyjnych oraz zasobów wiedzy, którą dysponujemy. I tak, drugą z tych rzeczy nabywamy chociażby za sprawą studiów. W przypadku kina – studiów filmoznawczych.

Przejdźmy szybko na grunt sportowy, tak bliski sercu Krzysztofa Stanowskiego. Co ma większą wartość merytoryczną: błyskotliwa, usystematyzowana wypowiedź redaktora Ćwiąkały czy chaotyczny rant Jana Tomaszewskiego, który – cytując klasyka – po raz kolejny „grzmi”? A teraz przeskoczmy na grunt fikcyjnego „chipsoznawstwa”. Która wypowiedź będzie dla nas, z perspektywy postronnego obserwatora, cenniejsza: kogoś, kto po spróbowaniu jednego chipsa zawyrokuje „dobre” albo „niedobre”, czy kogoś, kto wyjaśni nam krok po kroku proces powstawania chipsów, opowie o historii marki i warunkach panujących w fabryce, a na koniec osadzi dany smak w kontekście innych, jemu podobnych? Jasne, brzmi to nieco absurdalnie, ale rozumiecie, o co chodzi – bardzo łatwo przełożyć ten schemat na pole filmu, muzyki czy literatury. Dla Stanowskiego dyskusja zamyka się na prostej opozycji „podoba mi się”, „nie podoba mi się”. A przecież najciekawsze rzeczy zaczynają się dziać dopiero wtedy, kiedy zadamy sobie pytanie „dlaczego coś mi się podoba?”, a następnie poświęcimy czas na poszukiwanie odpowiedzi.

I na koniec jeszcze jedna rzecz, trochę na marginesie całej sprawy. Odpowiadając na tweeta Kuby Marciniaka, redaktora portalu Immersja, Stanowski ironicznie przeprosił za urażenie szanownych dyskutantów pochylających się nad kinem akcji – „niesamowicie wymagającą dziedziną”. Otóż warto się w analizie tej „niesamowicie wymagającej dziedziny” trochę podszkolić: nic nie mówi o otaczającej nas rzeczywistości więcej niż teksty przynależące do szeroko pojętej kultury popularnej. Filmy akcji, powieści kryminalne, komiksy superbohaterskie czy horrory (zwłaszcza horrory!). O tym, że warto traktować blockbustery i bestsellery serio przekonuje nas multum przykładów z teorii sztuki. Roland Barthes kładł podwaliny pod metodologię strukturalistyczną, analizując filmy z Jamesem Bondem. Umberto Eco poświęcił głęboką refleksję takim postaciom jak Tarzan, Fantomas albo hrabia Monte Christo, badając mit nadczłowieka w Supermanie w literaturze masowej. Czarnoksiężnik z Oz, jeden z największych przebojów filmowych lat 30., doczekał się po czasie fascynujących interpretacji w kluczu politycznym, psychoanalitycznym czy feministycznym (zainteresowanych odsyłam do świetnego dokumentu Lynch/Oz). Przestańmy udawać, że to, co z takim upodobaniem oglądamy w kinach, to tylko prosta rozrywka, pod którą nie kryje się nic godnego namysłu – żadne przesłanie ani ideologia. Jak mawiał bowiem Wim Wenders: „Każdy film jest polityczny. A najbardziej polityczne są te, które udają, że z polityką nie mają nic wspólnego: filmy rozrywkowe”.

Ktoś powie, że połknąłem przynętę; że potraktowałem wypowiedzi Stanowskiego zbyt poważnie, łapiąc się na oczywistego engagement baita. I pewnie będzie miał rację. Z drugiej strony: walka z głupotą i ignorancją – nawet wtedy, kiedy są one pokłosiem trollingu – to nie tylko przyjemność, ale i obowiązek. Jest w pierwszym Gladiatorze taka słynna scena. Po jednej z wygranych walk Maximus pozwala sobie na chwilę refleksji i zwraca się do zebranej widowni słowami: „Are you not entertained?”. Stanowski wykrzykuje w internecie to samo, ale bez zaszyfrowanej w pytaniu niejednoznaczności. Świadomie napędza kontrowersje i żeruje na skrajnych emocjach, uśmiechając się jednocześnie na widok rosnącej liczby polubień i komentarzy. Taki to z niego gladiator, o ego godnym cesarza.

Janek Brzozowski

Janek Brzozowski

Absolwent poznańskiego filmoznawstwa, swoją pracę magisterską poświęcił zagadnieniu etyki krytyka filmowego. Permanentnie niewyspany, bo nocami chłonie na zmianę westerny i kino nowej przygody. Poza dziesiątą muzą interesuje go również literatura amerykańska oraz francuska, a także piłka nożna - od 2006 roku jest oddanym kibicem FC Barcelony (ze wszystkich tej decyzji konsekwencjami). Od 2017 roku jest redaktorem portalu film.org.pl, jego teksty znaleźć można również na łamach miesięcznika "Kino" oraz internetowego czasopisma Nowy Napis Co Tydzień. Laureat 13. edycji konkursu Krytyk Pisze. Podobnie jak Woody Allen, żałuje w życiu tylko jednego: że nie jest kimś innym. E-mail kontaktowy: jan.brzozowski@protonmail.com

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA