Czy ty też MYLISZ FANTASY z SCIENCE FICTION?
Wejście na scenę nowego sezonu Gry o tron ponownie sprawiło, że w wyszukiwarkach częściej jest wpisywane słowo “fantasy”, określające gatunkową przynależność serii. Jako sympatyk fantastyki niejednokrotnie znajdowałem się sytuacji, w której przyszło mi tłumaczyć, czym ta „fantazja” właściwie jest. Tłumaczyć zawiłość czegoś, co dla mnie pozostaje oczywiste. Tłumaczyć przy okazji też to, że fantasy to nie to samo co science fiction, choć w obu przypadkach mamy do czynienia z dużą dozą nieprawdopodobieństwa.
Choć z reguły tego rodzaju pomyłka zdarzała się osobom, które nigdy się fantastyką nie interesowały, wręcz trzymały się od niej z daleka, osobom, które na sugestię, że zaraz, podczas wieczornego seansu, zobaczą na ekranie smoki i inne magiczne stworzenia, reagowały miną zażenowania, to jednak do teraz nie mieści mi się w głowie, że można te dwa terminy traktować synonimicznie. A wierzcie mi, można. Tylko że ja na przykład nie interesuję się i nigdy nie interesowałem się motoryzacją. A nie wyobrażam sobie, że mógłbym pomylić sedana z coupé.
Podobne wpisy
A więc, moi kochani ignoranci, zacznijmy od początku. Miejmy to za sobą, odhaczmy lekcję, która – miejmy nadzieję – pozwoli wam inaczej spojrzeć na wszelkie dziwy atakujące was z ekranu. Fantastyka to matka, która spłodziła trójkę dzieci. Ich imiona to horror, science fiction i fantasy. Z horrorem sprawa jest, jak sądzę, jasna – to ten rodzaj odrealnienia nasączony zwykle sporą dawką grozy. Gdy czujesz, że celem twórcy było zasianie w tobie niepokoju, przy udziale wyjątkowo ekspresyjnych środków, już wiesz, na której półce to postawić. Proste? Proste. Idźmy zatem dalej. Do zrozumienia science fiction także potrzebna jest znajomość języka angielskiego. Wiedząc, że science to nauka, a fiction to fikcja, można powiedzieć, że ten podgatunek zajmuje się ukazywaniem prawdopodobnych wizji tego, w jaki sposób na przestrzeni lat zmieni się nasza technologia, kultura, cywilizacja. Czy czeka nas kataklizm, czy też zdołamy sięgnąć gwiazd. No i najciekawsze – jaki udział w tym procesie będą miały maszyny, które zapewne już teraz szykują plan detronizacji człowieka.
Problemy może natomiast rodzić fantasy, zapraszające do wejścia w historie wyjęte jakby z sennych marzeń autorów. Te fantazje od pierwszego kontaktu zdają się podrasowaną wersją tego, z czym od dziecka zaznajamiamy się przy okazji czytania baśni przeróżnej maści. Jest to gatunek nie mniej wyrazisty w wymowie, nie mniej barwny w swej formie, równie eklektyczny w swym stylu i rzecz jasna równie odrealniony w świecie przedstawionym. To gatunek dosłownie magiczny.
Trudno jest określić jego początki, jednak szacuje się, iż jego zapowiedzią był już słynny Epos o Gilgameszu. Potem były między innymi Homerowska Odyseja, staroangielski Beowulf czy legendy arturiańskie. Gatunek fantasy został bowiem ukształtowany przez mity, legendy, podania i oczywiście baśnie. W swej narracji charakteryzuje się używaniem magicznych i nadprzyrodzonych motywów, miejsc i postaci. W fabułach możemy więc odnaleźć smoki, elfy, krasnoludy, czarodziejów i inne mityczne postaci czy stworzenia. Powtarzalny jest także pewien fabularny schemat (zwany hero’s journey), opierający się na losach odważnego bohatera wypełniającego zesłaną na niego misję, w której sprzeciwić musi się mocom ciemności.
Jeśli chcielibyśmy w dużym uproszczeniu odróżnić fantasy od science fiction, najlepiej jest posłużyć się kryterium pisarza Roberta A. Heinleina, czyli „niemożliwe” i „możliwe”. Bo tak jak science fiction przenosi nas do świata domniemanej przyszłości, będącej hiperboliczną wersją naszej teraźniejszości, tak fantasy ucieka z nami w rejony, które stanowią wydumaną alternatywę czasów minionych. Świat przedstawiony w powieści fantasy albo działa równolegle z naszym, albo znaną nam historię przyprawia elementami fantastycznymi. Tak dzieje się w popularnych powieściach i filmach (Władca Pierścieni, Gra o tron) z gatunku „fantasy mediewistycznego”, zbudowanego na bazie historii średniowiecznej Europy. W fantasy zawsze jednak zjawiska niezwykłe, miast postępem technologicznym, tłumaczone są magią.
Zdaję sobie w pełni sprawę z tego, że dla wielu z was są to rzeczy całkowicie oczywiste. Jako że mam jednak świadomość, że nie każdy rozumie, z czym się je fantasy, a czym popija science fiction, mam nadzieję, że ta krótka lekcja rozmieści niektóre wątpliwości na właściwych półkach mózgu. A seans Gry o tron będzie smakował lepiej.