search
REKLAMA
Felietony

Dlaczego CHŁOPI są idealnym kandydatem do Oscara

Uniwersalny wydźwięk twórcy zgrabnie połączyli z lokalnym kolorytem.

Janek Brzozowski

3 października 2023

REKLAMA

Na początku ubiegłego tygodnia komisja ekspercka pod przewodnictwem Ewy Puszyńskiej podjęła decyzję: polskim kandydatem do Oscara zostali w 2023 roku Chłopi. Choć film DK Welchman i Hugh Welchmana od dawna wskazywany był w tym kontekście jako faworyt, wybór i tak wywołał wśród opinii publicznej poruszenie – a to wszystko za sprawą Zielonej granicy, która od czasu premiery na festiwalu w Wenecji zbierała cięgi od nieufilmowionych polityków partii rządzącej, a pochwały od lokalnych i zagranicznych krytyków. W głosowaniu komisji film Agnieszki Holland przegrał z Chłopami minimalnie, bo stosunkiem 4 : 2. Szybko zaczęto dopatrywać się w tej decyzji podtekstów politycznych – Zielona granica odpadła nie z powodów artystycznych, ale dlatego, że jest zbyt odważna, niewygodna, „antypolska”. Narracja na temat kandydatury skupiła się właściwie wyłącznie wokół filmu Holland. A szkoda, bo moim zdaniem Chłopi to doskonały wybór – pod kilkoma względami to wręcz idealny reprezentant naszego kraju w walce o Oscara.

Uniwersalny wydźwięk

Po pierwsze – Władysław Reymont. Adaptacja literatury narodowej to zawsze ryzyko realizacji filmowej czytanki, odhaczającej kolejne punkty fabularne bez większych ambicji. Jednocześnie zaś – solidna podstawa, nadająca projektowi prestiżu. W tym wypadku z filmem związane jest już na starcie nazwisko noblisty, hojnie wykorzystywane w materiałach oraz akcjach promocyjnych (vide wydanie nowego, anglojęzycznego przekładu Chłopów w ekskluzywnej serii Penguin Classics). Wystarczy szybki rzut oka na listę polskich produkcji, którym udało się uzyskać nominację do Oscara: Faraon, Potop, Ziemia obiecana, Noce i dnie, Panny z Wilka. To wszystko adaptacje klasyków polskiej literatury. Chłopi wpisują się w tę tradycję, jednocześnie pozostając nieco na uboczu – nie tylko za sprawą oryginalnej formy, ale również daleko idących zabiegów adaptacyjnych, uniwersalizujących wydźwięk powieści Reymonta.

Adaptując monumentalną, ponad 1000-stronicową książkę, Welchmanowie skupili się przede wszystkim na postaci Jagny. To jej los organizuje fabułę Chłopów – zdeterminowana społecznie przemiana z uśmiechniętej, żyjącej z dnia na dzień dziewczyny w napiętnowaną, wygnaną ze wsi kobietę. Jagna zostaje wtłoczona w brutalne tryby tradycji: przymuszona do ożenku, właściwie sprzedana za kilka morgów żyznej ziemi. Przez cały film traktowana jest jak przedmiot – przerzucana z ramion do ramion, postrzegana jedynie w perspektywie fizycznej, a nie duchowej. Tworzone przez nią wycinanki warto pochwalić, ale tylko po to, aby zdobyć jej sympatię, a następnie zaciągnąć do łóżka lub przed ślubny kobierzec.

Scenę ślubu ze starym Boryną poprzedza krótka elegia na jej cześć, wyśpiewana przez członkinie wiejskiej społeczności, a samo wesele – przedstawione w dużej mierze z POV bohaterki – przypomina dobitnie o władzy, jaką mężczyźni dzierżą w systemie patriarchalnym. Przesunięcie akcentów sprawiło, że Chłopi stali się w pierwszej kolejności uniwersalną opowieścią o trudnym losie kobiety, doskonale rozumianą pod każdą szerokością geograficzną. Świadczą o tym m.in. entuzjastyczne recenzje z festiwalu w Toronto, pełne zachwytów zarówno nad formą, jak i treścią filmu Welchmanów.

Lokalny koloryt

Uniwersalny wydźwięk twórcy zgrabnie połączyli z lokalnym kolorytem, przejawiającym się chociażby w tradycyjnych kostiumach, scenografii i stylizowanej, zaczerpniętej z Reymonta gwarze (jedni aktorzy radzą sobie z nią lepiej, inni trochę gorzej). Pod względem wizualnym film regularnie nawiązuje do dzieł artystów Młodej Polski – bez większego problemu odnaleźć można tu intertekstualne odniesienia do Bocianów czy Babiego lata Chełmońskiego. Nie jest jednak tak niewolniczo powiązany z twórczością konkretnego malarza jak Twój Vincent. Obrazy Chełmońskiego, Ruszczyca i Fałata pozostają jedynie źródłem inspiracji – sprawiają, że Chłopi wyglądają znajomo, ale oryginalnie. Audiowizualną feerię dopełnia hipnotyzująca, ekstatyczna muzyka, skomponowana przez Łukasza Rostowskiego. Wrocławski raper i producent muzyczny, znany szerzej pod pseudonimem „L.U.C.”, stworzył ścieżkę dźwiękową we współpracy ze słowiańskim kolektywem muzyków folkowych, zapraszając do udziału w nagraniach zespoły z Polski, Ukrainy oraz Białorusi.

Młodzi, ale doświadczeni twórcy

Był taki przykry czas w polskim kinie, kiedy na Oscary wystawialiśmy na zmianę filmy Andrzeja Wajdy, Agnieszki Holland i Jerzego Skolimowskiego. Pokot, Powidoki, 11 minut – polskim kandydatem można było zostać właściwie za liczące się na Zachodzie nazwisko. Jakość filmu schodziła na drugi, a może nawet trzeci plan. W międzyczasie starych mistrzów zaczęli wypierać młodzi, utalentowani twórcy. Dzisiaj komisja nie boi się już postawić na film Jana P. Matuszyńskiego czy Jana Komasy – i bardzo dobrze. Wybór Bożego Ciała okazał się w końcu strzałem w dziesiątkę. Film uzyskał nominację do Oscara, a reżyserowi otworzył drogę do kariery w Hollywood. Pamiętać należy, że promocja działa tutaj w dwie strony: wyselekcjonowane dzieło promuje narodową kinematografię, a organy kinematografii narodowej promują dzieło i jego twórców. Welchamanowie mają tę przewagę, że za sprawą Twojego Vincenta są rozpoznawalni na całym świecie. Uchodzą więc, dość paradoksalnie, za twórców jednocześnie młodych (40 lat to w przemyśle filmowym nadal stosunkowo niewiele) i doświadczonych. Chłopi są dopiero drugim projektem pełnometrażowym w ich dorobku, ale miarą oczekiwań i sukcesu jest nominacja do Oscara, którą w kategorii filmu animowanego uzyskał sześć lat temu Twój Vincent.

Oryginalna forma

Na sam koniec rzecz kluczowa, właściwie najważniejsza. Pisząc o filmie Welchmanów, obszerny akapit poświęcić należy aspektom formalnym – syntezie malarstwa z filmem aktorskim, sojuszu pędzla z programem graficznym. Oryginalna technika, będąca ewenementem na skalę światową, jest najlepszą wizytówką Chłopów, generującą spore zainteresowanie od czasu ogłoszenia rozpoczęcia prac. Proces realizacji przebiegał tu w podobny sposób jak w przypadku Twojego Vincenta: najpierw sceny z udziałem aktorów i aktorek, potem farby olejne i fizyczne płachty, a na koniec komputerowa obróbka i efekty specjalne. Ostatecznie, w związku z pandemią, wojną (przy filmie pracowali m.in. malarze z Ukrainy) i naglącymi terminami, zdecydowano się zwiększyć udział efektów komputerowych. Ręcznie namalowano jedynie kluczowe klatki filmu (bagatela 40 000 obrazów), a luki wypełniono tzw. metodą inbetweeningu (stosowaną od lat chociażby przez pracowników Disneya), wspomagając malarstwo fizyczne malarstwem cyfrowym. Nadało to animacji pożądanej płynności, nie odbijając się wydatnie na jakości wizualnej.

Innego zdania jest Tomasz Raczek. Krytyk narzekał zaraz po seansie na efekt artystyczny, porównując Chłopów do „popękanego dzbanka, który nie wytrzymał stania na rozgrzanej płycie czasu”. Kilka dni później postanowił jednak pójść krok dalej, stwierdzając na Facebooku, że film Welchmanów w znacznym stopniu współtworzyła… sztuczna inteligencja. Rezultat pracy setek osób – malarzy cyfrowych, grafików, specjalistów od efektów specjalnych i animacji rotoskopowej – Raczek zaklasyfikował pod zgrabnym, jakże poręcznym terminem „AI”. Na jakiej podstawie? Otóż na podstawie bliżej niezidentyfikowanych maili, jakie miałby otrzymać od anonimowych członków ekipy Chłopów – w ujawnieniu źródeł przeszkadza mu „etyka dziennikarska”. Ta sama etyka pozwala mu natomiast wykłócać się w komentarzach z artystami, którzy przy filmie pracowali – zarówno na etapie produkcji, jak i postprodukcji – oraz zbywać merytoryczne komentarze wklejaniem wybranej definicji sztucznej inteligencji.

Krytyk mądrzący się przed filmowcem, udający, że wie lepiej, jak wyglądała praca na planie, którego nigdy nie odwiedził. Niewiele jest bardziej przykrych, a jednocześnie absurdalnych widoków. Pauline Kael napisała niegdyś skrajnie negatywną recenzję filmu Butch Cassidy i Sundance Kid, narzekając m.in. na „martwy”, nagrywany w studiu dźwięk. Reżyser George Roy Hill wysłał do niej w odpowiedzi długi list, w którym wyjaśniał, że dźwięk nagrywał niemalże w całości na planie, w plenerach. Nie przebierał przy tym w słowach, całość wieńcząc sugestywnym apelem: „Jeżeli nie podobał ci się dźwięk, to po prostu tak napisz, ale skończ pieprzyć, że wiesz, jak został on zarejestrowany i przetworzony”. Wypowiedzi Raczka na temat procesu powstawania Chłopów proszą się o bliźniaczy typ reakcji.

Oliwy do ognia dolała w ostatnich dniach Agnieszka Holland, zdradzając w wywiadzie dla „The Hollywood Reporter”, że w prywatnych rozmowach członkowie komisji eksperckiej wskazywali Zieloną granicę jako oscarowego faworyta, ale bali się na nią zagłosować ze względu na potencjalne restrykcje ze strony polskiego rządu, odmowy dofinansowań etc. Nawet jeżeli tak było, to jaki sens ma upublicznianie takich informacji na łamach zagranicznej prasy? Zielonej granicy to już nie pomoże, kandydata do Oscara nie zmieni, a jedynie uderzy w Chłopów, którym należy się w tej chwili jak największe wsparcie. Pora odwrócić narrację i skupić się wreszcie na filmie Welchmanów. Zwłaszcza że może on liczyć na pomoc zza oceanu – kilka dni temu okazało się, że jego oficjalnym dystrybutorem na terenie Stanów Zjednoczonych zostało renomowane Sony Pictures Classic. I co za tym idzie: szanse na nominacje do Oscara znacznie wzrosły.

Janek Brzozowski

Janek Brzozowski

Absolwent poznańskiego filmoznawstwa, swoją pracę magisterską poświęcił zagadnieniu etyki krytyka filmowego. Permanentnie niewyspany, bo nocami chłonie na zmianę westerny i kino nowej przygody. Poza dziesiątą muzą interesuje go również literatura amerykańska oraz francuska, a także piłka nożna - od 2006 roku jest oddanym kibicem FC Barcelony (ze wszystkich tej decyzji konsekwencjami). Od 2017 roku jest redaktorem portalu film.org.pl, jego teksty znaleźć można również na łamach miesięcznika "Kino" oraz internetowego czasopisma Nowy Napis Co Tydzień. Laureat 13. edycji konkursu Krytyk Pisze. Podobnie jak Woody Allen, żałuje w życiu tylko jednego: że nie jest kimś innym. E-mail kontaktowy: jan.brzozowski@protonmail.com

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA