Czy filmowy SILMARILLION staje się faktem? Amazon podkula ogon, gdy Warner Bros. szykuje nowego „Władcę Pierścieni”
Jesteście rozczarowani serialem Amazona Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy? Spokojnie, nadchodzi odsiecz ze strony Warner Bros. Discovery. Szef studia, David Zaslav, poinformował świat o tym, że planowane są nowe widowiska filmowe skąpane w świecie J.R.R. Tolkiena. I jest to z pewnością powód do radości. Modlitwy fanów zostały wysłuchane.
W oficjalnym oświadczeniu Warner Bros. Discovery i należącego do nich studia New Line Cinema czytamy:
20 lat temu New Line zdecydowało się na bezprecedensowy akt wiary, by przenieść na duży ekran niesamowite historie, bohaterów i świat „Władcy Pierścieni”. W rezultacie powstała przełomowa seria filmów, którą z otwartymi ramionami przyjęło kilka pokoleń fanów. Jednak pomimo całego rozmachu i szczegółów pięknie upakowanych w dwóch trylogiach olbrzymi, złożony i olśniewający świat wymyślony przez J.R.R. Tolkiena pozostaje w większości niezbadany przez kino. Możliwość zaproszenia fanów do zagłębienia się w filmowym świecie Śródziemia to zaszczyt i cieszymy się, że możemy w tej przygodzie towarzyszyć Middle-earth Enterprises i Embracer.
Nie wiadomo, czy do projektu zostanie zaproszony Peter Jackson, twórca dotychczasowych filmów ze świata Władcy Pierścieni. Nie wiadomo, o czym będą opowiadać nowe widowiska i ile ich będzie. Można jednak domniemywać, że twórcy pójdą w kierunku twardej adaptacji Silmarillionu – opasłej księgi Tolkiena, stanowiącej coś w rodzaju „biblii” Śródziemia, bo składającej się z opowieści osadzonych w Pierwszej Erze, czasach wcześniejszych względem Hobbita i Władcy Pierścieni. Fani od lat marzą o zobrazowaniu tej książki na srebrnym ekranie – czy w końcu przyszedł ten moment? W razie czego, w odwodzie są także Niedokończone opowieści.
Już wcześniej wydawało się, że z Silmarillionem coś się ruszyło. Przypuszczano, że to właśnie ta książka posłuży za kanwę dla scenariusza mającego premierę w ubiegłym roku głośnego serialu platformy Amazon Prime. Sugerowały to wczesne doniesienia medialne. Dziś, po pierwszym sezonie tego widowiska, wiemy już, że twórcy nie tyle byli zainteresowani adaptowaniem, ile wręcz nie mogli sobie na to pozwolić. Zajęli się zatem czerpaniem z klimatu Śródziemia, wykorzystywaniem pojedynczych wątków, postaci, elementów świata i na tej podstawie budowali własną „fantazję” ulokowaną w czasach wcześniejszych względem kinowych widowisk. Do konkretów nie mieli bowiem dostępu, wedle tego, co zakupili w licencji. Mogli sobie zrobić serial (nie film – to ważne) osadzony w świecie wykreowanym przez mistrza, zagospodarować wąską ścieżkę, i nic poza tym.
Warner z kolei odpowiedział na to konkretami. Za sprawą dojścia do porozumienia z firmą Embracer ma teraz dostęp do większości praw do adaptacji twórczości Tolkiena (nawet tej pośmiertnej), ale także do eksploatowania marki poprzez gry, zabawki, parki rozrywki. Odbieram deklarację studia jako prztyczek w kierunku Bezosa i jego platformy oraz wyznaczenie miejsca w szeregu. Biorąc pod uwagę całe te kontrowersje związane z serialem (który, co chciałbym podkreślić, nie jest aż tak zły, jak się o nim zwykło mówić), całe to niezadowolenie i niezrozumienie fanów ruch Warnera jest z punktu widzenia marketingowego bezlitosny. Nie dosłownie, ale pośrednio serial został w tym momencie zdyskredytowany, poprzez rzucenie fanom w eter nadziei, że dopiero teraz – trzymając z Warnerem, właściwymi „kolegami” Tolkiena – otrzymają to, czego tak bardzo chcieli.
Co to oznacza? Ano to, że już wkrótce możemy mieć do czynienia z funkcjonowaniem dwóch niezależnych uniwersów Tolkiena – serialowego i filmowego. Według mnie nie ma w tym konfliktu, bo te dwie wizje niekoniecznie muszą być nastawione na rywalizację, a bardziej na bycie tworami komplementarnymi. Serial będzie formułą luźno powiązaną ze światem – czymś w rodzaju sennego marzenia Tolkiena, które wydobywa się spomiędzy jego słów, acz nie zostało wypowiedziane wprost. Natomiast filmy mogą już skupiać się na rzetelnym i pełnokrwistym mięsie, czyli tym, co tygryski lubią w fantasy najbardziej. Jeśli faktycznie otrzymamy adaptację Silmarillionu, wówczas będzie można z tego utworzyć coś w rodzaju trylogii, ba – prequelowego sześciopaku będącego wprowadzeniem do Hobbita i Władcy Pierścieni. Całość z kolei przeistoczy się w filmową Sagę Pierścienia (to moja nazwa), rozmiarem przypominającą Gwiezdne wojny.
Fajnie? Myślę, że tak, trudno znaleźć w tej całości jakąś dziurę. Amazon jest zdeterminowany kontynuować swoją ścieżkę i już zaczął realizować drugi sezon Pierścieni Władzy – pomimo absurdalnych rozmiarów hejtu ze strony fanów. Warner z kolei wjechał jak rycerz na białym koniu, dając nadzieję tolkienowym purystom, że świat, w którym w młodości czy w dorosłym wieku się zatracali – odrywając od szarugi codzienności – będzie w końcu miał sposobność do zaistnienia w pełnej filmowej iluzji. Obrażać się na prawa rynku oraz na to, że coraz trudniej w dzisiejszych czasach o niedosyt, jest za późno – chęć spieniężenia tej marki wydaje mi się racjonalna ze strony Warnera i według mnie każdy na tym skorzysta.