Co ma wspólnego TELEWIZOR z KRYTYKIEM FILMOWYM? Metody i umiejętności
- Podstawowa wiedza o technice realizacji filmów i fotografii analogowej
Czasy, w których panuje technologia, mają swoje wymagania, również wobec dziennikarzy. A więc recenzent, prócz klasycznego, humanistycznego lania wody na temat, jaki to omawiany przez niego film jest wzruszający, filozoficzny i odpowiada na potrzeby widzów w każdym wieku, powinien umieć przeanalizować go także pod względem realizacyjnym. A do tego przydaje się styczność z planem filmowym, świadomość, jak pracuje kamera, co to jest głębia ostrości, czas ekspozycji, brak danych w cieniach, montaż twardy, miękki, przejścia montażowe, szwenkowanie i tak dalej, i tak dalej. Fotografia analogowa jest znakomitym źródłem wiedzy o podstawach optyki oraz kadrowania, o wiele bardziej niż cyfra szanującego kadr jako zamkniętą całość z chwilą zwolnienia migawki. Jeśli ktoś nie wierzy, że to pomaga, niech przypomni sobie aktorów, którzy na pewnych etapach swoich karier sami zaczynali reżyserować, często z rewelacyjnym skutkiem. Żaden z nich nie udawał się w tym celu na specjalne studia z reżyserii. Każdy z nich za to obserwował, pływał w tym sosie, aż wreszcie odważył się powtórzyć własnymi rękami to, czego był przez te tysiące godzin mozolnej pracy świadkiem.
- Kinomaniactwo
Czasem ilość jednak przekłada się na jakość. Pośród różnych powszechnych miejskich legend jest kilka całkiem sprawdzonych i, o dziwo, prawdziwych. Jedną z nich jest przekonanie, że obycie w świecie, czyli stanie się człowiekiem kulturalnym, nie zależy od pochodzenia ani wykształcenia, lecz od ciągłego stykania się z ludźmi i rzeczami uznanymi za „kulturalne”. Zgodnie z tą metodą, samo oglądanie filmów daje z czasem coraz szerszy ogląd. Nie trzeba o nich pisać, wręcz się nie powinno. Trzeba je oglądać, jak ogląda się dzieła sztuki w muzeum, a refleksja krytyczna z każdym seansem będzie się usprawniać. Dopiero kiedy jest się pewnym, że znajdzie się w sobie na tyle słów, by napisać coś ciekawego i konstruktywnego, należy dotknąć klawiatury. Inaczej słowa pozostaną jedynie zlepkiem komunalnych związków frazeologicznych, jak niektóre kwestie w naszych polskich komediach romantycznych albo amerykańskich filmach superbohaterskich. Kinomaniactwo służy pogłębieniu refleksji, natomiast książkofilstwo ulepsza technikę pisania. A tak na marginesie, nawiązując do artykułu Mai Piskadło na portalu gazeta.pl o Irlandczyku (link tutaj), zakładam, że każdy, kto zabiera się za pisanie o filmie, zna Martina Scorsese. Publiczne pisanie o jego nieznajomości z punktu widzenia dziennikarza publikującego artykuły na komercyjnym portalu jest jak rozebranie się do naga na placu Świętego Piotra w czasie modlitwy Anioł Pański.
- Doświadczenie życiowe
Smak życia jest jak jego sens. Wracam więc do picia wódki z punktu 4. To tylko symbol, ale jakże znaczący, bo wpływa na świadomość. Recenzowanie jest nie tylko pisaniem o filmie, nawet jeśli tak usilnie będziemy chcieli je nazwać. Bo sam film jest związany ze znacznie szerszą narracją doświadczaną przez reżyserów, scenarzystów, producentów, nie w kinie, lecz w życiu osobistym. Film to dokładnie to, co albo w życiu się zdarza, albo co według nas powinno się zdarzyć. Stąd kluczem do odczytania kinematograficznych dzieł jest znajomość stricte własnego sensu życia, a to przychodzi z czasem, długim, mozolnym staraniem się o czas. Nie można więc pisać o wódce, nie znając jej smaku. Nie można pisać o seksie, będąc prawiczkiem. Nie można pisać o dzieciach, nie będąc rodzicem. Nie można pisać o filmie, który jest odpryskiem egzystencji człowieka, nie znając jej. Czy to oznacza, że recenzent staje się nim w określonym wieku, czy po określonych przeżyciach? Nie umiem odpowiedzieć, kiedy następuje ten moment, ale na pewno ktoś, kto go doświadczy, zda sobie sprawę, że przekroczył tę magiczną granicę, za którą smak życia jawi się dosłownie jako jego sens. Dla mnie, póki co, sam jego cień dopiero zaczął wyłaniać się zza horyzontu. Najwidoczniej muszę jeszcze wypić trochę wódki.