search
REKLAMA
Felietony

Co ma wspólnego TELEWIZOR z KRYTYKIEM FILMOWYM? Metody i umiejętności

Odys Korczyński

23 grudnia 2019

REKLAMA

  1. Weryfikacja źródeł i informacji

Chociaż obecnie jest o wiele łatwiej niż kiedyś i nie trzeba wielu godzin spędzać w czytelni, żeby napisać artykuł, to jednak wciąż należy uważać. Internet jest kopalnią cennych informacji, a jednocześnie paskudnych kłamstw. Przekonałem się o tym wiele razy, tym boleśniej, że dopiero wtedy, gdy błąd już poszedł w świat. Sądzę, że w praktyce niemożliwe jest sprawdzić informacji w 100 procentach. Nie ma na to czasu, a niekiedy i świadomości. Część danych niejako automatycznie przyjmujemy jako oczywiste, prawdziwe i sprawdzone, skoro tak samo o nich mówi mnóstwo ludzi. I często właśnie tu może kryć się problem. Jeśli recenzent wykorzystał sporo odniesień na przykład do historii sztuki, prawa czy fizyki, a trafi na czytelnika, który jest specjalistą w którejś z tych dziedzin, może się okazać, że jego potoczne definicje, dobrze sprawdzające się w tekście o filmie, niekoniecznie przystają do specjalistycznych ram innej dziedziny wiedzy. Trzeba się po prostu zawsze liczyć z tym, że ktoś może wiedzieć w danym temacie więcej. Niekoniecznie chodzi tu o wytknięcie błędu, ale też uściślanie, szczegółowe aspekty i potoczne wyjaśnienia. Specjaliści w określonych dziedzinach niezbyt lubią, gdy się ktoś z zupełnie innej bajki tematycznej retorycznie prześlizguje po czymś, czego podręcznikowe opisy liczą tysiące stron. Lepiej więc dwa razy sprawdzić. Przynajmniej zmniejszy się ryzyko napisania nieprawdy, zaś dyskusje z nerdami, specjalistami i innymi zajawionymi w tematach osobnikami, zwłaszcza w Internecie, są nieuniknione.

  1. Wiedza przedmiotowa z zakresu nauk humanistycznych i ścisłych

Samo filmoznawstwo po prostu już nie wystarczy. Film to nie produkt odseparowany od naszej ludzkiej aktywności. To jej efekt, a więc za nim stoi literatura, teatr, filozofia, kultura masowa, technika, a współcześnie coraz częściej nauki ścisłe, w tym fizyka relatywistyczna. Dobrze by było, gdyby recenzent miał wykształcenie w którejś z tych dziedzin. Dodatkowo nieźle orientował się w kulturze masowej. Wiedział, jakie wyzwania i perspektywy stoją przed współczesnymi mediami. Nie unikał telewizji, portali społecznościowych, imprez kulturalnych. To wszystko poszerza horyzonty, zapewnia stereofoniczność recenzji, jak mógłby powiedzieć Tomek Beksiński. Recenzent powinien też brać czynny udział w życiu. To ostatnie brzmi nieco enigmatycznie. Dokładniej wyjaśnię, o co mi chodzi, w punkcie Doświadczenie życiowe. Na razie napiszę tylko, że nie można pisać o wódce, nie znając jej smaku i morderczo szybkiego działania. A poza tym nie wyobrażam sobie, żeby recenzent nie znał blasków i cieni prozaicznego życia. Jak mógłby wtedy zrozumieć filmy, które wynikają z egzystencjalnych doświadczeń? To też ogromny zakres wiedzy, a jego zdobywanie zaplanowane jest na dziesiątki lat.

  1. Umysł otwarty na pluralizm moralny

Najlepiej by było, gdyby recenzent nie wierzył w nic bez dowodu, bo później wychodzą z jego tekstów takie żenujące kwiatki jak na przykład recenzja Krainy lodu 2 na portalu KulturaDobra.pl. Ale tak naprawdę brak wiary jako takiej jest logicznie niemożliwy. Zawsze będziemy w coś wierzyć, chociażby w to, że obudzimy się na drugi dzień. Całkowita niewiara w Boga raczej też wydaje się nieracjonalna, bo nie mamy zweryfikowanej w praktyce teorii na temat własnej genezy i funkcjonowania wszechświata. Co innego niewiara w kościół instytucjonalny. W postawach antyteistycznych (nie mylić z ateistycznymi) należy jednak zachować umiar, bo radykalizm paradoksalnie zaprowadzi zwolenników nowego ateizmu do stworzenia kolejnej religii, która z czasem przerdzewieje jak chrześcijaństwo. Działalność Krzysztofa Pieczyńskiego jest tego dobitnym przykładem. W angielskiej filozofii religii funkcjonuje ciekawe rozróżnienie na faith i belief. Jeśli ktoś zechce zgłębić temat wiary oraz jej braku, znajdzie dziesiątki niuansów, które należy wziąć pod uwagę, nim się stwierdzi, że się w nic nie wierzy. Tutaj raczej nie będziemy ich rozważać. Wracając do recenzenta, jeśli już ma wierzyć, najlepiej żeby jego wiara pozostawała pod kontrolą rozumu, zwłaszcza w kwestiach moralnych, bo to wpływa na ocenę filmu, gdy podporządkowuje się go jakimś religijnym wartościom i próbuje na siłę chrzcić lub szukać w nim przejawów działania Antychrysta. A przecież powinniśmy przestrzegać wartości ludzkich. Te religijne są aksjologicznym oksymoronem, który sprawia, że strach jest zawsze blisko nas.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA