Co ma wspólnego TELEWIZOR z KRYTYKIEM FILMOWYM? Metody i umiejętności
- Weryfikacja źródeł i informacji
Chociaż obecnie jest o wiele łatwiej niż kiedyś i nie trzeba wielu godzin spędzać w czytelni, żeby napisać artykuł, to jednak wciąż należy uważać. Internet jest kopalnią cennych informacji, a jednocześnie paskudnych kłamstw. Przekonałem się o tym wiele razy, tym boleśniej, że dopiero wtedy, gdy błąd już poszedł w świat. Sądzę, że w praktyce niemożliwe jest sprawdzić informacji w 100 procentach. Nie ma na to czasu, a niekiedy i świadomości. Część danych niejako automatycznie przyjmujemy jako oczywiste, prawdziwe i sprawdzone, skoro tak samo o nich mówi mnóstwo ludzi. I często właśnie tu może kryć się problem. Jeśli recenzent wykorzystał sporo odniesień na przykład do historii sztuki, prawa czy fizyki, a trafi na czytelnika, który jest specjalistą w którejś z tych dziedzin, może się okazać, że jego potoczne definicje, dobrze sprawdzające się w tekście o filmie, niekoniecznie przystają do specjalistycznych ram innej dziedziny wiedzy. Trzeba się po prostu zawsze liczyć z tym, że ktoś może wiedzieć w danym temacie więcej. Niekoniecznie chodzi tu o wytknięcie błędu, ale też uściślanie, szczegółowe aspekty i potoczne wyjaśnienia. Specjaliści w określonych dziedzinach niezbyt lubią, gdy się ktoś z zupełnie innej bajki tematycznej retorycznie prześlizguje po czymś, czego podręcznikowe opisy liczą tysiące stron. Lepiej więc dwa razy sprawdzić. Przynajmniej zmniejszy się ryzyko napisania nieprawdy, zaś dyskusje z nerdami, specjalistami i innymi zajawionymi w tematach osobnikami, zwłaszcza w Internecie, są nieuniknione.
- Wiedza przedmiotowa z zakresu nauk humanistycznych i ścisłych
Samo filmoznawstwo po prostu już nie wystarczy. Film to nie produkt odseparowany od naszej ludzkiej aktywności. To jej efekt, a więc za nim stoi literatura, teatr, filozofia, kultura masowa, technika, a współcześnie coraz częściej nauki ścisłe, w tym fizyka relatywistyczna. Dobrze by było, gdyby recenzent miał wykształcenie w którejś z tych dziedzin. Dodatkowo nieźle orientował się w kulturze masowej. Wiedział, jakie wyzwania i perspektywy stoją przed współczesnymi mediami. Nie unikał telewizji, portali społecznościowych, imprez kulturalnych. To wszystko poszerza horyzonty, zapewnia stereofoniczność recenzji, jak mógłby powiedzieć Tomek Beksiński. Recenzent powinien też brać czynny udział w życiu. To ostatnie brzmi nieco enigmatycznie. Dokładniej wyjaśnię, o co mi chodzi, w punkcie Doświadczenie życiowe. Na razie napiszę tylko, że nie można pisać o wódce, nie znając jej smaku i morderczo szybkiego działania. A poza tym nie wyobrażam sobie, żeby recenzent nie znał blasków i cieni prozaicznego życia. Jak mógłby wtedy zrozumieć filmy, które wynikają z egzystencjalnych doświadczeń? To też ogromny zakres wiedzy, a jego zdobywanie zaplanowane jest na dziesiątki lat.
- Umysł otwarty na pluralizm moralny
Najlepiej by było, gdyby recenzent nie wierzył w nic bez dowodu, bo później wychodzą z jego tekstów takie żenujące kwiatki jak na przykład recenzja Krainy lodu 2 na portalu KulturaDobra.pl. Ale tak naprawdę brak wiary jako takiej jest logicznie niemożliwy. Zawsze będziemy w coś wierzyć, chociażby w to, że obudzimy się na drugi dzień. Całkowita niewiara w Boga raczej też wydaje się nieracjonalna, bo nie mamy zweryfikowanej w praktyce teorii na temat własnej genezy i funkcjonowania wszechświata. Co innego niewiara w kościół instytucjonalny. W postawach antyteistycznych (nie mylić z ateistycznymi) należy jednak zachować umiar, bo radykalizm paradoksalnie zaprowadzi zwolenników nowego ateizmu do stworzenia kolejnej religii, która z czasem przerdzewieje jak chrześcijaństwo. Działalność Krzysztofa Pieczyńskiego jest tego dobitnym przykładem. W angielskiej filozofii religii funkcjonuje ciekawe rozróżnienie na faith i belief. Jeśli ktoś zechce zgłębić temat wiary oraz jej braku, znajdzie dziesiątki niuansów, które należy wziąć pod uwagę, nim się stwierdzi, że się w nic nie wierzy. Tutaj raczej nie będziemy ich rozważać. Wracając do recenzenta, jeśli już ma wierzyć, najlepiej żeby jego wiara pozostawała pod kontrolą rozumu, zwłaszcza w kwestiach moralnych, bo to wpływa na ocenę filmu, gdy podporządkowuje się go jakimś religijnym wartościom i próbuje na siłę chrzcić lub szukać w nim przejawów działania Antychrysta. A przecież powinniśmy przestrzegać wartości ludzkich. Te religijne są aksjologicznym oksymoronem, który sprawia, że strach jest zawsze blisko nas.