NAJWIĘKSZE BLOCKBUSTERY LATA 2014. Część 1
Kwiecień za nami i można go traktować jako oficjalną przystawkę do dana głównego, jakim są letnie blockbustery – filmy najlepiej zarabiające i wobec których są największe oczekiwania. Niekoniecznie związane z przedbiegami oscarowymi, bo te prowadzone są najczęściej w grudniu, ale z nadzieją na najlepszą rozrywkę powodującą oczopląs, celuloidowe podniecenie i idealnie nadającą się do dużego pudła z popcornem i siorbnięcia przez słomkę napoju w sali wypełnionej podobnymi widzami podobnymi do ciebie, czytelniku.
Jako wierny konsument popkulturowej rozrywki przyglądam się najważniejszym premierom maja. Nie polskim rzecz jasna, a jankeskim, bo to realizacja planów zza wielkiej wody wpływa na to, jak filmowy świat wygląda i czym się cały glob – łącznie z Polską – fascynuje. Nie omawiam wszystkich premier, bo tych co tydzień jest kilkanaście, w tym wiele znakomicie zapowiadających się filmów w ograniczonym obiegu, nie mających silnego zaplecza marketingowego. Skupiam się na tym, co nagłośniejsze, bo mimo wszystko i tak większość z nas, redakcji, i was, czytelników, właśnie te filmy zaliczy.
KWIECIEŃ PLECIEŃ
Żniwa w multipleksach zaczęły się od mocnego uderzenia – “Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz” to otwarcie kolejnego etapu filmowego uniwersum Marvela i – jak można było przewidywać – otwarcie efektowne pod względem finansowym (ponad 600 baniek na koncie). Co ważniejsze jednak, film spotkał się z bardzo dobrym odbiorem u widzów, którzy docenili wyjście poza typową komiksową konwencję nagradzając oklaskami reżyserów (braci Russo) za odważne wyciszenie całości dzięki szpiegowskiemu sztafażowi. Naprawdę dobre i zaskakujące filmidło, które na szczęście nie zapomina czym jest (jak Radek Pisula pisał: Bracia Russo zrobili naprawdę dobry film. Oryginalny względem innych produkcji Marvel Studios, konsekwentny oraz angażujący).
Po Capie w Stanach pojawił się sequel animacji “Rio”, który swoje zarobił, ale bez jakiegoś szału (i tyczy się to również wstrzemięźliwych recenzji). Następnie zawitała do kin “Transcendencja”, co do której można było mieć sporo oczekiwań (debiut Wally’ego Pfistera, Depp i Freeman w rolach głównych, nadzór Nolana nad całością i dodatkowo obiecująca fabuła). Jak się szybko okazało, embargo na recenzje filmu (praktycznie do dnia premiery nie mogliśmy przeczytać żadnych opinii) miało swoje uzasadnienie: film jest po prostu kiepski, schematyczny i w wielu momentach głupi. Nie zawsze słabe oceny przekładają się na wynik w box-office, jednak w tym przypadku mamy do czynienia z dość ambitniejszym dziełem, więc i oczekiwania wobec niego były większe, a target bardziej wymagający. Dlatego nie dziwią grosze zarobione przez “Transcendencję” w USA i na świecie (bo premiera odbyła się w UK, Niemczech, Chinach, Włoszech, Australii – wszędzie lipa). Podobnie wygląda sytuacja z “Brick Mansions”, prawie ostatnim filmem z Paulem Walkerem – znowu niezbyt dobre recenzje i – jednak spodziewane – niewielkie pieniądze zarobione po pierwszym weekendzie. Niespodziewanie kinami zaczęła rządzić Cameron Diaz w “The Other Woman” (tragicznie oceniane na Zgniłych Pomidorach), ale nie bójmy, tylko przez chwilę. Bo oto zbliża się pierwszy weekend majowy, a z nim oficjalne otwarcie sezonu.
NOWY JORK W PAJĘCZYNIE, CZYLI SEQUEL RIMEJKA
My już co prawda mamy na ekranach “Niesamowitego Spider-Mana 2”, ale w Stanach Pająk dopiero zadebiutował i możemy być pewni, że będzie to bardzo efektowne otwarcie, jak zawsze w przypadku tej postaci. U nas film Webba zdobył uznanie (pierwsza recenzja, druga recenzja), cieszy sie także powodzeniem u krytyków zza Oceanu. Wszyscy chwalą dobre tempo i odtwórców głównych ról. Mało? Czasami wystarczy być wiernym bezpretensjonalnemu nastrojowi komiksów. Warto pobawić się konwencją, formą i wiedzieć, do kogo ma być skierowany film – i nie traktować widzów jak idiotów, tylko przygotować solidny scenariusz i wypełnić film tym wszystkim, co w Spider-Manie jest ważne. Webbowi się udało.
SEKS, DRAGI, ROCK’N’ROLL, CZYLI ŻYCIE PO HIGH SCHOOL MUSICAL
Kolejny weekend Spider-Manowi nie powinien bezpośrednio zagrozić, choć “Sąsiedzi” wchodzą w te same buty, co “Kac Vegas” – komedia dla dorosłych, wypełniona seksem, wulgaryzmami, drugami, absurdem i klasyczną głupkowatością. Film z Sethem Rogenem i Zakiem Efronem może być niezłym hitem, tym bardziej, że recenzje, które się właśnie ukazują (2 tygodnie przed premierą!) sugerują śmieszną i bezpruderyjną komedię. Źle? Część z Was pewnie nie jest docelowym “klientem” tego typu rozrywki, ale właściciele kin mogą spodziewać się pełnych sal.
JESZCZE WIĘKSZE POTWORY, CZYLI WSZELKIE REKORDY POBITE
Tydzień później wchodzi “Godzilla”. Gdybym miał sugerować się tylko plakatami, zwiastunami i obietnicami Bryana Cranstona i Garetha Edwardsa – nowa odsłona najsłynniejszego z potworów będzie najbardziej spektakularnym filmem lata. W zeszłym roku mieliśmy “Pacific Rim”, który również wywoływał niesamowity ferment choćby na naszym Forum, teraz to samo robi “Godzilla”. Ale nie spodziewam się wrażeń innych niż te, które były udziałem walk mechów z potworami z głębin. Godzilla to jeszcze większe bydlę i chyba nikt nie spodziewał się, że tak szybko bohaterowie z filmu del Toro zostaną zdetronizowani. Wieszczę sukces kasowy – w końcu to odświeżenie bardzo znanej marki – choć niekoniecznie aż tak gigantycznego w samych w Stanach, a raczej na rynku azjatyckim, co będzie powtórką z finansowego statusu “Pacific Rim”?
AMBICJA MUTANTÓW, CZYLI MIŁO JAK ZAWSZE
23 maja to premiera “X-Men: Przyszłość nadejdzie jutro”. Wraca główny zawiadowca, Bryan Singer, który obecnie przeżywa trudne chwile w związku z zarzutami o molestowanie seksualne, co już jest poczytywane jako złowrogi PR. Teoretycznie jego obecność to dobra wiadomość, choć wypada go raczej traktować jak sprawnego rzemieślnika niż gwaranta wysokiej, ponadstandardowej jakości. Fabuła nowych Mutantów jest dość ambitna, bo podróże w czasie domagają się dużej uwagi i trzymania się jako takiej logiki, tym bardziej, że całość ma dość płynnie wpisywać się w dotychczasowe historie X-menów, kupa świetnych aktorów ma mieć odpowiedni czas ekranowy, a przy okazji producenci chcą wypromować Jennifer Lawrence w roli Mystique, która dostanie samodzielny film. Nie jest to więc film łatwy, a pierwsze zwiastuny wręcz potwierdzały wszelkie trudności “bogactwa”. Ostanie klipy wyglądają jednak świetnie, fabuła zdaje się być bardziej klarowna niż można się spodziewać, tonacja całości dość poważna, co jest opozycją dla rozluźniających Avengersów. Łyżką dziegciu są wyprute z jakiejkolwiek oryginalności plakaty. Ale to tylko… plakaty.
ROMANTYCZNOŚĆ, CZYLI SPRAWDZONE SCHEMATY
Plany Singerowi może popsuć Adam Sandler z Drew Barrymore. Duzi chłopcy będą chcieli zaliczyć “X-menów”, ale płeć piękna ich uwagę może zechcieć skierować na komedię romantyczną w sprawdzonej formie. “Blended” to w końcu dziełko spod ręki Franka Coraciego, który dał światu “The Wedding Singer”, “The Waterboy” i “Click”, w których wystąpił Sandler i dla którego były to spore hity, a przy okazji to również ponowne spotkanie na ekranie pary aktorów, których widzieliśmy w – a jakże – romantycznym hicie “50 first dates”. I dlatego ten film, mimo konkurencji ze strony mutantów, może nieźle namieszać. Niekoniecznie wygrać pojedynek, ale uszczknąć trochę na pewno.
BARDZO ZŁA CZAROWNICA, CZYLI BARDZO SEKSOWNA ANGELINA
Hollywood jeszcze się nie znudziły postmodernistyczne przeróbki. Ostatni dzień maja powita kolejna kinowa trawestacja klasycznej baśni, tym razem “Śpiącej królewny”. Na celowniku tym razem nie królewna, a zła czarownica, która prawdopodobnie nie jest tak zła, a jej demoniczność nie tak demoniczna. Patrząc na zdjęcia i oglądając zwiastuny nie mogę wyjść z podziwu dla Angeliny Jolie, która wygląda zjawiskowo, a pewnego typu nonszalancja i przyrysowana złowieszczość wyglądają w jej wykonaniu kapitalnie. Forma filmu jest odpowiednio mhhhroczna, elementy fantasy wyglądają obiecująco, a cała kampania reklamowa na czele z trailerem-kołysanką, no cóż, zachęca do odwiedzenia kina. Jedyne obawy, jakie mam w związku z “Maleficent”, to fakt, że nie będzie to historia dla dorosłych, a dla wszystkich, łącznie z najmniejszymi pociechami. I to implikuje wiele problemów, na które dorosły widz się natknie w czasie seansu. Będzie więc straszno, ale nie do końca. Będzie zabawa, ale chciałoby się choć raz na całego, bez wyznaczania granic. A tu klops. PG zobowiązuje.
CDN
[polldaddy poll=8016506]