AVATAR: ISTOTA WODY odniósł sukces w box offisie. Sukces, na który to science fiction ZASŁUŻYŁO
To, co nie było pewne w momencie premiery, po tygodniach stało się faktem. Avatar: Istota wody ma już na koncie ponad miliardów dolarów zysków z kin z całego świata. I szczerze mówiąc, bardzo się tym faktem cieszę.
Przez ostatnie miesiące, a wcześniej lata, wszyscy zastanawiali się, czy powrót na Pandorę ma sens i czy kontynuacja hitu sprzed lat ma szansę odnieść sukces frekwencyjny. Dziś wiemy, że ryzyko się opłaciło. Jak donoszą media, Avatar: Istota wody po trzech tygodniach dystrybucji zgarnął już 1,5 miliarda dolarów zysku. Widowisko Jamesa Camerona tym samym wydarło blockbusterowi Top Gun: Maverick tytuł najbardziej kasowego filmu 2022 roku. Biorąc z kolei pod uwagę ranking wszech czasów, to sequel Avatara wskoczył już na 12. miejsce, pokonując disneyowską animację Kraina lodu II.
James Cameron jeszcze nie może odetchnąć z ulgą. Gigantyczne koszty Istoty wody (oficjalnie mówi się o 250-milionowym budżecie, a nieoficjalnie, że film mógł kosztować nawet 500 milionów dolarów) sprawiły, że aby film osiągnął próg opłacalności, będzie musiał dobić do czołówki rankingu najlepiej sprzedających się filmów w historii światowego kina. Jako widzowie możemy się zatem spodziewać, że Avatar: Istota wody nieprędko zniknie z kin.
Byłem na drugim Avatarze w dniu premiery, swoimi wrażeniami dzieliłem się w recenzji. Wówczas jednak nie byłem pewien, jak to się wszystko potoczy, czy biorę udział w sukcesie, czy porażce powracającego po latach Camerona. Film nie wywołał we mnie wówczas jednoznacznej satysfakcji. Miałem do niego kilka uwag, co tylko podsyciło moje wątpliwości co do tego, jak potoczą się losy widowiska w kinach.
Co ciekawe, im więcej czasu mija od tego premierowego seansu, tym bardziej mam wrażenie, że uczestniczyłem w czymś bardzo udanym, profesjonalnie zaprojektowanym. Jednocześnie moja rosnąca satysfakcja zbiega się korzystnymi podsumowaniami box office’u. Być może jest tak, że tak jak ja odczuwam chęć powrotu do tego filmu, tak wielu widzów nie wahało się wydać ponownie pieniędzy na bilet, by obejrzeć widowisko Camerona jeszcze raz. Nie mówiąc o tym, że Avatar najwyraźniej płynie na wyjątkowo korzystnym marketingu szeptanym – od ucha do ucha przekazywana jest informacja, że widowisko działa i warto je obejrzeć, przez co publika rośnie.
Moda na eskapizm najwyraźniej nie przemija i długo nie przeminie. Natomiast to, co mnie dodatkowo cieszy, to to, że w przypadku Avatara mamy do czynienia z filmem nieco innym od tego, co dotychczas ten eskapizm zapewniało. W końcu na skrupulatnie kreślonej mapie wielkich widowisk pojawił się produkt, który stanowi alternatywę dla adaptacji komiksów lub kolejnej realizacji ze świata Gwiezdnych wojen. To jedna rzecz.
Druga, że ludzie najwyraźniej dostrzegają świeżość w Avatarze, co może wydać się paradoksalne, gdy weźmie się pod uwagę, że nie jest on oparty na oryginalnych schematach fabularnych. Nie to ma jednak decydujące znaczenie w tym wypadku. Znaczenie ma przekaz, który, według mnie, bardzo celnie wpisuje się w ducha czasów i pełne niepokoju nastroje masowej widowni. Ta bowiem jest zatroskana wojennymi zawirowaniami, klimatycznymi zmianami, destrukcyjnym wpływem cywilizacji człowieka na środowisko, odejściem od natury na rzecz technologii, pozycją i modelem instytucji rodziny – kwestie te stanowią lejtmotyw filmu Camerona.
Podobne:
Najskuteczniejsze jest jednak to, że ten przekaz został zaprezentowany w tak urzekający sposób. Avatar jest czymś w rodzaju sennego marzenia lub bajki doszukującej się dobra tam, gdzie panuje zło. Działa jednak w pierwszej kolejności swą plastycznością. Uniwersalna symbolika wody, jako źródła życia i filozofii ulotności chwili, niestałości, jeszcze nigdy nie była w kinie tak fascynująco oddana. Ten film nie dość, że ma głębie przesłania, to ma jeszcze dosłowną głębię obrazu.
Dlatego owszem: klaskam dziś Cameronowi. Przez lata jego plany były obiektem drwin, nikt nie wierzył w to, że powrót na Pandorę ma jeszcze sens. Szybko zapomniano o tym, że kto jak kto, ale akurat Cameron w sequelach był zawsze dobry. On po prostu czekał z Avaterem na odpowiedni moment, zbierał fundusze, robił badania, skrupulatnie rozbudowywał świat. Udoskonalając swój produkt tak, by jak najlepiej trafił w nasze serca.
Czekam na trzecią odsłonę tej przygody, bo jej realizacja, choć już przebiega, w świetle zysków Istoty wody stała się czymś przesądzonym.